O WIELOŚCI NASZYCH ŚWIATÓW
Obraz Free-Photos z Pixabay
Inspiracją do napisania tego artykułu stała się niedawna rozmowa z młodym rolnikiem, który postanowił przejąć pole po ojcu i na nim gospodarować. Uśmiechnięty, szczupły mężczyzna, o ogorzałej od słońca twarzy, niedawno ukończył szkołę rolniczą. Stojąc przede mną pełen zapału i optymizmu opowiadał o tym, jak jego ojciec i dziadek ,,zarazili” go miłością do ziemi i ciężkiej pracy na roli. – ,,Proszę Pani, jeżeli my, młodzi ludzie nie będziemy pracować na roli, gospodarować na wsi, to reszta wymrze. Ktoś to musi robić. No nie tak? O tym zawsze w domu mówił mój dziadek i ojciec, i mieli rację. Na razie mam mało pola 30 ha, ale moim marzeniem w niedalekiej przyszłości jest dokupić jeszcze. Jak miałem dwa i pół roku może trzy, to tata mnie na kombajn wziął, takiego małego. Tak mnie zawsze brali. Pamiętam, że jak chodziłem do szkoły, do zerówki, to miałem trochę problem z czytaniem. Finał, był taki, że część czytanki musiałem nauczyć się na pamięć. Wtedy jeszcze wychowywała mnie babcia, pomagała nam, bo rodzice cały czas pracowali. Mogę powiedzieć, że prawie to ona mnie wychowała. To zamiast powiedzieć babci o tym, że mam zadanie ze szkoły, to pojechałem z tatą w pole bronować, a wieczorem siedziałem chyba do drugiej w nocy, bo musiałem się nauczyć”.
– Czy są jeszcze młodzi ludzie, którzy myślą podobnie? – zapytałam. – ,,Tak, moi koledzy, z którymi chodziłem do technikum rolniczego, razem uczyliśmy się. Wie Pani, to nieprawda, że z ziemi nie da się wyżyć. Da się. Ważne, jak się do tego podchodzi, jak gospodaruje. Owszem jest zarobek, nie powiem, ale nie można tego wydać od razu, ot tak. Trzeba w gospodarkę inwestować. Kupować maszyny. Iść dalej w rozwój. Kto myśli, że może wydać od razu, to tak się nie da. Praca w gospodarstwie to jest cykl, takie koło. W tym się widzę. To bym chciał robić w przyszłości, tylko z tego żyć. Bo wie Pani, jak się coś lubi robić, to czujesz się tak, jakbyś nigdy nie pracował. Dla mnie to jest przyjemność, nie praca. Do miasta nie mógłbym się przenieść, brakowało by mi przestrzeni, tego wszystkiego. Tam ludzie inaczej się zachowują. Nie odnalazłbym się, chyba, że bym musiał. Babcia nauczyła mnie, żeby być dobrym człowiekiem, trzeba ludzi szanować i pomagać. Czasami trzeba być nawet za dobrym, ludzie to wykorzystują, ale dobro wraca. Jak mi nie wróci, to wróci moim dzieciom, jakby Bozia dała. Babcia mnie tak wychowała i mam przekonania takie starodawne i tyle’’– zakończył.
W rodzinie budujemy więzi, kształtuje się nasza osobowość, tożsamość, poznajemy świat i uczymy się zasad współżycia społecznego oraz zmian w nim zachodzących. W domu rodzinnym wielopokoleniowym, w którym przy wychowaniu dzieci uczestniczą także dziadkowie, zdobywamy unikalną wiedzę o historii naszych przodków, o ważnych w rodzinie zasadach życia, która jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Często młodzi ludzie realizują swoje marzenia zgodnie z wiedzą, przekonaniami i zasadami wyniesionymi z rodzinnego domu. Dla ,,dziewczyny z miasta”, która urodziła się i mieszkała w mieście, a decyduje się na pracę na wsi w gospodarstwie z mężem, codzienne obowiązki wymagają dużego wysiłku i poświęcenia. Wspomina o tym w wywiadzie młoda kobieta, która zdecydowała się przeprowadzić na wieś i tam zamieszkać wraz mężem: –,,Od razu, jak zaczęliśmy poważnie ze sobą chodzić, postanowiliśmy, że będziemy mieszkać na wsi. Nie chciałam mieszkać w bloku. Marzyłam, żeby mieć swój dom i gospodarstwo. Mąż pochodzi ze wsi, nie było to dla niego nic nowego, ja z miasta. Przed ślubem już było jasne, że gdzieś musimy mieszkać. Wiadomo, że na początku ktoś do kogoś musiał się przeprowadzić, ale później musimy ,,iść na swoje’’. Nie chcieliśmy zbyt długo mieszkać z rodzicami i pracować w firmie, czy zakładzie. To nie dla nas. Nie wyobrażaliśmy sobie codziennie rano wstawać, stać w korku i jeździć do monotonnej, nudnej pracy na strefę. Kupiliśmy stary dom do remontu i wielkim placem dla dzieci wokół niego. Teraz dzieciaki mają gdzie się bawić. Całe dnie od wczesnej wiosny do późnej jesieni biegają od świtu do nocy po podwórku, jak tylko mogą. Latem są tak umorusane, jak przychodzą wieczorem do domu, że tylko białka oczu im widać. Trudno ich zagonić do spania. Nie to co w mieście. Tam o szóstej nikogo już nie ma przed blokami. Mimo, że mam dużo pracy, przy dzieciach i w gospodarce, bo o wszystko sami musimy zadbać, to nie zamieniłabym mojego życia na wsi, na życie w mieście. Dwójka dzieci jeszcze za mała do przedszkola, jest w domu przy nas, trójka starszych chodzi do szkoły podstawowej. Jak rano wstaję o piątej, tak spać kładę się po dwunastej. Rano rozwożę dzieci do szkoły, po południu skrzypce, piłka nożna i gitara. Codziennie kilkanaście kilometrów, tam i z powrotem, a czasem na zajęcia po lekcjach i dwa razy, zdarzy się w różne miejsca. Trzeba być zorganizowanym, każdy wie, co ma robić. Dzieci mi pomagają, w gospodarce na ile mogą i na ich wiek. Rywalizują ze sobą, o to, kto dziś pierwszy nakarmi kury. Wieczorem przygotowuję ubrania ,,na rano’’, każdemu dziecku. Wszystko musi być poskładane, bo przed szkołą nie ma na to czasu. Inaczej by człowiek zginął, nie nadążył za nimi. W czasie dnia, gdy dzieci uczą się w szkole, sprzątam, gotuję obiad, nakarmię zwierzęta. Trudno znaleźć czas dla siebie. Latem idę jeszcze porobić w polu, tam zawsze jest co robić. Z wszystkim musze zdążyć na czas, najlepiej zanim dzieci wyjdą ze szkoły. Potem jadę po nie. Obiad gotuję dla wszystkich, choć wykupiliśmy dla dzieci obiady w szkole, to dzieci są nauczone, żeby w domu ciepłe zjeść. Wtedy mam pewność, że nie chodzą głodne. Wieczorem trzeba jeszcze przypilnować przy odrabianiu lekcji, wykapać i przygotować kolację. Dobrze się uczą, zdolne są. Mam dobre dzieci, kochane, pomagają mi. W gospodarstwie mamy kilka kur, tak dla siebie, na rosołek i żeby mieć swoje jaja. Hodujemy kaczki, owce i świnie. Tyle się trzeba przy tym codziennie nachodzić. Czasem jest tak, że łapię się na tym, że o dwunastej przypominam sobie, że śniadania jeszcze nie zjadłam. Cały dzień na nogach, w ruchu. Nie ma kiedy przytyć. Nadwaga mi nie grozi’’ – śmieje się. – ,,Gdy zdarzy się, jak jadę po dzieci, czy do sklepu po zakupy i spotkam, gdzieś po drodze w mieście koleżankę, i słyszę, jak narzeka, że paznokieć się jej złamał, to nie rozumiem, jaki ona ma problem, śmieszy mnie to. Dni lecą, jeden za drugim. Czasem poproszę mamę, żeby dzieci ze szkoły odebrała, jak jadę do lekarza z młodym, ona zawsze jest w takiej chwili. Mogę na swoich rodzicach i teściach polegać. Są za nami’’.
Obecnie w wielu krajach Unii Europejskiej i także w Polsce dochodzi do ogólnospołecznych zmian, które zaczynają dominować w globalnym świecie i układu wartości, które w dużym stopniu dezorganizują społeczne funkcjonowanie obowiązujących do tej pory modeli rodziny (rodzice genetyczni, społeczni, technologiczni, wirtualni). Na naszych oczach zachodzą zmiany w tkance społecznej i dzieją się rzeczy, na które nie ma jeszcze terminów prawniczych, nie wspominając o aksjologii i etyce.
Konkluzja: Obok powstających alternatywnych form współżycia małżeńsko-rodzinnego z rosnącą tendencją do indywidualizacji wzorów życia, model klasycznej rodziny i życie na wsi wciąż jeszcze budzą zainteresowanie młodych ludzi. To napawa optymizmem.
Aleksandra Rachwał
,,Knowlegde is Power”
1 Kocik. L. 2006. ,,Rodzina w obliczu wartości i wzorów życia ponowoczesnego świata”, Kraków, wydawca: Krakowskie Towarzystwo Edukacyjne sp. z o.o. — Oficyna Wydawnicza AFM, Kraków, w: https://depot.ceon.pl/handle/123456789/16643
2 Tamże.