Czy pamiętają Państwo, co wydarzyło się w Polsce 21 października 2018 r.? Jeśli nie, to natychmiast spieszę z podpowiedzią – odbyła się w naszym kraju I tura wyborów samorządowych, o których dziś nikt nie chce wspominać, oprócz wyłonionych w elekcji, włodarzy „małych ojczyzn”. Pamiętam mój wielki zawód, kiedy ogłoszono wstępne dane i gdy okazało się, iż pomimo wprowadzenia potężnych programów prospołecznych, wynik PiS-u na kolana nie powalał. Bardzo ostro i jednoznacznie negatywnie pomyślałem wówczas o polityce informacyjnej prowadzonej przez ugrupowanie rządzące, upatrując w niej główną przyczynę decyzji wyborców i nie spodziewając się niczego dobrego w przyszłości. Moją ocenę sytuacji zdawał się potwierdzać wynik II rundy, odbytej dwa tygodnie później – w dniu 4 listopada. Co prawda, sytuację znacznie poprawiły negocjacje koalicyjne w sejmikach wojewódzkich oraz diabelski sposób premiowania zwycięzców zwany metodą D’Hondta, ale nie ukrywam, że moje obawy nie zmniejszały się aż do wiosny roku bieżącego.
Wiosną roku bieżącego w elekcyjne szranki stanęli kandydaci do Parlamentu Europejskiego (PE). Dzięki wielkiemu politycznemu myślicielowi i wybitnemu strategowi, Grzegorzowi Schetynie, do Strasburga i Brukseli, czyli epicentrum wydarzeń nowoczesnej Europy, przeniósł się, między innymi, kwiat Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – Leszek Miller i Włodzimierz Cimoszewicz. Dwaj znani demokraci, od dekad lubujący się w szerzeniu wolności obywatelskich i praw do nieskrępowanego głoszenia własnych poglądów, spędzą kolejne pięć lat, rozprawiając o wolnym rynku, liberalizmie i swobodnym przepływie towarów oraz osób. Nie wiem, czy istnieje jakiekolwiek życie pozagrobowe, ale jeśli tak, to gdzieś tam, w najgłębszych czeluściach piekieł, na wieść o sprawie, duch Leonida Iljicza Breżniewa uśmiechnął się zapewne pod nosem, przed kolejnym głębokim zanurzeniem w beczce z gorącą smołą. Po takim rozstrzygnięciu wielu może mówić, że mają szczęście polityczne.
Szczęscie polityczne, chyba największe, ma sam Jarosław Kaczyński. Dla wszystkich, nawet dla niego samego, pozytywnym zaskoczeniem był wynik, jaki w wyborach do PE osiągnęło jego ugrupowanie. Z moich osobistych obserwacji – wcale nie twierdzę, że jedynie słusznych – wynika, iż pomiędzy niezbyt udanym plebiscytem samorządowym, a bardzo dobrym europejskim, Zjednoczona Prawica wykonała gigantyczną robotę, także na niwie komunikacji społecznej. Praca taka jest żmudna, długotrwała, wyniki nieprzewidywalne, ale jednak została podjęta i dziś mamy jej skutki. Momentem przełomowym, oczywiście też w mojej skromnej ocenie, była, dobrze zaaranżowana „artystycznie”, zimowa konwencja partyjna, na której zostały ogłoszone główne założenia programu prawicy, nazwane roboczo „piątką Kaczyńskiego”. Wsparcie finansowe dla osób posiadających dzieci oraz emerytów i rencistów, przeważyło sondażową szalę, dalej już było tylko lepiej. Żadnych wniosków ze swoich dotychczasowych działań nie wyciągnęła opozycja i wciąż brnęła w narrację o „rozdawnictwie pieniędzy”, „kiełbasie wyborczej” i konieczności powrotu do „krystalicznego liberalizmu oraz europejskości”, co bardzo pomogło obozowi rządzącemu i pokazało brak wyczucia nastrojów społecznych wśród jego przeciwników.
Wśród przeciwników obozu rządzącego, którzy zabrali głos na forum międzynarodowym, łaskawy dla Kaczyńskiego los postawił dwie kobiety – Sylwię Spurek i Magdalenę Adamowicz. Obydwie panie, podczas niedawnej debaty w PE, wdały się w długi, przyjazny dialog z Fransem Timmermansem, opowiadając mu o okropieństwach dziejących się w naszym kraju. Pani Adamowicz napomknęła o tragicznej śmierci męża, protezując nią w swoisty sposób, własne tezy o mowie nienawiści, rozlewającej się u podnóża Tatr. Niestety nie byłem w stanie wyłuskać z jej przemowy ani jednego konkretnego słowa, przedstawiającego faktyczne okoliczności zamordowania prezydenta Gdańska. Pani Magdalena zapomniała dodać, że prokuratorzy postawili zarzuty osobie ochraniającej imprezę, podczas której zasztyletowano Pawła Adamowicza, a sama jej organizacja budzi wiele kontrowersji. Pani Spurek z kolei, poprosiła Timmermansa o wykonanie pracy koncepcyjnej, pozwalającej na ograniczenie funduszy unijnych państwom, gdzie łamana jest praworządność. Domyślam się, że Pani Sylwia ma na myśli Polskę i Węgry, co przysporzy jej na pewno wielu zwolenników nad Wisłą i Dunajem. Nie wiem jak moi Czytelnicy, ale ja uważam, że nikt nie zrobił w ostatnim czasie tyle dobrego dla PiS-u, co te przywołane powyżej dwie damy.
Przywołane powyżej dwie damy powinny czasem przespacerować się w rejonie stadionu Hutnika Kraków lub Placu Reagana w Nowej Hucie. Bywam tam ostatnio i mam okazję śledzić młodych ludzi, poruszających się w owych okolicach. Często, po niedzielnych zawodach sportowych, oglądam młodzież, paradującą w bluzach z kotwicą „Polski Walczącej” czy wilkami, symbolizującymi Żołnierzy Wyklętych. Chyba jaśniejszego sygnału co do ich przekonań, wyobrazić sobie nie sposób, a każda z person jest uzbrojona w telefon, pozwalający na bieżąco śledzić wszystkie wydarzenia, od Magnitogorska po Las Vegas. Oni doskonale wiedzą kim był Cimoszewicz i Miller oraz co obecnie robi Spurek i Adamowicz. Dlatego niech eurodeputowani sobie działają tak jak dotychczas, a my czekajmy na efekty. One przyjdą już wkrótce – po wyborach parlamentarnych, a wtedy okaże się, kto ma zmysł społeczny, komunikacyjny i komu sprzyja polityczne szczęście.
Howgh!
Tȟašúŋke Witkó, 16 września 2019 r.