Site icon ZycieStolicy.com.pl

Chiński wilk

wolf

A nerwy były, a bieganina, a drapanie się po głowach! Ludzie dzwonili, wypytywali, szukali dojść z różnych stron, aż w końcu pojechał prezydent Andrzej Duda na szczyt Paktu Północnoatlantyckiego do Londynu i, przy wydatnej pomocy Mariusza Błaszczaka, wszystko zgrabnie pozałatwiał. Po przyjęciu przez NATO nowych planów obrony Polski i krajów nadbałtyckich, piszący te słowa wyniósł dziadkowe granaty do piwnicy, usunął worki z piaskiem zalegające w oknach i w najbliższych dniach zabierze się za wieszanie w nich wykrochmalonych firanek, w związku ze zbliżającymi się bożonarodzeniowymi świętami. Teraz wszyscy możemy znów stać się buńczuczni i szyderczo zerkać na ekran telewizora, w którym niekiedy przewija się nabotoksowana twarz Władimira Władimirowicza Putina. Jeśli odejść od szyderczej i żartobliwej narracji jaką przyjąłem na początku niniejszego tekstu i zacząć analizować londyńskie spotkanie na poważnie, to bezsprzecznie można je nazwać wielkim sukcesem naszych przedstawicieli, ale jednocześnie nie sposób nie dostrzec nowego zagrożenia jakie pojawiło się na świecie, a mianowicie Chin. Być może wysunę zbyt śmiałą tezę, jednak osobiście uważam, że to Chińska Republika Ludowa, a nie Rosja, była głównym determinantem działań obradujących nad Tamizą i zadziwiająco gładkie negocjacje udały się jedynie dzięki ciasnemu zbiciu stada NATO-wskich „owieczek”, w obronie przed chińskim „smokiem”. Ponieważ moi wyrobieni politycznie Czytelnicy już dawno w smoki nie wierzą, więc nazwijmy je umownie – nawiązując wciąż do nomenklatury pasterskiej – „chińskim wilkiem”.

„Chiński wilk” rozgościł się już praktycznie na połowie globu i wszędzie poczyna sobie wyśmienicie. W przestrzeni medialnej od dawna pojawiały się głosy znawców przedmiotu, opisujących sprawność skośnookich negocjatorów kolonizujących Afrykę. Jeśli ktoś jest zaskoczony, że tak duże przedsięwzięcie przeszło praktycznie bez echa na Starym Kontynencie, to musi pochylić się nad mądrością Chińczyków, którzy najprawdopodobniej wyciągnęli wnioski z okupacji Czarnego Lądu przez Europejczyków i zabrali się do rzeczy z wrodzonym pragmatyzmem, osiągając swoje za pomocą szeleszczących banknotów, a nie grubego kija. Wysłannicy Pekinu nie wprowadzali żadnych przymiotnikowych demokracji, nie obalali gabinetów, nie ingerowali w zastane struktury władzy państwowej i nie ustanawiali swoich namiestników lecz wykorzystywali argumenty ekonomiczne do realizacji wyznaczonych celów. W zamian za możliwość choćby wydobywania rudy metali rzadkich czy kamieni szlachetnych, udzielali panującemu kacykowi bezzwrotnego kredytu i absolutnie nie interesowali się sposobem sprawowania jego rządów. Budowali drogi, fabryki i obiekty użyteczności publicznej nie nawracając nikogo na taoizm, konfucjanizm czy buddyzm, nie ingerując w odwieczne obyczaje, wierzenia i poglądy. Płynący coraz szerszym strumieniem azjatycki pieniądz i związane z nim inwestycje, pozwoliły na bezkolizyjne przenikanie chińskich interesów na coraz większe obszary Afryki, przy jednoczesnym zadowoleniu jej rdzennych mieszkańców. Naturalnym jest, że powstał wielki rynek zbytu dla przemysłu Państwa Środka oraz rejon pozyskiwania tanich surowców naturalnych. Pierwszy dostrzegł to Kreml i wszedł z Pekinem w wielowątkową kooperację.

„Chłodna wojna”

Wielowątkowa kooperacja „smoka” z „niedźwiedziem” zaowocowała w sposób szczególny na niwie militarnej. Wspólne, rosyjsko-chińskie manewry wojskowe, nie są już dziś dla nikogo zaskoczeniem. Państwa ćwiczą razem od dawna i wysyłają w świat jasne sygnały o braterstwie broni, co w najmniejszym stopniu nie przeszkadza „Kitajcom” w systematycznym i rozbójniczym zasiedlaniu Syberii. Putin doskonale o tym wie i nic z przedmiotowym faktem nie robi, gdyż po wywołaniu obecnej „chłodnej wojny” z Zachodem musi mieć spokój na wschodniej granicy Rosji. Nadwołżańską specjalnością jest walka propagandowa, toteż od dłuższego czasu w przestrzeni publicznej zaczęły się pojawiać komunikaty, że Stany Zjednoczone nie są w stanie sprostać militarnie połączonym potencjałom moskiewsko-pekińskim. Celem owej kanonady informacyjnej było uzyskanie psychologicznego efektu zastraszenia i zbudowanie w społeczeństwach demokratycznych przeświadczenia o jedności sił zbrojnych strony przeciwnej. Takie przedstawienie sprawy miało skutkować naciskiem opinii publicznej na własne rządy, aby te prowadziły politykę bardziej uległą wobec Moskwy i Pekinu. Najprawdopodobniej tak własne by się stało, gdyby nie zdecydowana postawa Amerykanów.

Amerykanie toczą otwartą wojnę ekonomiczną z Chinami i osobiście uważam, że to oni są architektami ich wskazania przez szczyt londyński, jako kolejnego zagrożenia dla Sojuszu. Aby dopiąć swego Donald Trump odstąpił od zwyczaju skrytykowania Niemiec za zbyt niskie wydatki na zbrojenia. Sądzę, że była to jakaś droga do uzyskania milczącej aprobaty Angeli Merkel, dla utwardzenia stanowiska NATO wobec jej największego sojusznika – Putina. Frau Bundeskanzlerin nawet nie ukrywała, że pożądany pułap 2 proc. PKB przeznaczony na obronność Niemcy osiągną dopiero w roku 2030, ale prezydent USA musiał tę gorzką pigułkę przełknąć. Coś za coś, a tak się szczęśliwie dla nas złożyło, że Polska jest największym beneficjentem owego gambitu. Plan obrony naszego kraju został zaaprobowany i to jest dla nas najważniejsze. Pozostało nam teraz uważnie przyglądać się sytuacji międzynarodowej i pilnie śledzić ruchy „chińskiego wilka”.

Howgh!

Tȟašúŋke Witkó, 09 grudnia 2019 r.

Exit mobile version