„Orlęta. Grodno ‘39”. Geopolityka nie śpi
Okrucieństwo Rosjan, zbiorowe gwałty, mordowanie dzieci i kobiet. A dziś obecna wojna w Ukrainie.
Warto na wstępie podkreślić, że „Orlęta” to pierwszy film fabularny o inwazji sowieckiej na Polskę w 1939 r., a honorowy patronat nad filmem sprawują Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Ministerstwo Edukacji i Nauki.
Z kolei premierę dzieła, honorowym patronatem filmu objął minister prof. Piotr Gliński.
Wracając do samego obrazu Krzysztofa Łukaszewicza. Geopolityka i historia to nie opium dla mas. One dzieją się tu i teraz na naszych oczach. Jak i się działy w 1939 roku. Bo film w jakimś sensie obrazuje obecną sytuację geopolityczną w naszym regionie.
Porównania z wojną w Ukrainie nasuwają się same. Przede wszystkim przez bestialstwo Rosjan. Dodatkowo mowa o zakłamaniu komunistów. Owe zakłamanie możemy odnieść zarówno do obecnej Rosji, ale i niestety do wielu decydentów na Zachodzie.
Z kolei bycie bohaterem nie zawsze idzie w parze z niezłomnością.
„Orlęta” nie są czarno-białe, a Polacy to nie sami nieskazitelni rycerze. Film słusznie ukazuje fakty z haniebnego funkcjonowania ONR. Faktów, którym już dziś obecne środowisko „narodowców” próbuje zaprzeczać.
Rzecz ma miejsce w II RP. Leon jest młodym Żydem, brat jego jest komunistą. Chłopak z tożsamością i polską, i żydowską, marzy o normalnymi życiu nastolatka. Chce wstąpić do harcerstwa. To jego idée fixe.
Jego marzenia są każdego dnia niszczone przez ludzi noszących te same opaski co obecnie współcześni znajomi od „Bąkiewicza i ONR”.
Nie jest to pierwszy raz, kiedy na wojnę patrzymy w kinie oczami dziecka. Ale chyba pierwszy raz w ostatnich latach, kiedy produkcja współfinansowana przez państwo nie jest właśnie czarno – biała.
Film jest produkcją Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w koprodukcji z Telewizją Polską, współfinansowaną przez Polski Instytut Sztuki Filmowej, dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a za dystrybucję odpowiada TVP Dystrybucja Kinowa.