Telefon (ograniczonego) zaufania
Ludzie dzwonią do siebie odkąd w1876 roku telefon opatentował Alexander Graham Bell (bo pierwotnym wynalazcą urządzenia służącego do porozumiewania się na odległość był Włoch Antonio Meucci, który swojego odkrycia dokonał w 1857 roku). Dzwonią, by dowiedzieć się co słychać, wyznać miłość, pokłócić się, wreszcie by załatwić jakieś niecierpiące zwłoki sprawy. Jednym słowem, żeby pozostawać ze sobą w kontakcie. Telefon tysiące razy uratował komuś życie, kiedy tylko szybkie wybranie numeru pogotowia ratunkowego, policji czy straży pożarnej, spowodowało interwencję tych służb i zapobiegło nieszczęściu.
Swoiste telefoniczne pogotowie ratunkowe stworzył na początku XXI wieku fryzjer z Wronek, niejaki Ryszard Forbrich. Znając pana Ryszarda, ba jedynie oceniając go wizualnie, nikt by się nie domyślił, że ten przaśny, i w sumie prosty, obwieszony złotem małomiasteczkowy golibroda to geniusz zła. Po latach okazało się, że był mózgiem i szefem mafii ustawiającej w Polsce mecze piłkarskie. A jego telefoniczne pogotowie było ratunkowe, ale dla klubów, którym groził spadek z ligi i musiały się ratować sięgając do przestępczych metod kupowania spotkań.
Niby w kwestii handlowania meczami w Polsce, wszystko jest już jasne. Setki osób korzystających ze znajomości „Fryzjera” wśród sędziów i obserwatorów ligowych, osób kupujących i sprzedających, arbitrów przyjmujących łapówki i innych drobnej maści oszustów zasiadło na ławie oskarżonych i zostało skazanych prawomocnymi wyrokami. Na czele ze wspomnianym Forbrichem. Restrykcje w postaci karnych degradacji dotknęły też kluby, które w brudny sposób chciały wygrywać.
Aż ten mocno nieświeży i przypalony kotlet znów trafił na stół. Zaserwował go portal Wirtualna Polska, który ujawnił, że aktualny selekcjoner reprezentacji Polski Czesław Michniewicz, w czasach kiedy prowadził Lecha Poznań (w latach 2003-2006) to przegadał przez telefon z Forbrichem bite 27 godzin! Tyle, że to żadna nowość, bo już lata temu prokuratura ujawniła, że obaj panowie kontaktowali się telefonicznie 711 razy! I co z tego? Skoro Michniewiczowi, który sam zgłosił się do prokuratury, by opowiedzieć co wie o korupcji w ligowej piłce, nigdy nie postawiono choćby jednego zarzutu! Obecny trener kadry nigdy też nie zasiadł na ławie oskarżonych!
Ktoś zapyta, po co zatem odgrzewać tego, przysłowiowego, mocno cuchnącego starością kotleta? Nie wiem czemu to służy. Jeżeli pojawiłyby się jakieś nowe dowody, że Michniewicz w trakcie połączeń z Forbrichem załatwiał korzystne wyniki swojej drużyny, gdyby wyszło na jaw, że – powiedzmy – trener jest tak samo winny handlu punktami, jak setki innych, gdyby ujawniono, że został np. świadkiem koronnym, to w porządku! Ale tak? Dla mnie to zwykłe bicie piany, sztuka dla sztuki, która może wyrządzić naszej reprezentacji więcej szkody niż pożytku. No bo chyba nikt, kto posiada choćby śladowe ilości rozsądku, nie podejrzewa, że prezes PZPN Cezary Kulesza po publikacji WP zwolni Michniewicza?! Tym bardziej, że zatrudniając go, wiedział o związkach szkoleniowca z „Fryzjerem”.
Uważam, że to zwykła burza w szklance wody, która idealnie wypełnia czas letniej, piłkarsko ubogiej, kanikuły. Tyle. I tylko tyle. A czy Michniewicz rozmawiał z Forbrichem o umówieniu się na strzyżenie, czy o panienkach lub grzybach we wronieckich lasach, to już pozostanie tajemnicą obu panów.
Piotr Radomski