Oszuści nie mają skrupułów. Dokładnie wiedzą jak działają społeczne mechanizmy autorytetów. Dlatego mało kto ma wątpliwości z uiszczeniem drobnej opłaty, gdy podchodzi do nas ubrany w żółtą kamizelkę mężczyzna z kasą fiskalną lub przynajmniej czymś co ją udaje. Tym razem mówimy nie o „smakoszach” proszących o 2 złote za popilnowanie auta w centrum. Mówimy tu o prawdziwych fałszywych parkingowych, którzy zajmują publiczne lub prywatne nieruchomości na parking. Ba nawet wydają pokwitowanie – tylko nie wiadomo od kogo, bo robią to w imieniu nieistniejących firm lub osób.
5 euro opłaty. Tyle zażądał od parkującego w Zakopanem kierowcy, mężczyzna. Zrobił to, pomimo że teren, na którym się znajdował był objęty strefą miejskiego płatnego parkowania a w pobliżu stał parkometr. Takich sytuacji w skali kraju jest więcej. To tylko schemat. Spieszysz się, parkujesz byle znaleźć miejsce, gdy je znajdziesz przybiega Pan odziany w odblaskową kamizelkę i prosi Cię pewnym głosem o opłatę. Dziarsko macha jakimś „kalkulatorem” legitymacją i pismem z urzędu miasta. Dla świętego spokoju dajesz te 5 złotych. I tak przecież jesteś tu na chwilę. Dostajesz paragon niefiskalny i lecisz na pocztę, bo zapłaciłeś tylko za pierwsze 30 minut.
Zagarnąć niczyje lub cudze
Nie wykluczone, że twój parkingowy rzeczywiście może pobrać od Ciebie opłatę. No bo kto by ryzykował za 5 złotych, zakładał żółtą kamizelkę. Zresztą w pobliżu widziałeś nawet gdzieś patrol policji więc gdyby był oszustem to przecież policja by go złapała.
No nie do końca. Właśnie na tym żerują oszuści podający się za parkingowych. Bywa, że zawłaszczają teren należący do miasta. Wbiją kilka metalowych prętów w ziemię i połączą je chińską, biało-czerwoną taśmą kupioną za 12 złotych. Efekt sprawia wrażenie zorganizowanej akcji i rzeczywiście jest to taka akcja, żebyś dał piątaka…
Ale pomysłowość lub podłość ludzka nie zna granic. Dlatego zdarza się, że parkingowi wyszukują prywatne, pozornie opuszczone, nieruchomości na tego typu akcje. Jak to robią? A np. patrzą która działka jest nieskoszona. Potrafią udawać jakieś prace ziemne, drogowe i stać na sygnałach… wszystko po to, żeby sprawdzić. Co dokładnie? Czy jest właściciel, czy się interesuje nieruchomością, czy ruch na działce kogoś zainteresuje. Jeżeli nie to wkraczają do gry. Koszą trawę, stawiają tablice z regulaminem, wbijają kijki połączone taśmą i oferują atrakcyjną cenę za postój. Kto by się nie skusił.
Jak się tłumaczą?
I tak panowie koszą, od tysiąca do dwóch dziennie, w sezonie (głównie nad morzem, czy w górach) w skali miesiąca to nawet 60 tysięcy. Oczywiście na czarno, bo jak się wytłumaczyć z udostępniania cudzej działki? Nie daj Boże znajdzie się właściciel i sprawa karna i cywilna murowana. Gdy ktoś zaczyna interesować się, dlaczego pobierają opłatę lub czy mają prawa do terenu stosują kilka różnych socjotechnik. Pierwsza z nich to zniechęcenie. „Panie blokujesz Pan drogę” – klasyk. Druga metoda to zagrożenie wezwaniem policji lub lawety – myślisz, no tak przecież oszust by nie wzywał policji. Trzecia ostatnia linia oporu to już kilku rosłych innych parkingowych albo napuszczenie innych kierowców na tego podejrzliwego który się ociąga. Działa w 99 procentach przypadków.
Ostatnimi czasy zjawisko to przybiera wręcz zjawisko plagi. Fałszywy parkingowy pobierał opłaty w Ustroniu – dopiero reakcja właściciela nieruchomości, na której znajdował się dziki parking doprowadziła do zatrzymania mężczyzny. W Lublinie fałszywy kontroler pobierał opłaty na Placu Targowym – zatrzymali go patrol SOK i przekazał policji. W Gdańsku przez takimi fałszywymi parkingowymi przestrzega straż miejska. Takich spraw jest naprawdę mnóstwo.
Gdzie uważać?
Gdzie polują fałszywi parkingowi? Są to głównie ośrodki turystyczne. Warto też uważać na takie próby oszustwa przy dużych węzłach komunikacyjnych, gdzie zostawiamy pojazdy i przesiadamy się do komunikacji miejskiej lub podmiejskiej.
Zdarzają się też oszustwa na tzw. mandacik za parkowanie. Czyli gdy zaparkujemy w miejscu „obskakiwanym” przez fałszywego parkingowego możemy dostać karę w postaci czegoś na kształt mandatu. Tak oczywiście jest to także próba oszustwa. Na bileciku będzie najczęściej napisane, że za nasz naganny czyn zostaliśmy ukarani karą 500 złotych, ale jeśli zapłacimy w ciągu tygodnia to wystarczy kwota 50 złotych. Kto by się nie połasił…
Dlatego zanim zapłacimy komukolwiek należy zawsze sprawdzać za co płacimy i komu.
O takiej sprawie pisał niedawno Tygodnik Podhalański: