Do trzech razy?
Dopóki Niemcy były podzielone na wiele organizmów państwowych, nie liczyły się w europejskim układzie sił. W końcu XIX w. sytuacja uległa zmianie. W 1871 r. ogłoszono powstanie Rzeszy Niemieckiej – rezultat zabiegów Prus, które brały swój początek z ziem zagrabionych Polakom. Było oczywiste, że II Rzesza będzie spadkobierczynią pruskiej tradycji. Zapewne w tym czasie zaczęło nabierać nowego sensu znane polskie powiedzenie, że „jak świat światem, nie będzie Niemiec Polakowi bratem”.
W historii stosunków polsko-niemieckich nie zawsze jednak było źle. To prawda, że pierwsze półwiecze, począwszy od chrztu Polski, stanowiło w znacznej mierze pasmo walk z germańskim Drang nach Osten. Najczęściej jednak konflikty z Polską wszczynali chciwi słowiańskiej ziemi możnowładcy, niemieckie zakony rycerskie (Krzyżacy), rzadziej miała Polska do czynienia z potęgą Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Były też i takie wydarzenia, jak spotkanie gnieźnieńskie Bolesława Chrobrego z cesarzem Ottonem III czy poparcie udzielone przez króla Niemiec Henryka III Salickiego Kazimierzowi Odnowicielowi.
Przez długie lata stosunki Polski z państwami niemieckimi układały się na ogół pomyślnie. Można wskazać wiele przykładów bliskiej nawet współpracy. Na tronie polskim zasiadali władcy Saksonii, a związek personalny obu krajów przetrwał ponad sześćdziesiąt lat. Konstytucja 3 maja przyznawała dziedziczność polskiego tronu saskiej dynastii Wettinów.
W ciągu stuleci poprzedzających rozbiory granica z Niemcami była spokojna. Polska opinia oddzielała zresztą kłopotliwe Prusy od Niemiec właściwych skoro królestwo pruskie nie wchodziło w skład cesarstwa niemieckiego. Także później, np. po upadku powstania listopadowego zachodnie i południowe Niemcy manifestowały entuzjastyczne poparcie dla sprawy polskiej (Polenfreundschaft). Polscy emigranci byli w Niemczech gościnnie przyjmowani, a poeci niemieccy opiewali polskie walki o niepodległość. Niemiecki historyk Karl von Rotteck nazwał rozbiory Polski „najsmutniejszym dramatem historii nowoczesnej” i „brutalnym naruszeniem prawa narodów i praw człowieka”. Nastroje propolskie były w zachodnich Niemczech widoczne.
Pruska Rzesza Niemiecka.
Sytuacja zaczęła zmieniać się od czasu, gdy król pruski podporządkował sobie znaczną część państw niemieckich, a polityka Niemiec zaczęła oznaczać politykę Prus zwykle wrogo nastawionych do Polaków. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego, skoro państwo pruskie było spadkobiercą Krzyżaków i Brandenburgii, z którymi Polska znajdowała się w ustawicznych konfliktach. Prusy były połączeniem tych tworów państwowych co doprowadziło do powstania organizmu politycznego na osi Królewiec-Berlin i oznaczało zagarnięcie części terytorium Rzeczypospolitej oraz pozbawienie Polski dostępu do Bałtyku. Dla Prusaków odbudowanie Polski z dostępem do morza stanowiło groźbę likwidacji ich państwa, a co najmniej bolesne uszczuplenia północno-wschodniej części pruskiego terytorium.
Prusy opanowały nie tylko ziemie polskie. Chcąc utrzymać zdobycze terytorialne, Prusacy musieli zwiększać procent ludności niemieckiej w swym państwie, aby w ten sposób minimalizować odśrodkowe dążenia obywateli pochodzenia słowiańskiego. W tym m.in. celu podjęto działania, które można określić jako pruski Drang nach Westen, a które doprowadziły do tego, że w rywalizacji o przewodnictwo wśród narodów niemieckich, po wyeliminowaniu słabszych współzawodników, pozostały Prusy i Austria. Konfrontację, w której użyto wszystkich środków, nie wyłączając militarnych, wygrały Prusy. One też stworzyły nową Rzeszę, a ich władca, król Prus, został cesarzem Niemiec.
Wzrost Prus do rangi mocarstwa regionalnego był nie tylko zwieńczeniem pasma sukcesów politycznych i militarnych tego małego – chociaż prężnego – państwa. Oznaczał istotną zmianę w europejskim układzie sił. Zjednoczone przez kanclerza Ottona von Bismarcka Niemcy zdystansowały Francję, która od klęski w wojnie z Prusami w 1870 r. starała się znaleźć sojusznika, mogącego pomóc jej przeciwstawić się rosnącemu w siłę wschodniemu sąsiadowi. Rzeczpospolita od dawna nie istniała więc Rosja, niedawny wróg Francji, któremu drogę w głąb Europy utrudniały polskie walki niepodległościowe stawała się naturalnym sojusznikiem Paryża. Monarchia Romanowów, dzierżąca największą część Rzeczypospolitej – w tym stolice „obojga narodów” Warszawę i Wilno – stała się obiektem francuskich zabiegów. Odbiło się to natychmiast na politycznych związkach polsko-francuskich. Odtąd Polacy nie mogli liczyć na pomoc Francji w walce z Rosją. Coraz częściej z ust Francuzów słyszeli rady, że w interesie swej ojczyzny powinni zjednoczyć się z Rosjanami i przeciwstawić się Niemcom. Chodziło oczywiście o interes francuski – wzmocnienie rosyjskiego sojusznika, gdy pozbawieni własnego państwa Polacy byli lekceważeni.
Jednak, wbrew pozorom, stworzone przez Prusy mocarstwo niemieckie nie miało przed sobą przyszłości. Może się to wydać paradoksalne, ale Prusy, tworząc II Rzeszę, jednocząc w niej Niemców, jednocześnie przygotowały podstawy samounicestwienia. Ambicje polityczne Berlina i położenie geopolityczne groziło Rzeszy, że każdy większy konflikt może się przekształcić w wojnę na „dwa fronty”. Z jednej strony bowiem znajdowała się Francja, nie tak dawno pobita i żądna odwetu, z drugiej Rosja, której władcy nie wyrzekli się „zbierania” wszystkich ziem słowiańskich pod swym berłem. Również stosunki wewnętrzne w Rzeszy nie gwarantowały Prusakom hegemonii nad Niemcami. Ludnościowy i gospodarczy środek ciężkości państwa dość szybko przesunął się z pruskiego wschodu na zachód Niemiec. Stolica Rzeszy znajdowała się w pruskim Berlinie, ale ogromna większość ośrodków przemysłowych i wielkomiejskich powstała na zachodzie Niemiec. Pokłady węgla i kopalnie, stalownie i wydobycie rudy żelaza, żeglowne rzeki i porty – wszystko to osłabiało polityczne znaczenie rolniczych prowincji pruskich, a wraz z tym znaczenie pruskiego junkierstwa w Rzeszy. Wprawdzie pruscy obszarnicy byli w otoczeniu cesarza, nadal dowodzili armią i kierowali polityką zagraniczną, ale przemysłowe Niemcy zyskiwały coraz większe wpływy, domagając się rozbudowy floty, kolonii i rynków zbytu.
Prusacy usiłowali godzić interesy rolniczego wschodu i przemysłowego zachodu Niemiec. Ich polityka zagraniczna lawirowała, a jej kierownicy nie mogli się zdecydować w wyborze głównego wroga. Raz hasłem było: „Gott strafe England”, godzące w imperium brytyjskie i starano się o względy Petersburga, innym razem usiłowano porozumieć się z Londynem przeciwko „azjatyckim” Moskalom. Efekt był nieodmiennie ten sam: Rzesza mobilizowała przeciwko sobie pierwsze potęgi świata, a zyskiwała sojuszników, którym sama musiała pomagać.
Wykończyć Polaków
Położenie rozgrabionej przez trzy mocarstwa Rzeczypospolitej zmuszało do wyciągnięcia odpowiednich do sytuacji wniosków po polskiej stronie. Stało się bowiem dla każdego widoczne, że „wybicie się Polaków na niepodległość”, jak pisał Tadeusz Kościuszko, będzie możliwe tylko pod warunkiem skłócenia się zaborców: Austrii, Prus i Rosji. Zamysł wykorzystania sprzeczności między trzema „czarnymi orłami” stawał się w różnych wariantach motywem zasadniczym w dążeniach wolnościowych Polaków. Myśl ta opierała się na następujących przesłankach: nie można było liczyć na pomoc Francji w walce z caratem, ale ta sama Francja była śmiertelnym wrogiem innego zaborcy – Prus; Austria, obawiała się konkurencji rosyjskiej na Bałkanach i każde w zasadzie działanie wrogie Rosji mogło liczyć na austriackie poparcie; Niemcy dążące do ugruntowania swojej mocarstwowej pozycji w Europie coraz bardziej zbliżały się do Austrii, a popierając ją wchodziły na kurs kolizyjny z polityką Rosji. Wszystko to prowadziło prostą drogą do sprzeczności interesów miedzy mocarstwami, a zaborcy znajdowali się po różnych stronach barykady, co powinno było skutkować powstaniem wrogich koalicji i doprowadzić do wojny. Wówczas, jak można było przypuszczać, każda ze stron będzie chciała wykorzystać dążenia wolnościowe Polaków dla swoich celów. Sprawa polska miała szanse stać się problemem w polityce międzynarodowej, a skoro upadnie „porządek Świętego Przymierza”, który tak skutecznie uniemożliwiał Polakom odzyskanie niepodległości, to przy odpowiedniej koniunkturze państwo polskie może się odrodzić w nowym ładzie europejskim.
Jakby naprzeciw polskim pragnieniom wyszły procesy stanowiące początek nowego jakościowo etapu w stosunkach polsko-niemieckich. Zauważono bowiem wyraźne cofanie się niemczyzny z ziem polskich opanowanych przez Prusy. Terytoria zgermanizowane ulegały repolonizacji co dawało nadzieję, że te ziemie mogą stać się w przyszłości ważną częścią odrodzonego państwa polskiego.
Wytyczną polityki pruskiej przed wybuchem I wojny światowej była znana wypowiedź kanclerza Bismarcka: „Bijcież Polaków, dopóki im nie odejdzie ochota do życia […] jeśli mamy istnieć, musimy ich wytępić”. Wśród wielu działań, które w związku z tym rząd Rzeszy podjął, była tzw. walka o kulturę (Kulturkampf). Celem tej akcji miało być nie tylko pognębienie katolicyzmu – przeciwnika pruskiego protestantyzmu, ale również niszczenie polskości. Polskość i katolicyzm w umyśle „żelaznego kanclerza” łączyły się w jedno.
Kulturkampf rozpoczął się tuż po ogłoszeniu na soborze w 1870 r. dogmatu o nieomylności papieża w sprawach wiary i moralności. W listopadzie 1871 r. pruski parlament uchwalił tzw. paragraf kazalnicy, przewidujący karę dwu lat więzienia dla księży, którzy podejmą z ambony krytykę polityki rządu. W przemówieniu wygłoszonym w parlamencie (9 lutego 1872 r.) kanclerz ostro zaatakował polskie duchowieństwo. Oskarżał je o planowe i konsekwentne „odniemczanie” młodzieży szkolnej. Bismarcka uskarżał się, że „w dawnych niemieckich gminach Prus Zachodnich młodzież nie umiała już po niemiecku, skutkiem czego gminy te po stuletniej przynależności do państwa pruskiego zostały spolonizowane”.
Przy innej okazji Bismarck mówił o „polskim szturmie na niemieckie bastiony”. „Tysiące Niemców i całe miejscowości, w poprzednim pokoleniu jeszcze niemieckie, zostały spolonizowane!” – biadał kanclerz. Bismarck nie mógł znieść wystąpień polskich posłów w Reichstagu, denerwowały go też wpływy arystokracji polskiej na dworze berlińskim (głównie Radziwiłłów). Wszędzie też widział intrygę i spiski Polaków.
Władze pruskie wydały zarządzenia odbierające duchowieństwu polskiemu wpływ na szkoły. Katolicyzm jednak okazał się silniejszy. Kiedy w grudniu 1872 r. doszło do zerwania stosunków dyplomatycznych Niemiec ze Stolicą Apostolską i Pius IX podjął stanowcze kroki wobec pruskich zabiegów stworzenia tzw. kościoła narodowego, katolicy w Niemczech zostali zdopingowani do działania. Wyrazem tego był wzrost sił katolickiej partii Centrum w parlamencie Rzeszy. Doszło też do współpracy między środowiskami katolickimi polskimi i niemieckimi. „Z polskiego punktu widzenia – stwierdził Janusz Pajewski (Niemcy w czasach nowożytnych) – był Kulturkampf zjawiskiem dodatnim. Na szali polskich zdobyczy doby Kulturkampfu widnieje wejście chłopa polskiego do rzędu walczących o prawa narodu. Zwalczając religię, ten wielki skarb duszy ludu polskiego, odsłonił mu Bismarck inny wielki skarb – ojczyznę”.
W 1886 r. Bismarck musiał zrezygnować ze swojej „walki o kulturę”. Nie oznaczało to jednak zmiany polityki w stosunku do Polaków. Nadal szykanowano społeczeństwo polskie, choć teraz starano się to czynić w sposób bardziej elastyczny. Zgodnie z zasadą: „dziel i rządź”, Bismarck ciągle sądził, że wystarczy sparaliżować działalność polskiego duchowieństwa i pozbawić majątków polską szlachtę, a chłopi polscy dadzą się zgermanizować. Dlatego rząd pruski powołał do życia specjalną Komisję Kolonizacyjną (Deutscher Ostmarkenverein – Hakata) do wykupu ziemi z polskich rąk. Przesłaniem ideowym Hakaty było hasło: „Stoicie naprzeciw najgroźniejszego, najbardziej fanatycznego wroga dla niemieckiej egzystencji, niemieckiego honoru oraz niemieckiej reputacji na całym świecie: wobec Polaków”. Ustawą z 26 kwietnia 1886 r. utworzono tzw. fundusz kolonizacyjny w wysokości 100 mln marek, „aby przez osiedlenie niemieckich chłopów i robotników wzmocnić w prowincji poznańskiej i w Prusach Zachodnich żywioł niemiecki przeciwko dążnościom polonizacyjnym”.
Efekt działalności tej Komisji był mizerny; w okresie 1886-1918 wykupiła ona 438 tys. hektarów ziemi, ale z tego tylko 125 tys. hektarów należało przedtem do Polaków, resztę kupiono od Niemców. W tym samym czasie Polacy odkupili od Niemców około 200 tys. hektarów! A zatem niemiecki stan posiadania nie tylko nie powiększył się, ale nawet uległ zmniejszeniu.
Dymisja Bismarcka w marcu 1890 r. nie oznaczała istotniejszych zmian w wewnętrznej polityce Prus. Cesarz Wilhelm w czasie przemówienia wygłoszonego w Malborku w 1902 r. zapowiadał, że „poskromi polską butę i zuchwałość”. Minister spraw wewnętrznych Hans von Hammerstein-Loxten domagał się, aby Polacy uważali się za „Prusaków mówiących po polsku”. Minister oświaty Gustaw von Gossler nie krył swej wrogości do polskości. A kanclerz Bernhard von Bülow tłumaczył zachodniemu dziennikarzowi konieczność kursu antypolskiego wysokim przyrostem naturalnym Polaków(!). Christoph von Tiedemann (prezydent rejencji bydgoskiej) mówił: „Chodzi […] o starą, tysiącletnią walkę o to, kto ma przetrwać na obszarze między Łabą a Wisłą: Niemcy czy Polacy”. Istotę pruskiej polityki w stosunku do ludności polskiej wyłożył filozof Edward Hartmann w książce Der Ruckgang des Deutschtums: „Musimy wytępić słowiańszczyznę w naszych granicach, jeżeli wpływ niemczyzny w dziejach narodów kulturalnych nie ma ulec znacznemu spadkowi”.
Drang nach Westen
A jednak mimo wysiłków rządu pruskiego i licznych organizacji z Hakatą na czele nie udawało się zgermanizować ziem polskich. Miasta i centra przemysłowe w zachodnich Niemczech przyciągały ludność niemieckiego wschodu. Niemcy – przede wszystkim oni – opuszczali Poznańskie, Pomorze, a nawet Śląsk. Wówczas to znany socjolog Max Weber nazwał ten proces odpływu Niemców „ucieczką ze Wschodu” (Ostflucht). Łączył się z tym drugi prąd migracyjny (jakby na przekór Hakacie), nazwany „ucieczką z ziemi” (Landflucht). – Niemcy nie chcieli uprawiać roli. Według obliczeń statystyków niemieckich te prądy migracyjne objęły ogromne masy ludzi. W okresie od powstania II Rzeszy w 1871 r. do 1910 r. niemieckie prowincje wschodnie opuściło około 3,7 mln ludzi. Do wybuchu pierwszej wojny światowej liczba ta przekroczyła 4 miliony. Gdy przypomnimy, że cały pruski Wschód zamieszkiwało 14 mln ludności (w 1910 r.) – w tym kilka milionów Polaków – wówczas stwierdzimy, że ten ubytek stanowił niemal jedną trzecią zaludnienia.
Rozmiary OstfIuchtu w pierwszym czterdziestoleciu istnienia II Rzeszy obrazują dane zebrane przez Józefa Szaflarskiego w pracy Ruch ludnościowy na pograniczu polsko-niemieckim w ciągu ostatniego wieku. W poszczególnych rejencjach ubyło mieszkańców: królewiecka – 367,1 tys., gąbińska – 287,8 tys., olsztyńska – 39,3 tys., gdańska – 159,6 tys., kwidzyńska – 429,4 tys., szczecińska – 196,2 tys., koszalińska – 298,7 tys., słubicka – 314,1 tys., poznańska – 483,1 tys., bydgoska – 271,4 tys., wrocławska – 209,6 tys., legnicka – 146,2 tys. i opolska – 235,7 tys..
W rezultacie OstfIuchtu Prusy Wschodnie utraciły 9,1% ludności, Prusy Zachodnie – 9,5%, Pomorze – 8,15%, Poznańskie – 9,0% i Śląsk – 2,6%. Tajemnicę ucieczki ze Śląska – mimo istniejącego tam rozwiniętego przemysłu – Szaflarski wyjaśniał następująco: „Głównie działały tu czynniki ekonomiczne, jak wyższe płace, lepsze stosunki mieszkaniowe i ogólne warunki życiowe. Porównanie przeciętnych rocznych zarobków w latach 1910-1913 na Śląsku (ok. 1000 marek) i w kopalniach westfalskich (o 50-60% wyższe) w dużej mierze tłumaczy nam ten właśnie kierunek migracyjny”.
Proces odpływu Niemców miał ogromne znaczenie dla umacniania polskości na ziemiach zaboru pruskiego. Polacy odzyskiwali dawne pozycje nawet tam, gdzie nie sięgały granice przedrozbiorowe. Prezydent rejencji opolskiej podawał w urzędowej statystyce, że w 1861 r. Polacy stanowili 59,1% ogółu ludności, w 1900 – 59,9%, rok później przewaga ludności polskiej zwiększyła się do 69,2%, aby w 1911 r. osiągnąć 70,1%. I chociaż władze pruskie starały się ukrywać rzeczywisty stan rzeczy (dane kościelne mówiły o 80-90% Polaków w rejencji), to jednak nie mogły zataić faktu, że Opolszczyzna była polska. Podobne zjawisko można było spostrzec w Wielkopolsce. Jeżeli w 1871 r. przewagę ludności niemieckiej notowano w 43 miastach Poznańskiego, to cztery lata później liczba ta spadła do 21 miast. W samym Poznaniu odsetek Polaków podniósł się w tym okresie z 51% do 60 %.
Niemiecki demograf na mapie narodowości II Rzeszy chcąc osłabić znaczenie czynnika polskiego zaznaczyła dwa inne „narody”, Kaszubów i Mazurów. Dziwne, że nie wydzielił przy tym „narodu śląskiego”?
Niekorzystne zmiany zachodzące w stosunkach ludnościowych musiały niepokoić czynniki rządowe w Berlinie. Podjęto szeroko zakrojoną kampanię propagandową przeciwko Polakom i polskości pod hasłem: die polnische Gefahr – „polskie niebezpieczeństwo”. Najbardziej przewidujący politycy niemieccy zdawali jednak sobie sprawę, że utrzymanie się Prus nad Wisłą staje się coraz mniej realne. Tymczasem propaganda strasząca „polskim niebezpieczeństwem” potęgowała wzrost świadomości narodowej i politycznej wśród ludności polskiej. Przeciętny Prusak nie mógł zrozumieć, dlaczego Niemcy przegrywają z pogardzanym żywiołem polskim. Podejrzewano więc intrygi rosyjskie lub francuskie, mające na celu podburzenie Polaków przeciwko Niemcom.
Odrobina realizmu
Przebłyskiem realizmu w polityce niemieckiej można by nazwać krótki okres 1890-94 rządów następcy Bismarcka na fotelu kanclerza, Leo von Capriviego. Nowy kanclerz był rzecznikiem interesów zachodnich, przemysłowych Niemiec. Caprivi uważał, że w niedalekiej przyszłości musi dojść do wojny z Rosją (zdanie kanclerza podzielali szefowie sztabu armii marszałkowie Alfred Waldersee i Helmuth von Moltke), dlatego postanowił odnowić sojusz z Austrią dla obrony przed Rosją, zbliżyć się do Anglii i złagodzić kurs antypolskiej polityki. Linia ta szybko dała widoczne efekty, ale została ostro zaatakowana przez junkrów pruskich, którym sekundował odsunięty od władzy Bismarck. Przeciwko Capriviemu wystąpiły najbardziej reakcyjne koła Rzeszy. Porozumienie z Anglią sprowokowało oponentów Capriviego do powołania w 1891 r. Związku Wszechniemieckiego (Alldeutscher Verband) domagającego się nowych kolonii, a więc prowokującego konflikt z Wielką Brytanią, natomiast nieznaczne ulgi poczynione wobec ludności polskiej zaowocowały powołaniem wspomnianej Hakaty. Prusacy nie poprzestali na słownym atakowaniu „perfidnej” Anglii i równie „perfidnych” Polaków, ale doprowadzili do obalenia Capriviego.
Fiasko germanizacyjnych planów w stosunku do ludności polskiej było jednak nieuchronne – dostrzegł to nawet „żelazny kanclerz” skoro u schyłku swego życia powiedział” „Polska szlachta, polskie duchowieństwo i […] polski chłop oto elementy, dla których konspiracja i intryga polityczna stały się nie tylko potrzebą życiową, lecz które okazują w nich wyjątkowo wysokie uzdolnienia i zręczność: oddane w służbę idei narodowej, nie pozwalają im nigdy spocząć, lecz pobudzają ustawicznie do coraz nowych knowań”.
Klęska Prus w konfrontacji z polskością była przesądzona (dowodzi tego chociażby obecna granica polsko-niemiecka na Odrze i Nysie). Dopóki Prusy kierowały polityką niemiecką, musiało to oznaczać również klęskę Niemiec.
Po II wojnie światowej Prusy zostały zlikwidowane, nowe Niemcy, Republika Federalna Niemiec, uformowały się pod odrzuceniu tradycji pruskiej, na czele państwa niemieckiego stanął kanclerz Konrad Adenauer, katolik, stolica Niemiec znalazła się w Bonn, Berlin był podzielonym na cztery strefy okupacyjne miastem peryferyjnym. Jednak tradycja pruska pozostała w utworzonej przez Sowiety w ich strefie okupacyjnej Niemieckiej Republice Demokratycznej, nazywanej przez gen. de Gaulle „czerwonymi Prusami”. Po zjednoczeniu Niemiec w 1999 r. tradycje pruskie wróciły do obiegu politycznego Niemiec, a stolica znowu znalazła się w Berlinie. Odzywające się dziś za Odrą nawiązania do pruskiej współpracy z Rosją powinniśmy uważnie obserwować. Zważywszy na polskie doświadczenia w relacjach z pruskimi Niemcami jest to konieczne. Za przyczyną polityki Prus były dwie wojny światowe, jeśli tradycja pruska zapanuje dziś w Niemczech może być III wojna światowa!