Site icon ZycieStolicy.com.pl

Wywrotka na lodzie, czyli jak upadał hokej w Warszawie

UHKS Mazowsze LEGIA

W 2015 roku władze hokejowej Legii podjęły decyzję o nieprzystąpieniu drużyny do rozgrywek I ligi. Oznaczało to upadek całej sekcji. Przygnieceni ciężarem finansowych zobowiązań działacze odbili się od ściany. Uświadomili sobie, że – poza grupką pasjonatów – w Warszawie nikogo nie interesuje uratowanie hokeja w seniorskim wydaniu.

Legia to trzynastokrotny mistrz Polski w hokeju na lodzie. W latach 50. i 60. ubiegłego stulecia hokeiści z Łazienkowskiej w sumie osiemnastokrotnie stawali na podium krajowego czempionatu.

– Krach jaki spotkał nas w Legii jest kalką tego co dzieje się w Polskim Związku Hokeja na lodzie. Tam kolejni ludzie z przypadku pchają się do koryta, żeby tylko napchać kabzę. Nie interesuje ich popularyzacja tego sportu, nie szukają sponsorów, mają gdzieś, że hokej staje się niszową dyscypliną. Mecze nie są transmitowane przez telewizję, co zniechęca potencjalnych inwestorów. A wtedy odbija się to na takich klubach jak Legia – mówi z żalem w głosie portalowi „Życie Stolicy” były bramkarz CWKS-u Michał Strąk, który reprezentował Polskę na juniorskich mistrzostwach świata do lat 18 i 20. Dziś ma 32lata i prowadzi własną firmę. W hokejowej Legii trenował w sumie przez siedemnaście lat.

Pierwszy oficjalny mecz hokejowy rozegrano w Warszawie 11 lutego 1917 roku. Natomiast utworzenie sekcji hokeja w Legii datuje się na 1927 rok. Pierwszy upadek nastąpił w 1981 roku, kiedy po połączeniu z KTH Krynica, drużynę przeniesiono do miasta z powiatu nowosądeckiego. Powodem przeprowadzki były, jakże by inaczej, problemy finansowe, z którymi zespół borykał się w stolicy. Hokej ponownie zawitał do Warszawy dopiero w 2005 roku. Wtedy pod egidą Legii reaktywowano zespół seniorów, który przystąpił do rozgrywek I ligi. Występował pod nazwą UHKS Mazowsze/Legia.

– Od pierwszego treningu nowej drużyny wiedziałem, że to runie. Kwestią było jedynie, kiedy ów upadek nastąpi. Bez jakiegokolwiek zaplecza finansowego, wparcia od klubu Legia, płacąc po dwieście tysięcy złotych za wynajęcie lodowiska na Torwarze za sezon, nie mieliśmy prawa przetrwać – opowiada „Życiu Stolicy” obrońca stołecznego klubu Mateusz Wardecki. – Kiedy wróciliśmy na lód byłem szesnastoletnim chłopakiem. Rozumiałem, że nie mam co oczekiwać jakichkolwiek pieniędzy. Po prostu cieszyłem się grą. Ale nie mogłem pojąć, dlaczego nic nie dostają starsi zawodnicy. Graliśmy za obiad w drodze na mecz wyjazdowy – mówi Wardecki.

– Śmieliśmy się, że gramy za… uśmiech na niedzielę – dodaje Strąk. – Nigdy, przez te wszystkie lata nie dostałem z klubu nawet złotówki.

Hokej to nie tylko najszybsza dyscyplina zespołowa, ale i najdroższa. Przynajmniej ten hokej w Legii. Za godzinę treningu na lodowisku na Torwarze trzeba było zapłacić 800 złotych, a w dniu meczowym 1200 zł, co w skali całego sezonu dawało wydatek sięgający 200 tysięcy złotych. Do tego dochodził wynajem szatni – 3000 zł miesięcznie.

-No i sprzęt. Parkany (specjalne osłony na nogi bramkarza) to wydatek rzędu ośmiu tysięcy złotych, maska na twarz 1500 zł, strój 2500 zł. Tylko na jednego golkipera trzeba było wydać około 15 tysięcy. Sporo – wyjaśnia Strąk.

– Kolejny wydatek to kije. Koszt jednego to 800 zł. W miesiąc zużywało się po trzy, cztery. Gdyby nie pomoc mojego taty, to nie wiem, czy w ogóle przystąpilibyśmy do rozgrywek – dodaje inny były wielokrotny młodzieżowy reprezentant Polski – Karol Szaniawski.

Legioniści mieli to szczęście, że podczas kolejnej reaktywacji drużyny seniorów w styczniu 2013 roku, do zespołu dołączył Karol. Jego tata – Arkadiusz Szaniawski tak pokochał hokej na lodzie, że szybko wsiąknął w życie sekcji i zespołu. Był na każdym meczu, jeździł za Legią po całej Polsce. W końcu razem z Michałem Wąsińskim, Szaniawski senior został kierownikiem drużyny. I jej głównym sponsorem. To co zarobił jako deweloper, ładował w hokeistów.

– Nigdy nie pytałem taty ile pieniędzy utopił w Legii. Mogę się tylko domyślać, że były to potężne sumy. Trzeba pomóc – mówił. Legia nie może znów upaść. Trzeba was ratować – tak tata tłumaczył swoje zaangażowanie w sekcję – wyjawia nam Karol Szaniawski.

Hokeiści podkreślają, że w tamtym okresie mocno pomogła im piłkarska Legia, kierowana wtedy przez Bogusława Leśnodorskiego.

– Wspieraliśmy drużynę jakimiś pieniędzmi, użyczaliśmy im nieodpłatnie autokar na wyjazdy, wszyscy członkowie sekcji dostali klubowe dresy – wspomina w rozmowie z naszym portalem Bogusław Leśnodorski.

– Kurek z pomocą został zakręcony, kiedy jedynym właścicielem futbolowej Legii został Dariusz Mioduski. Wtedy u nas już trwała agonia, a jedyne wsparcie, jakie otrzymaliśmy od nowych władz klubu, to była zgoda na posługiwanie się herbem Legii, a dokładnie jego obecność na meczowych bluzach – twierdzi Michał Strąk.

– W najlepszych polskich klubach, jak Cracovia, GKS Tychy czy Ciarko Sanok (dziś STS Sanok) czołowi zagraniczni zawodnicy kasowali po trzy tysiące euro miesięcznie. A u nas brakowało na odżywki, nie było kasy na zatrudnienie fizjoterapeutów. Ja byłem w tej dobrej sytuacji, że miałem wynajętego trenera personalnego, ale wielu chłopaków wegetowało – wyjaśnia Szaniawski.

Przed rozpoczęciem sezonu 2015/2016 sytuacja była już tak zła, że trzeba było zgasić światło i powiesić łyżwy na kołku. Sekcja hokejowa zaprzestała działalności.

– A najgorsze jest to, że nikogo spoza drużyny i jej najbliższego otoczenia, to nawet nie obeszło. Może po prostu urzędnikom ze stołecznego magistratu nie zależało na hokeju? My odnosiliśmy wrażenie, że mają nas w d… Taki przykład. Gramy mecz ligowy. Jest dogrywka. W jej trakcie do trenera podchodzi człowiek, który jeździł po lodzie specjalną maszyną służącą do odświeżania i wyrównywania lodowiska. I ten gość nam mówi – za kwadrans schodzicie, bo zaraz tu ma być ślizgawka i muszę przygotować lodowisko. Normalnie czeski film! – kręci głową Wardecki.

– Z kierownictwem Centralnego Ośrodka Sportu, który zarządza Torwarem, nie było żadnej współpracy. Trenowaliśmy od 21.30 do 23. Ponoć wcześniej nie było gdzie nas wcisnąć, bo tak napięty był grafik. A rano większość z nas wstawała do normalnej pracy. Któregoś wieczoru przychodzimy na zajęcia, a tam… na lodowisku rozstawione stoły, za którymi siedzi spora grupa ludzi. Okazało się, że odbywała się tam firmowa kolacja. Jestem ciekaw, czy gdyby ktoś wynajął boisko Legii, to piłkarze tego klubu zrezygnowaliby z treningu czy meczu?! A przypominam, że COS podlega Urzędowi Miasta – nie kryje żalu Michał Strąk.

Kiedy w Polskę poszła fama, że lada moment Legia padnie, po zawodników stołecznego klubu ustawiła się kolejka chętnych.

– Odeszli tylko Filip Komorowski, dziś zawodnik ekipy mistrzów Polski – GKS Tychy i Mateusz Biepierszcz, aktualnie napastnik Podhala Nowy Targ. Ja jedną nogą byłem już w Cracovii, ale zostałem. Podobnie, jak pozostali gracze. Czuliśmy się związani z Legią. Byliśmy nie tylko zawodnikami, ale i fanatykami tego klubu. Do końca wierzyliśmy, że uda się uratować drużynę – wspomina Strąk.

– Strasznie mi żal, że się nie udało. Od upadku sekcji minęło ponad pięć lat, a ja wciąż tęsknię za lodowiskiem, grą – dodaje Szaniawski. Karol, dziś 26-latek deklaruje, że gdyby udało się zgłosić drużynę do rozgrywek, to pierwszy włożyłby łyżwy i wyjechał na lód. – Rzucam wszystko i wracam – zapewnia.

W odrodzenie hokeja w stolicy nie wierzą natomiast Michał Strąk i Mateusz Wardecki. – Na logikę, jak tu może powstać drużyna, skoro w ponad dwu i półmilionowym mieście jest tylko jedno lodowisko – macha ręką Wardecki. A Michał dodaje – może w przyszłości, kiedy podrosną i okrzepną dzisiejsi adepci hokeja, których aktualnie w stolicy trenuje ponad 150, Legia się odrodzi? Myślę, że co najlepsze to już za nami. Teraz w młodych nadzieja. Niech osuszą lód – kończy bramkarz.

Piotr Dobrowolski

HOKEJ NA LODZIE, LEGIA WARSZAWA, WARDECKI, MATEUSZ WARDECKI, MICHAŁ STRĄK, FILIP KOMOROWSKI, BOGUSŁAW LEŚNODORSKI, DARIUSZ MIODUSKI, UHKS Mazowsze/Legia.

Exit mobile version