Site icon ZycieStolicy.com.pl

Zwykli ludzie

ludzie

„Zwykli ludzie”

Oni są wszędzie, tylko trzeba nauczyć się wyłuskiwać ich z tłumu. Tak naprawdę, to są ubrani, ostrzyżeni i wyekwipowani bardzo podobnie, pomimo tego, że od lat noszą cywilne ubrania. Jak ich znaleźć? Już podpowiadam. Punkt pierwszy: spodnie – najczęściej luźne z niezliczoną ilością kieszeni, podtrzymywane szerokim pasem ozdobionym dziwną, niespotykaną klamrą. Punkt drugi: buty – koniecznie wygodne, sznurowane, prawie zawsze sięgające powyżej kostki i z grubą podeszwą. Punkt trzeci: fryzura – boki i tył głowy potraktowane trymerem aż do gołej skóry, zaś część górna owłosienia ma raptem trzy milimetry długości. Punkt czwarty: przenoszony bagaż – nieodzowny plecak, zwykle w kamuflażu pustynnym lub leśnym z przypiętymi dziwnymi naszywkami, ozdobionymi napisami w języku Szekspira, niezrozumiałymi nawet dla wytrawnych anglistów, a zawierającymi nazwy zgrupowań, w których służyli. Punkt piąty: sylwetka – szerokie plecy, wyżyłowane przedramiona i sprężyste nogi. Tutaj muszę zaznaczać, że część ma już niewielki brzuszek – starannie maskowany wciąganiem – ale na przełomie czwartej i piątej dekady życia mają do niego prawo. Punkt szósty: zachowanie – zawsze rozpoczynają marsz lewą nogą, idą szybko, energicznie, uważnie rozglądając się dookoła siebie. Punktu siódmego nie będzie, ponieważ moi Czytelnicy już wiedzą o kim mowa – naturalnie chodzi o byłych żołnierzy, weteranów, którzy podczas swojej służby wojskowej przemierzyli świat od irackich i czadyjskich pustyń, poprzez kosowski Stary Kaczanik, a na afgańskich górach skończywszy i teraz poukładali sobie – lub też nie – cywilne życie. Na pewno nie uważają się za gierojów ani bohaterów, no chyba, że po trzecim solidnym kielichu włączy się im tak zwana „ułańska fantazja”, bo wtedy potrafią przemierzyć knajpiane stoliki poruszając się jedynie na rękach. Tacy tam – „zwykli ludzie”.

„Zwykli ludzie” pracują i usiłują za wszelką cenę nadrobić czas przebywając z żonami i dorosłymi dziećmi, łudząc się wciąż, że tej sztuki można dokonać. Wcześniej, kiedy synowie i córki potrzebowali ich najbardziej, byli albo na służbie, albo na poligonach. Tamtych dni już nic nie wróci, więc teraz starają się to wszystko zrekompensować. „Zwykli ludzie” są bardzo pożądanym przez pracodawców materiałem ludzkim, gdyż nigdy się nie spóźniają i charakteryzuje ich samodzielność oraz sumienność. „Zwykli ludzie” są rozdrażnieni, kiedy ich cywilni współpracownicy się z czymś guzdrzą, bo zadanie musi być wykonane szybko i dobrze, bez względu na niesprzyjające okoliczności, a fraza: „tego się nie da zrobić” dla nich nie istnieje. „Zwykli ludzie” nigdy publicznie nie narzekają, żeby – broń Boże – nie być posądzonymi o nieudacznictwo, a swoimi negatywnymi uwagami dzielą się jedynie z najbardziej zaufanym kumplem przy kuflu pienistego napoju. „Zwykli ludzie” spotykają się wielką gromadą raz w roku, w dniu święta ich macierzystego batalionu, kiedy to pochyleni nad talerzem z posiłkiem zaczynają się nagle śmiać i mówią do swojego sąsiada z prawej strony: „Ty, Zdzichu, a pamiętasz, jak wtedy, no, na Drawsku Pomorskim, na zimowym poligonie, żeś się wjebał >Honkerem< w zaspę po dach i cały pluton remontowy Cię wyciągał, mamejo!”. Wtedy rozeźlony Zdzichu natychmiast ripostuje: „Taaaak?! Taki, kurwa, teraz mądry jesteś? A pamiętasz, jak dopiero pod Babilonem żeś sobie przypomniał, że nie wziąłeś śpiwora na trzydobowy patrol i żebrałeś u mnie o polar od kurtki goretexowej? Wtedy, gdy Ci się dupa z zimna trzęsła, to milutki byłeś, jak podstarzała fordanserka!”. Salwa śmiechu słuchaczy przerywa dialog dwóch kogutów i wtedy ktoś z tłumu rzuca pytanie: „Chłopaki, a co u Zbycha?!” i wesołość nagle gaśnie.

Wesołość gaśnie, ponieważ Zbychu nie miał tyle szczęścia co oni. MRAP (ang. Mine Resistant Ambush Protected), pod którym wybuchła mina pułapka koziołkował i pęknięty kręgosłup celowniczego karabinu maszynowego zrobił z niego „roślinę” już chyba na zawsze. Nie, to nie tak! „Roślinę” zrobiłby z każdego, tylko nie ze Zbycha. No, tańczył to on już nigdy nie będzie, ale pod prysznic już od lat chodzi samodzielnie, trochę tylko wspomagając się kulami. Do sklepu też łazi bez niczyjej pomocy i na rehabilitację także. Zaraz po ewakuacji z Afganistanu do Europy, ten Metys w szpitalu w Ramstein Air Base coś bełkotał, że już „always only bed”, ale nie ze Zbychem takie pieprzenie w bambus. Chyba Meksa z tym „bedem” pojebało! Już po dwóch latach trenowania sam wstawał z łóżka i dojeżdżał wózkiem inwalidzkim do łazienki. Po kolejnym kwartale płynnie opanował sztukę przesiadania się z „karety” na sracz i wtedy właśnie odeszła żona, ale nawet się jej nie dziwił. Tam jeszcze jest taka sprawa, że po wybuchu na Highway 1, Kabul – Kandahar, pojazd stanął w płomieniach i trochę mu tył głowy i gębę poparzyło. Byłoby gorzej, ale ubranie specjalne z Nomexu dzielnie powstrzymało opętany taniec płomieni i tylko policzek jest jakby z innej skóry, a odrastające włosy prawie zakryły uraz czaszki. Ważne, że oczy się ostały i sprawne dłonie, gdyż może dorabiać jako moderator jednego z internetowych forów dyskusyjnych. Na święto jednostki wojskowej dowódca przysyła po niego swój własny samochód, ale teraz jest pandemia, więc wszystko stanęło na głowie. Ważne, że chłopaki z kompanii dzwonią, a nieraz – jak piją na mieście – to po nocach spać nie dają, tylko się dobijają i trzeba telefon wyciszać. Pamięć jest najważniejsza.

Pamięć o weteranach jest najważniejsza – to bez dwóch zdań. Części z żołnierzy nie udało się wrócić do Polski, ponieważ zginęli podczas wykonywania zadania bojowego, poświęcając swoje życie. Ich już nie dręczą ziemskie troski, jakie opisałem powyżej, jednak oni wciąż żyją w sercach i umysłach towarzyszy broni. 4 maja z 1. Warszawskiej Brygady Pancernej w Wesołej wyruszył 2. Rajd Motocyklowy Weteranów na szczeblu centralnym, którego uczestnicy odwiedzą miejsca pochówku żołnierzy i policjantów poległych podczas działań prowadzonych poza granicami państwa. Kawalkadę maszyn poprowadził osobiście dyrektor Centrum Weterana Działań Poza Granicami Państwa, płk Szczepan Głuszczak, a asystował i towarzyszył mu – jak zwykle zresztą – dowódca 18. Dywizji Zmechanizowanej, gen. dyw. dr Jarosław Gromadziński. Dla mnie osobiście to wyjątkowa, żołnierska robota potwierdzająca, że Wojsko Polskie jest organizacją spoistą, sprawną i wyjątkową, pomimo tego, że tworzą ją zwykli ludzie.

Howgh!

Tȟašúŋke Witkó, 10 maja 2021 r.

Exit mobile version