Skąpy jak Poznaniak…
Z Lecha Poznań, który w poprzednim sezonie ligowych rywali (no, może poza Rakowem), rozstawiał po kątach, zostało tylko wspomnienie i kilka kompletów koszulek, w których w nowych rozgrywkach wybiegają na boisko jacyś przebierańcy. Tak, to nie przejęzyczenie – PRZEBIERAŃCY! No bo trudno jest uwierzyć, by wiodący piłkarz poprzedniej kampanii – Joao Amaral w ciągu zaledwie kilku tygodni zapomniał jak się celnie podaje i strzela, a potężny jak tur Mikael Ishak daje się w polu karnym przestawiać, mniejszym o głowę obrońcom, jak kredens po malowaniu u teściowej. W największym skrócie – piłkarze z Bułgarskiej są nieprzygotowani do sezonu, czego efektem jest już pięć poniesionych porażek. Lecha leje kto chce. Od Karabachu po Stal Mielec i pasterzy z Islandii. Czyżby więc Kolejorza zachorował na wirusa, który dopada mistrzów Polski, jak choćby Legię w minionych rozgrywkach, która przegrała 17 meczów ligowych w sezonie, odpadła z Pucharu Polski i nie zakwalifikowała się do fazy grupowej jakiegokolwiek z europejskich pucharów? Coś w tym jest, jednak nic nie bierze się z niczego. Legia zapłaciła za fatalne zarządzanie klubem i żenująco pokraczną politykę transferową byłego już na szczęście dyrektora sportowego – Radosława Kucharskiego. A jak to jest z Lechem?
Nie czarujmy się – obecny stan rzeczy to wina skąpstwa działaczy, którzy pożałowali grosza na wykupienie z Fortuny Dusseldorf Dawida Kownackiego i zatrudnienie dwóch asów Piasta – Damiana Kądziora i Frantiska Placha.
Kompletnym nieporozumieniem okazało się również zatrudnienie Johna van der Broma. Holender w popisowy sposób rozmontował świetnie funkcjonującą maszynę. I z TGV jakim był Lech za Macieja Skorży uczynił ciuchcię, która krztusi się i prycha, gdy przychodzi jej pokonac choćby najmniejsze wzniesienie.
Mówi się, że oszczędność jest cnotą. Nie każda. Ta poznańska, posunięta do granic rozsądku właśnie wykoleiła najlepszą do niedawna polską drużynę.
Piotr Radomski