Jedenaste: Szanuj pracownika swego
Pokażcie mi Państwo pracownika, który nigdy, ale to nigdy nie narzekał na swojego pracodawcę. Że zły, że skąpy, że nie daje premii, że się czepia, a w toalecie nie ma mydła, a najtańszy papier rysuje, wiadomo co… A w ogóle, to szef jest beznadziejny, bo… jest szefem. I te narzekania są normą niezależnie od tego czy zarabia się grosze ledwie wystarczające na frytki, od święta z ketchupem, czy grube miliony jak Robert Lewandowski w Bayernie Monachium. Nawet ja narzekam, choć mój Naczelny to jest ludzkie panisko. Nie raz upadłem, a On za każdym razem podawał mi rękę. Częściej gani niż chwali, ale to pewnie dlatego żebym się nie rozpuścił, ale i grosza rzuci i w potrzebie nie zostawi. A, że narzekam. Cóż, taka już widać natura pracownika – malkontenta, wiecznie z czegoś niezadowolonego.
Inna sprawa, że w wielu przypadkach, nie u mnie!, są to utyskiwania jak najbardziej uzasadnione. Wiadomo, każdy pracodawca chce płacić jak najmniej za jak najwięcej wykonanej pracy. To normalne. Wszędzie. Tyle, że wymagania pracodawcy powinny być wprost proporcjonalne do szacunku przełożonego do podwładnego.
W ostatnich dniach polski biznes stracił swojego czołowego przedstawiciela. W wieku 79 lat zmarł Henryk Gołębiewski, właściciel sieci rozsianych po całym kraju ekskluzywnych hoteli i producent słodyczy. W sieci natknąłem się na wspomnienia po Śp. Panu Henryku. Byli i obecni pracownicy jednym głosem mówili, że ich szef był wymagającą, ale przy tym potrafiącą słuchać i ciepłą osobą, że miał świetny kontakt z ludźmi i znakomite, przepełnione szacunkiem, takie ludzkie po prostu, podejście do zatrudnianych przez siebie ludzi. Magnat hotelowy musiał być mądrym człowiekiem. Już na pierwszym roku studiów biznesowych uczą przecież, że zadowolony pracownik, to lepszy pracownik, a satysfakcja z wykonywanej pracy przekłada się na jej jakość. Tyle, że to wyjątek. Na drugim biegunie można bowiem przedstawić sytuację jaka aktualnie dzieje się ze wspomnianym Robertem Lewandowskim. Najlepszy napastnik świata, choć ma jeszcze przez rok ważny kontrakt z Niemcami, zdecydował, że już tego lata chce zmienić otoczenie i przenieść się do wymarzonej od dzieciństwa Barcelony. Owszem, ktoś może powiedzieć – najpierw niech wypełni umowę z Niemcami. I będzie miał rację, ale tu dochodzimy do wymienionego wyżej szacunku pracodawcy dla pracownika. Lewandowski swoimi golami zarobił dla Bayernu kilka furmanek euro. Przy tym też sam nieźle skasował, ale nie o tym mowa. Rzecz w tym, że ze zwyczajnej ludzkiej przyzwoitości, z wdzięczności normalnej, z szacunku wreszcie, powinni pozwolić mu odejść. A nie stają twardo na barykadzie, że jeszcze przez 12 miesięcy nigdzie „Lewego” nie puszczą. Zapominając, że z niewolnika nie ma pracownika, a pozostanie Polaka w Monachium może przynieść obu stronom więcej szkody niż pożytku.
Jeszcze gorzej, niż Bayern z Lewandowskim, obeszły się władze Polskiego Związku Kajakarskiego z trzykrotną medalistką olimpijską Anetą Konieczną. To historia sprzed kilku lat, ale idealnie pasuje do tematu. Otóż, sternicy PZKaj za plecami zawodniczki, o niczym jej nie informując pozbawili ją stypendium sportowego, stanowiącego podstawę jej zarobków. Oficjalnie dlatego, że była w słabszej formie, a w jakiej miała być po przebytej tuz przedtem heroicznej walce z nowotworem?! Balowej?! Olimpijskiej?! Zdecydowanie zawiódł tzw. czynnik ludzki. Komuś chyba wiosło uszkodziło zwoje mózgowe, a w wyniku tej kontuzji owej osobie (osobom?) zabrakło choćby promila empatii.
Klasę ludzi poznaje się po ich czynach, a nie pięknych lecz pustych słowach. I tą sentencję Szanowni Pracodawcy weźcie sobie do serca.
Piotr Radomski