Wojna u bram, a Wojskowa Służba Zdrowia
W 2018 roku liczba wakatów w Wojskowej Służbie Zdrowia (WSZ) przekroczyła 500, a niektóre placówki będące pod nadzorem MON i z przymiotnikiem „wojskowy” nie zatrudniały nawet jednego żołnierza. Niestety po czterech latach, nie jest lepiej.
Informacja o liczbie wakatów pojawiła się podczas posiedzenia senackiej komisji obrony w 2018 r. Ale to, co może niepokoić, to fakt, iż w tym samym czasie Departament Wojskowej Służby Zdrowia MON, udzielił i nadal zgody kolejnym oficerom medykom na skrócenie służby.
I choćby dlatego przed kierownictwem MON i Departamentu WSZdr stoi szereg decyzji do podjęcia. Mówiąc inaczej wyzwań.
Blisko dwa lata temu podczas obrad sejmowej Komisji Obrony Narodowej, wiceszef MON Wojciech Skurkiewicz, przedstawił raport dotyczący działań żołnierzy na rzecz powstrzymania epidemii covid-19.
Przy okazji wspomniał o pomyśle reaktywowania Wojskowej Akademii Medycznej, zlikwidowanej prawie dwie dekady temu. To swoiste remedium na problemy kadrowe miało wejść w życie już w kolejnym roku akademickim. Nie weszło.
Warto odnotować, iż zaangażowanie Wojskowej Służby Zdrowia (WSZdr) w walce z wirusem SARS COV-2 było ogromne.
W stałej gotowości pozostawało 14 wojskowych szpitali i 5 ośrodków medycyny prewencyjnej. Z kolei mieszczący się w Puławach Ośrodek Diagnostyki i Zwalczania Zagrożeń Biologicznych Wojskowego Instytutu Higieny i Epidemiologii (WIHE) każdego dnia wykonywał testy umożliwiające wykrywanie koronawirusa.
Należy pamiętać również, iż nie było to pierwszy raz, kiedy w czasie pokoju wojskowi medycy wspierali cywilną służbę zdrowia. Mobilne zespoły medyczne Wojsk Specjalnych brały udział m.in m.in. w zabezpieczeniu szczytu NATO i Światowych Dni Młodzieży z udziałem papieża Franciszka. Z kolei w wyniku współpracy Wojskowego Instytutu Medycznego (WIM) z Wojskami Specjalnymi do szpitala na Szaserów trafiła jedyna pompa do szybkich przetoczeń, której polscy żołnierze używali w Afganistanie.
Przykłady naturalnie można mnożyć. Co nie zmienia faktu, że dzieje się to wszystko przy ogromnym deficycie kadry.
25 czerwca br. odbyła się uroczystość zakończenia VI edycji studiów podyplomowych „Zarządzanie i kierowanie podmiotem leczniczym resortu Obrony Narodowej”. W uroczystości wzięli udział Dyrektor Departamentu Wojskowej Służby Zdrowia MON dr Aurelia Ostrowska i Dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego gen. dyw. prof. dr hab. n. med. Grzegorz Gielerak (obecnie już gen. broni). Tak informacja oczywiście cieszy. Choć mówimy tu o zarządzaniu podmiotami leczniczymi, a nie wykształceniu kadry, która ma stanąć przy łóżkach pacjentów.
– Polska jest krajem, który z uwagi na swoje położenie geograficzne powinien dysponować rozwiniętymi zdolnościami reagowania kryzysowego realizowanymi za pomocą wydzielonego rodzaju Sił Zbrojnych – Wojskowej Służby Zdrowia – mówił gen. Grzegorz Gielerak, kilka miesięcy temu dla portalu Termedia.
Pełna zgoda. Jednak wróćmy do kwestii odejść z wojska ludzi stosunkowo młodych. Dlaczego 42-44 letni lekarze wojskowi, także z WIM, dostają zgodę na „zrzucenie mundury”?
Dlaczego doświadczeni uczestnicy medycznych międzynarodowych misji wojskowych w ramach „awansu” idą za biurko?
I na koniec. Cieszy fakt oddania do użytku filii WIM w Legionowie. Ale 90 łóżek szpitalnych wschodniej flanki NATO nie zabezpieczy.