Stołeczni urzędnicy szacują, że w 2030 roku uda się dociągnąć linię tramwajową z Bródna do północnej Białołęki. Trudno w to jednak uwierzyć.
Tramwaje Warszawskie szacują, że do roku 2030 uda się zbudować linię na Matki Teresy, Wincentego, Głębockiej i wzdłuż nowej ulicy planowanej w rezerwie terenu pod trasę Olszynki Grochowskiej, aż do rezerwy pod trasę mostu północnego (Skłodowskiej-Curie) znajdującej się na północ od Berensona.
Szacunki zostały wykonane przed ogłoszeniem prac nad mostem pieszym na Pragę za 187 mln zł, którego budowa w znacznym stopniu obciąży budżet samorządu. Co więcej, w maju warszawski ratusz zapowiedział jeszcze jeden wielki wydatek: reaktywację stadionu Skry na Polu Mokotowskim za 300-400 mln zł. Po wprowadzeniu tej inwestycji do wieloletnich planów może okazać się, że albo zabraknie pieniędzy na tramwaje, albo ratusz zaciągnie w imieniu warszawiaków kolejne kredyty.
W tym drugim wariancie tramwaj na Zieloną Białołękę rzeczywiście mógłby powstać do 2030 roku, ale skutkiem byłyby całe dekady bez dużych inwestycji, podczas których samorząd skupi się na oszczędzaniu i spłacaniu długów. Nie jest też wykluczone, że Tramwaje Warszawskie jeszcze w tym roku stwierdzą, że bardziej realne jest zakończenie budowy w roku 2035.
WARSZAWA, INWESTYCJE, TRAMWAJ, BIAŁOŁĘKA, TRAMWAJE WARSZAWSKIE, URZEDNICY