„Husarskie skrzydła”
Czy Recep Tayyip Erdoğan jest satrapą i dzierżymordą? Tak, naturalnie, jest nim. Czy Recep Tayyip Erdoğan wykorzystał – najprawdopodobniej sztucznie wykreowany i wyreżyserowany przez siebie samego – pucz z lipca 2016 roku, do swoich własnych politycznych celów i zdestabilizował wszystkie mechanizmy demokratyczne w państwie, na czele z sądownictwem? Tak, naturalnie, zrobił to. Czy Recep Tayyip Erdoğan powinien być poddany międzynarodowej izolacji, a na jego kraj nałożone sankcje, do czasu, kiedy zostaną przywrócone do właściwego funkcjonowania wolnościowe instytucje państwowe? Tak, naturalnie, powinno się tak uczynić. Czy ktoś to zrobi? Nie, nikt tego nie zrobi. Dlaczego? Dlatego, że Turcja, pomimo obecnego kryzysu monetarnego, jest potęgą, dysponuje drugą pod względem siły armią NATO i leży w strategicznym rejonie globu. Czy Warszawa, stolica kraju od wieków szczycącego się dużymi swobodami i praktycznie nieograniczoną wolnością, powinna utrzymywać bardzo dobre stosunki z despotyczną Ankarą? Nie, naturalnie, nie powinna. Czy Polska, pomimo powyżej przywołanych zastrzeżeń, posiada dobre relacje z Turcją? Tak, naturalnie, posiada je. Czy tak powinno być? Tak, naturalnie, dokładnie tak powinno być? Czy autor niniejszego artykułu właśnie nie wpadł we własne sidła i nie zaczyna przeczyć sam sobie? Ależ skąd! Autor tekstu jest starym, zgorzkniałym cynikiem, który lata temu doszedł do wniosku, że od czasu, gdy polityka zagraniczna przestała być prowadzona przez angielski lordów i francuskich baronów, a stała się domeną cwaniaków pasionych pieniędzmi od lobbystów, nie należy się martwić o nic, oprócz własnego państwa. Dla jasności – polityka szlachty znad Tamizy i Loary także była uprawiana przez kanalie, ale miały one własne, najczęściej potężne majątki i czasami stać je było na ludzkie odruchy. Dziś rządzi tylko i wyłącznie moneta, dlatego piszący te słowa od zawsze radzi, aby dyplomacji pozbyć się wzniosłości i husarskich skrzydeł.
Husarskich skrzydeł, ku mojemu wielkiemu i pozytywnemu zaskoczeniu, pozbyli się: prezydent Duda, minister spraw zagranicznych Rau i szef resortu obrony Błaszczak. Dowodem tego jest ostatnia wizyta naszych oficjeli nad Bosforem, zakup dronów bojowych i zapowiedź dalszej współpracy z Turkami na niwie zbrojeniowej. Domyślam się, że w żaden sposób nie spowoduje to cieplejszego oglądu naszego kraju w Waszyngtonie, ale tutaj zaznaczam, iż właśnie nad Potomakiem podjęto katastrofalne decyzje, które zmusiły nas do manewru na Wschód. Chcę zwrócić uwagę Czytelników na szybkość, z jaką biegną obecne wydarzenia. Być może wyciągam zbyt daleko idące wnioski, ale podejrzewam, że MSZ od dawna, w sposób skryty, przygotowywał grunt pod obecne zasiewy, a to oznacza, iż przewidziano konsekwencje porażki Donalda Trumpa i z odpowiednim wyprzedzeniem nawiązano niezłe kontakty w innych rejonach świata. Nie ukrywam, że rzecz cała jest dla mnie miłym zaskoczeniem, a Bix Aliu, charge d’affaires w warszawskiej ambasadzie USA, może dalej zajmować wypisywaniem dyrdymałów o wspaniałościach, jakie na tym padole łez poczynił George Floyd. W tym miejscu dodam, że jest duża rozbieżność w oglądzie postaci Floyda przez amerykański wymiar sprawiedliwości, a dyplomatami ze Stanów Zjednoczonych. Sędziowie zapełnili kartotekę Murzyna wieloma wyrokami na przestrzeni kilkunastu lat, zaś politycy robią z niego niemalże męczennika. Nasuwa się więc uzasadniona wątpliwość co do jakości zaoceanicznego wymiaru sprawiedliwości, skoro człeka o takich osiągnięciach, maltretował on w sposób tak bezwzględny. Gdyby jakiś nieuk, parzący kawę w Białym Domu, wypowiedział się niepochlebnie na temat nadwiślańskiej demokracji, wtedy można podnieść sprawę skandalicznego prześladowania przez ichniejsze sądy czarnego człowieka i zdać pytanie, czy czasami właśnie to nie doprowadziło do ogólnoamerykańskiej tragedii w dniu 25 maja 2021 roku? Sądzę, że zdziwienie interlokutora mogłoby przejść do kanonów pyskówek politycznych i po drugiej stronie byłoby także co nie miara drapania się w głowę z zakłopotaniem.
Z zakłopotaniem, tym razem z polskiej strony, musimy spojrzeć na Teheran. Persowie nic nam nigdy złego nie zrobili, a my daliśmy się niepotrzebnie wmanewrować w idiotyczną konferencję o Iranie. Dziś, gdy emocje ostygły, należy uderzyć się w piersi i lecieć pod Elbrus, aby spróbować naprawić skutki fatalnej decyzji sprzed dwóch lat. Trudno, przysłowiowe mleko się rozlało, więc pozostaje teraz posprzątanie bałaganu, ale nie takie rzeczy w polityce międzynarodowej oglądano. To wszystko czeka nasz MSZ po czerwcowym szczycie NATO i spotkaniu Putin – Biden. Nie wiem, co ustalą Rosjanin z Amerykaninem, ale obawiam się, że nie będzie to nic dobrego dla Europy Środkowowschodniej. Ponieważ mam luksus pisania tego co myślę, dlatego pozwolę sobie życzyć Moskwie pikującego w dół rubla, Waszyngtonowi wielu ruchów Black Lives Matter i mnogości Latynosów przeprawiających się przez Rio Grande w kierunku północnym, a Berlinowi rozdrobnienia partyjnego po wrześniowej elekcji do Bundestagu oraz bezliku śniadolicych przybyszów z Azji czy Afryki, którzy będą otrzymywać zaopatrzenie socjalne z niemieckiej szkatuły. Czy moje życzenia są skandaliczne? Tak, naturalnie, są skandaliczne, ale jestem indywiduum bez żadnych złudzeń i dawno pozbyłem się husarskich skrzydeł.
Howgh!
Tȟašúŋke Witkó, 31 maja 2021 r.
1 komentarz
Podrabiany jakiś ten husarz, że nie wspomnęo koniu
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.