Nikt nas nie pytał, jak sytuacja na granicy wygląda z naszej perspektywy. Dlatego film „Zielona granica” trzeba traktować jako kompletnie oderwaną od rzeczywistości wizję reżyserki – mówi rzeczniczka Straży Granicznej por. Anna Michalska.
Osiemdziesiąt osób uratowanych z bagnisk, zasp, wody to – według rzeczniczki prasowej Straży Granicznej por. Anny Michalskiej – liczba odpowiednia, by podsumować służbę jej formacji na granicy. Jak dodaje, nikt nie liczy oddanych kanapek, par skarpet i suchych butów.
„Pomagaliśmy i pomagamy wszystkim, którzy tego potrzebują” – podkreśla w rozmowie z PAP Michalska. Mówi, że w kolejnym już roku kryzysu migracyjnego i wojny hybrydowej trudno nawet zliczyć akcje, które – gdyby nie profesjonalizm, znakomite wyszkolenie i odwaga funkcjonariuszy – mogłyby skończyć się tragicznie.
„Straż graniczna działa zgodnie z prawem i procedurami. To szalenie krzywdzące dla funkcjonariuszy, gdy pokazuje się nas jako formację niemalże morderców, znienawidzonych przez ludzi” – nie kryje emocji rzeczniczka, proszona o komentarz do opublikowanego na Twitterze fragmentu najnowszego filmu Agnieszki Holland „Zielona granica”.
W dostępnej w internecie scenie można zobaczyć m.in., jak Straż Graniczna używa przekleństw i przerzuca nad tymczasową zaporą z concertiny kobietę, której udało się przekroczyć nielegalnie granicę.
„To pomówienia i mijanie się z prawdą” – podkreśla Michalska. Jej zdaniem filmu Agnieszki Holland nie można traktować jako opartego na autentycznych wydarzeniach.
„Nikt nie prosił nas o merytoryczne konsultacje do filmu +Zielona granica+” – mówi rzeczniczka SG. „Nikt nie spytał o emocje, o trud służby na granicy” – dodaje.
Oczywiście – jak uważa Michalska – reżyser ma prawo do swojej artystycznej wizji. „Ale trzeba uświadomić wszystkim, że to jest kompletnie oderwana od rzeczywistości wizja reżyserki, a nie dokument, czy paradokument” – mówi Michalska.
Źródło: PAP.