W czasie pandemii, wielu właścicieli lokali gastronomicznych zaczęło współpracę z platformami do zamawiania jedzenia, takimi jak Uber Eats, Glovo czy Wolt. To była dla wielu ostatnia deska ratunku, aby utrzymać się z biznesu do końca epidemii. Niestety i tutaj pojawił się problem, są nim ogromne prowizje pobierane przez platformy za realizacje zamówień. Restauratorzy narzekają, a właściciele platform tłumacza, ze nie mogą iść na ustępstwa. Sprawą zajął się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Przez Epidemie koronawirusa, był nakaz zamknięcia wszystkich lokali gastronomicznych. Dopiero od 18 maja, kiedy to zaczyna się III etap odmrażania gospodarki, klienci będą mogli zjeść posiłek na miejscu, w restauracjach. Do tego czasu jednak, knajpy musiały znaleźć jakiś sposób, aby utrzymać się na rynku, właściciele restauracji zaczęli więc masowo korzystać z usług platform dostawczych, takich jak Uber Eats, Wolt czy Glovo, które zawożą zamówienia klientom prosto pod drzwi.
Restauratorzy jednak zaczęli narzekać na manipulacje wysokością prowizji. Według cenników wahają się one między 25 a 30 proc. od wartości zamówienia, ale w rzeczywistości są jeszcze wyższe, osiągając nawet 37 proc. po doliczeniu nieuwzględnianego podatku VAT. Ponad to, z platformami takimi jak Glovo, Ubert Eats czy Wolt, jak skarżą się restauratorzy w zasadzie nie da się negocjować. Są skłonne maksymalnie obniżyć prowizję o 1-3 proc. Natomiast platformy twierdzą, że nie mogą iść na ustępstwa. Prowizja musi pokryć niezbędne koszty takie jak np. zakup paliwa, pensje dostawców czy zakup środków ochrony osobistej dla nich.
Nad sprawą, czy platformy pośredniczące w dostawie jedzenia nie narzucają zbyt wysokich prowizji, zbada Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Wniosek o kontrolę wniosła posłanka Koalicji Obywatelskiej Urszula Zielińska. Jej zdaniem potrzebna jest w tej sprawie regulacja pod postacią nowelizacji przepisów w kolejnej odsłonie tarczy antykryzysowej.
