Karny, który obalił pomniki
Jeden niestrzelony rzut karny. Jedna pomyłka przy wykonywaniu „jedenastki”, która nijak się ma do pomyłek popełnianych każdego dnia przez każdego z nas w kwestiach znacznie poważniejszych od piłki nożnej, bo życiowych. A jednak ten jeden niewykorzystany karny sprawił, że piłkarski idol, bożyszcze milionów, został zalany ściekiem internetowego hejtu i pomyj.
Wszyscy już wiedzą, że piszę o Robercie Lewandowskim i karnym w meczu Meksykiem, który obronił kapitanowi reprezentacji Polski podstarzały, bo już 37-letni bramkarz El Tri – Guillermo Ochoa.
Dla „Lewego” mecz z Meksykiem, pierwszy dla reprezentacji Polski w Katarze, był już 135 występem w koszulce z Orzełkiem. W większości z tych spotkań, holował drużynę, często w pojedynkę przesądzając o zwycięstwach. Dla Polski Robert strzelił w sumie 76 bramek. Siedemdziesiąt sześć goli!!! Liczba magiczna, osiągnięcie nie do poprawienia przez najbliższe dwie dekady. I co? Przez jednego niewykorzystanego karnego, te wszystkie gole, wspaniałe, ba chwilami ocierające się o geniusz, występy „Lewego” przestają się liczyć?! Przecież to byłaby piramidalna bzdura! A jednak czytając komentarze po meczu z Meksykiem, można odnieść takie wrażenie. Kibice nie raz i nie dziesięć razy wynosili pana Roberta na pomniki, by teraz go z tych cokołów strącić. A za chwilę, już być może w sobotę, wystarczy ze strzeli ze dwa gole Arabii Saudyjskiej, to as Barcelony znów wróci na cokoły i stanie się obiektem uwielbienia tłumów ubranych w biało – czerwone szaliki.
Żal mi Lewandowskiego. To inteligentny facet i jak nikt inny ma świadomość, że mundial w Katarze to prawdopodobnie jego ostatnia szansa na osiągnięcie sukcesu z reprezentacją. A tylko wtedy będzie mógł się czuć w pełni spełniony. Bo nawet tysiąc triumfów z drużyną klubową, nie zastąpi choćby jednego wymiernego sukcesu, czyli medalu mistrzostw świata, z drużyną narodową. To taka pieczęć na wielkości piłkarza.
Szkoda mi „Lewego” z jeszcze jednego powodu. Nasz kapitan w tej reprezentacji zwyczajnie się męczy i frustruje. Odnoszę wrażenie, że w stylu gry preferowanym przez naszego trenera, nie ma miejsca dla gracza o profilu Lewandowskiego. Pan Robert w Borussii Dortmund, Bayernie Monachium, a teraz w Barcelonie żyje z podań partnerów. Strzela gole wtedy, kiedy ma piłkę przy nodze, a przy ultra defensywnie ustawionych, czekających wyłącznie na ruch rywala, Polakach tych podań nie dostaje. To i nie strzela. Jeśli już dochodzi do sytuacji pod bramką przeciwników, to tylko dzięki temu, że cofnie się do środka boiska, tam przejmie piłkę i sam wypracuje sobie szanse na bramkę.
Życzę i Robertowi Lewandowskiemu i polskiej reprezentacji, by w kolejnych meczach z Arabią Saudyjską i Argentyną zamknęli usta internetowym krzykaczom. By ci zamiast pluć jadem sprzed komputera zaczęli mieszać zaprawę na nowe pomniki dla Lewego, Michniewicza, Krychowiaka i wszystkich innych kadrowiczów.
Piotr Radomski