Site icon ZycieStolicy.com.pl

Historia choinki

23456.19.12

Jest początek VIII wieku naszej ery. Europa na zachód od Renu jest chrześcijańska. Tam gdzie wcześniej istniało Cesarstwo Rzymskie powstały kościoły i klasztory. Ale na wschód od Niemiec wciąż żyły plemiona pogańskie, Germanie, jeszcze dalej Słowianie i dalej Rusini, na bliskim południu współczesnej Europy też jeszcze nie było wiary chrześcijańskiej.

Z zachodniej Europy w niedostępne puszcze wypuszczali się odważni misjonarze aby nawracać pogan. Jednym z nich był angielski mnich Winfryd, który w klasztorze benedyktynów przyjął imię Bonifacy. Chociaż władze klasztorne widziały go jako nauczyciela i organizatora on za zgodą samego Papieża wyruszył nawracać pogan na wschód od Renu.

Jak wielu z ówczesnych misjonarzy w swej posłudze wykorzystywał prastare pogańskie zwyczaje i symbole nadając im nową chrześcijańską treść. Ewangelizacja przebiegała dzięki temu dużo łatwiej. Kościoły budowano więc często w miejscach „świętych” gajów, a obchody chrześcijańskich świąt łączono z pogańskimi tradycjami.

Germanie i Słowianie jako ludy żyjące w przyjaźni z naturą, zgodnie z jej rytmem szczególne cechy nadawali roślinom i zjawiskom przyrodniczym. Zwłaszcza wielkie drzewa otaczane były wyjątkową czcią jako symbole, siedliska, uosobienie najpotężniejszych bogów. Z takim potężnym jesionem będącym symbolem największego boga zmierzył się Bonifacy. Upadające po wycince drzewo zniszczyło cały święty gaj, została tylko mała, wiecznie zielona jodełka, w której Bonifacy pokazał wieczne światło, miłość i moc Jezusa Chrystusa, którego nauki głosił. Jak nietrudno się domyślić Bonifacy zginął wkrótce potem męczeńską śmiercią, jednak zielona jodełka od tamtej pory stała się trwałym elementem w historii chrześcijaństwa.

Ale wróćmy jeszcze do czasów kiedy słońce było bogiem. Na koniec zimy, kiedy dzień był tak krótki, że życie praktycznie zamierało – wszyscy z niecierpliwością oczekiwali na chwilę kiedy słońce wstanie i ciemności zaczną ustępować. Kiedy wróci życie i natura się odrodzi, a w raz z tym ziemia zacznie rodzic plony. Oczekiwali na Szczodre Gody. Należało je świętować długo i w należytej oprawie. Uczcić odchodzący rok oraz zamierające słońce w najkrótszym dniu i radośnie, z nadzieją powitać to nowe – będące uosobieniem Swarożyca – aby nadchodzący rok był szczodry, łaskawy dla ludzi i zwierząt, przyniósł obfite plony. Szczodre Gody to uczty, zabawy, podarunki dla najbliższych w postaci kołaczy, miodu, wina, mięsiwa. Uczty podczas, których należało się najadać do syta i radować. Należało też przywdziać najlepsze ubranie a dom przystroić najpiękniej jak się dało.

Przystrajano więc rozmaicie. W kącie, blisko stołu biesiadnego stawiano ostatni snop ze żniw, koniecznie kłosami do góry. Snop u pogan zwany był diduchem (dziadem) był miejscem, z którego duchy naszych przodków mogły uczestniczyć w biesiadach. Na długo po przyjęciu chrześcijaństwa w wiejskich domach stały głownie diduchy symbolizując dostatek, prosząc o kolejny, dziękując za plony. Snopy w kątach wiejskich izb widzimy jeszcze w reymontowskich Chłopach, a to już przecież czasy dawno chrześcijańskie.

Oprócz diducha pod sufitem wieszano podłaźniczkę – sito lub słomianą tarczę oplecioną zielonymi sosnowymi gałęziami. Na podłaźniczce, podłaźniku wieszano kolorowe łańcuchy, ciastka, jabłka, orzechy i wykonane z barwionych opłatków „światy”. Przystrój ten nazywano często sadem, wierzono, że chroni od nieszczęść, chorób, przynosi dobrobyt, zapewnia miłość i zgodę w rodzinie. Wyschniętych podłaźników nie wyrzucano – albo rozdrobnione trafiały do karmy domowych zwierząt, albo zakopywano je w bruździe – na urodzaj. W południowej Polsce zwyczaj strojenia podłaźników przetrwał do końca XIX wieku.

Na zachodzie Europy gdzieś na pograniczu Niemiec i Francji, pewnie wspominając dzieło świętego Bonifacego już od przełomu XV i XVI wieku w wigilię Bożego Narodzenia stawiano zielone drzewko. Chociaż Kościół długo krytykował te pogańskie obyczaje,to w końcu uległ i dołożył do niego stosowne wytłumaczenie. Otóż zielone drzewko, wiecznie zielone drzewko – miało symbolizować to pierwsze rajskie drzewo życia, a zawieszone na nim czerwone jabłka były symbolem nie tylko grzechu pierworodnego ale także miłości i płodności. Nie tylko ludzkiej. Choinka coraz trwalej wrastała w święta. Z Niemiec trafiła do Anglii, najpierw na królewskie dwory, potem także pod strzechy. Z emigrantami popłynęła do Ameryki Północnej – tam dodatkowo zyskała czerwone i złote ozdoby. Przecież za ocean ludzie płynęli po nowe, dostatnie, lepsze życie.

W Polsce choinka pojawiła się bardzo późno. Dopiero na przełomie XVIII i XIX wieku – najpierw przez zabór pruski gdzie żołnierze i urzędnicy w ten sposób oswajali obcą sobie ziemię. Coraz częściej jednak ubierano ją w domach mieszczan, a w efekcie stała się nieodłączną częścią Bożego Narodzenia. Co ciekawe na wsiach i domach mieszczańskich długo wisiała do góry nogami pod sufitem jako naturalny następca podłaźnika.

Obecnie choinki ubieramy już długo przed Wigilią. Czy to źle? Jedni uważają to za komercjalizację Świąt i napędzanie sklepowego szału sprzedaży. Pewnie mają trochę racji bo to przecież mocno marketingowy zabieg, który przyszedł zza oceanu. Ale może warto popatrzeć na to inaczej… Gonimy, biegniemy, koniec roku zwykle jest napięty w każdej firmie i każdym urzędzie. Już nie żyjemy zgodnie z rytmem natury, nie ma długich, wspólnych wieczorów niespiesznego lepienia pierogów. W Święta wpadamy z biegu i te trzy dni mijają zanim się obejrzymy. Może więc warto wydłużyć czas radosnego oczekiwania? Wszak to właśnie Adwent. Niektórzy postawią wieniec z czterema świecami, niektórzy ubiorą choinkę już połowie grudnia, a inni pędząc po centrach handlowych gdzie już po Święcie Zmarłych stanęły bożonarodzeniowe dekoracje zastanowią się i zatrzymają chociaż na chwilę, aby nie przegapić tego co w życiu najważniejsze. Ze Świąt jest najważniejsze oczekiwanie. Nie tylko na prezenty.
Szczodrych Godów!

O tym nie wiedzieliście: “Gdzie oni są?”

Exit mobile version