Jeśli ktoś z Państwa miałby na zbyciu jakąś opuszczoną latarnię morską w przystępnej cenie, to proszę o sygnał na adres Redakcji periodyku, w którym publikuję. Kupię ową nieruchomość bez wahania, nawet gdybym miał się zadłużyć do końca dni moich. Dlaczego? Dlatego, że jestem już zmęczony idiotyzmami wygadywanymi i wyczynianymi przez polityków, więc chętnie schowałbym się w jakiejś zacisznej przystani życiowej. Dłuższy czas temu porzuciłem złudzenia, że decydenci robią cokolwiek w sposób przemyślany i planowy. Dochodzę do wniosku, że większość działań polega na gaszeniu wysokooktanową benzyną pożarów, które oficjele systematycznie wywołują wskutek własnej niewiedzy, życzeniowego myślenia, oderwania od rzeczywistości lub – co najbardziej prawdopodobne – ulegając naciskom lobbystów. Podać przykład? Ależ proszę bardzo – doprowadzenie do zawetowania przez Węgry i Polskę długoterminowego budżetu Unii Europejskiej i postpandemicznego Funduszu Odbudowy. Ostatnimi, których obwiniałbym o taki stan rzeczy są sami wetujący, czyli Mateusz Morawiecki i Viktor Orbán. Doszło do tego, że obydwaj premierzy zostali tak przyparci do ściany przez europejskich urzędników, iż zwyczajnie nie mieli innego wyjścia i sięgnęli po środki najbardziej drastyczne. Gdy nastąpiło bezpośrednie zwarcie w Radzie Europejskiej i wyszło, że ani Warszawa, ani Budapeszt nie blefują, wówczas rozpoczął się klangor suflujący narrację o niewdzięcznych krajach, traktujących Unię Europejską niczym bankomat, z którego można czerpać pieniądze pełnymi garściami, nie dając nic w zamian. Osobiście stwierdzam, że większej bzdury dawno nie słyszałem, ale mój wrednawy charakter spowodował, iż poczułem pewną satysfakcję obserwując poruszenie „tłustych kotów” i przyglądając się zdziwieniu sztucznie oburzonych.
Zdziwienie sztucznie oburzonych zostało natychmiast wyartykułowane na szpaltach zaodrzańskich tytułów prasowych i to przez takich teutońskich szermierzy pióra, jak sama Barbara Wesel, powszechnie znana z wychwalania pod niebiosa Angeli Merkel i bezpardonowego łajania każdego, kto jest w opozycji do Frau Bundeskanzlerin. W sposób arogancki, z typowo niemieckim poczuciem wyższości, potępiła Viktora Orbána i Jarosława Kaczyńskiego. Tutaj nasuwa się pytanie – co prezes PiS-u ma wspólnego z wetem, skoro zgłosił je Mateusz Morawiecki, człowiek piastujący urząd premiera naszego kraju od trzech lat? Tego nie potrafię Państwu wyjaśnić inaczej, jak pewnym „zunifikowaniem” tekstów w gazetach na Starym Kontynencie. Jeśli dobrze przyjrzeć się artykułom w liberalnych mediach wydawanych między Bałtykiem a Tatrami, to bez trudu można zauważyć, że Prezes Rady Ministrów nie jest tak mocno i często piętnowany – i nie ma znaczenia czy słusznie – jak szef partii rządzącej. Powiem więcej; wnioski, sposób podawania i interpretacji faktów, a także konkluzje, różni tylko język w jakim zostały napisane, zaś sama treść jest wszędzie prawie identyczna. Szczerze mówiąc, jestem zaskoczony postawą państw „starej Unii”, szczególnie Niemiec, ponieważ sądziłem, że choć nad Sprewą oceniają sytuację właściwie. Okazało się jednak, że opór Polaka i Węgra, wielokrotnie przecież zapowiadany, wytrącił z równowagi otoczenie Pani Kanclerz i stąd wzięły się te wściekłe taki medialne skompilowane z zawoalowanymi groźbami zawarcia porozumienia ponad głowami Budapesztu i Warszawy, co wydaje się jeszcze trudniejsze niż kompromis w sprawach budżetu i funduszu. Sądzę, że będzie konsensus, ale – jak zwykle w takich sytuacjach – wszyscy muszą zrobić krok do tyłu.
Zrobienie kroku do tyłu będą wymuszać na skonfliktowanych stronach takie państwa jak Włochy czy Portugalia. Lizbona, potrzebująca rychło środków finansowych, sygnalizowała ustami premiera António da Costy, żeby najpierw wypracować porozumienie odnośnie pieniędzy na pobudzenie gospodarek zdewastowanych wirusem COVID-19, a następnie rozpocząć debatę nad budżetem. Oczywiście, głos Portugalczyka został zignorowany i wszyscy gracze zapędzili się sami w kozi róg. Kolejnym katalizatorem będzie nacisk Włoch, kraju liczącego na otrzymanie ekstra ponad 80 mld euro, co przy polskich 23 mld wygląda imponująco. Musimy uzbroić się w cierpliwość i uważnie śledzić kolejne dobiegające sygnały.
Dobiegające sygnały z innej części świata zapierają dech w piersiach. W połowie listopada, premier Wietnamu, Nguyễn Xuân Phúc, ogłosił powstanie porozumienia gospodarczego obejmującego 15 krajów Azji i Pacyfiku. Naturalnie, Hanoi wystąpiło jedynie w roli konferansjera, gdyż decyzje podejmowane są w Pekinie, ale można tylko podziwiać sprawność negocjacyjną Chińczyków. W tym samym czasie, kiedy na Starym Kontynencie tęczowy jednorożec walczy o prymat z czerwoną błyskawicą, a muzułmanie strzelają do ludzi z broni maszynowej, gdzieś daleko mamy pokornych Azjatów, którzy stworzyli układ handlowy, w skład którego wejdzie 30 proc. światowej populacji. Wszelakiej maści nieukom odzianym w drogie garnitury chcę przypomnieć, że Chiny już prawie skolonizowały Afrykę, więc za dekadę, starzejąca się i bezdzietna Europa będzie produkowała jedynie na rynek wewnętrzny. Róbcie tak dalej i zajmujcie się bzdurami, to wkrótce z własnych domów wypędzą was wyznawcy Proroka, albo krępe żółtolice ludziki, ale wtedy może już zabraknąć miejsca na zdziwienie sztucznie oburzonych.
Howgh!
Tȟašúŋke Witkó, 23 listopada 2020 r.