Jaką przyszłość ma przed sobą MMA w Polsce?
MMA to sport XXI wieku. To sport który co roku przyciąga młode pokolenia. Czy MMA grozi koniec mody? Na pewno nie. Prawdziwa moda na MMA jeszcze w Polsce nie nastała. Jesteśmy na tendencji wznoszącej i z roku na rok zainteresowanie MMA w naszym kraju będzie rosło. Oczywiście kosztem innych dyscyplin sztuk walki. MMA zawiera w sobie elementy niemal każdej dyscypliny i niemal każdej odbiera popularność. Przykładem jest boks. Każdy młody chłopak, obecnie chce trenować MMA a nie boks.
Jakie są Pana zdaniem bariery rozwoju MMA w Polsce?
Myślę, że największą barierą jest to, że nie ma MMA w Telewizji Polskiej. Myślę, że gdyby Telewizja Polska się tym zainteresowała, to MMA mocno by się rozwinęło. Szczególnie, że na świecie są dążenia do tego, żeby MMA było na olimpiadzie. MMA jest bardzo popularnym sportem. Każdą galę KSW, która jest największą federacją w Polsce, ogląda minimum 2 mln ludzi. Pudziana walkę z Najmanem oglądało 6 mln ludzi. Więc jest to bardzo popularny sport. Polsat widzi w tym przyszłość i dlatego zainwestował. W tej chwili dla Polsatu galę robi 5 organizacji. Ludzie po prostu chcą to oglądać. To jest sport XXI wieku. Porównując do boksu, MMA jest bardziej bezpieczne dlatego, że w boksie jest 200-300 ciosów w głowę a w MMA 30-40, reszta uderza w ciało, albo są jakieś obalenia, walka na ziemi. Co charakterystyczne dla MMA, to w tej dyscyplinie są mniejsze rękawice. Niby są większe obrażenia, więcej krwi leci, ale są to obrażenia powierzchowne. W boksie nie ma rozcięć ale mózg zawodnika poddawany jest olbrzymim przeciążeniom w wyniku uderzeń. Robiono badania, że MMA jest o wiele bardziej zdrowe niż boks.
Gdyby tak spróbować zrobić ranking federacji MMA na świecie. Gdzie uplasowałyby się polskie federacje i polskie gale?
Jeżeli chodzi o świat to największą galą jest UFC. Jeżeli chodzi o Europę to największa galą jest KSW. Ja zorganizowałem około 80 gal to się nazywa Profesjonalna Liga MMA. My nie robiliśmy gal wielkich na 15-20 tysięcy ludzi. Do nas przychodziło 1 – 3 tysiące osób, ale za to robiliśmy gale częściej. Potrafiłem robić gale 12-16 razy w roku. Polska pod względem ilości i jakości gal MMA jest w europejskiej czołówce.
Czy miewał Pan takie momenty w pracy trenerskiej lub zawodnika, że wracał do domu i mówił „cholera rzucam to wszystko”?

Mirosław Okniński – trener i zawodnik MMA.
Ja wcześniej miałem duże gospodarstwo rolne. Miałem dużą firmę. W pewnym okresie zarządzałem dużymi nieruchomościami. Mieszkałem też w Niemczech. Handlowałem Oponami. Robiłem dużo różnych rzeczy i mówiłem „Nic mnie nie cieszy jak te treningi”. I tak mając 30 lat, trenując sporty walki już przez kilkanaście lat, mówię tak po co ja robię to wszystko? Gonię za pieniędzmi. Powiedziałem sobie rób to co lubisz, zajmij się tym co lubisz. I tak zacząłem, uruchomiłem klub MMA, Jiu-Jitsu. I zacząłem robić to co lubię. Pieniędzy na początku tam prawie z tego nie było, ale starczało tak żeby przeżyć. W tej chwili zrobił się z MMA przemysł sportowy. Myślę, że w przyszłości będzie można na tym zarobić. Wszyscy którzy będą się tym zajmować mogą zarobić. Ja zawsze skupiałem się na sporcie. Przez to nie interesowała mnie storna biznesowa. Obecnie uważam, że można to pogodzić. Wcześniej byłem przeciwny wszelkim wyzwiskom i pokazówce przed walką. Mówiłem, jeżeli jesteś dobry to walcz a nie pieprzysz jakieś głupoty. Ale teraz widzę, że to jest podstawa. Żeby zbudować dobrą walkę to trzeba z pół roku o tym gadać. Ten Trash-talk jest ważny żeby zbudować walkę. Bo później ludzie będą czekać na walkę, jak to w końcu będzie. Czy go kopnie czy uderzy, czy go przewróci czy zbije? Myślę że po iluś tam latach zacząłem rozumieć, że ta strona sportowa nie raz jest mniej ważna niż te głupie gadanie. Najlepszym rozwiązaniem jest jak ktoś jest dobry sportowo i dobrze gada [śmiech]. Często dobrzy zawodnicy, którzy dobrze się biją nie rozumieją tych mechanizmów.
Jak doszło do tego, że zorganizował Pan pierwszą walkę w klatce?
Początkowo nikt nie chciał tego robić. Pytałem różnych osób, „chodźcie zrobimy walkę w klatce”. Odpowiadali, że: „nas zamkną, będzie kłopot, po co to robić?”. Powiedziałem sobie, że muszę to zrobić, bo jak ja tego nie zrobię to nie będzie tego w Polsce. No i zrobiłem pierwszą walkę w klatce w 2002 roku. I to uważam za swój największy sukces. Ode mnie się zaczęło. Potem zrobili walki w klatce w Szczecinie, w Poznaniu i to ruszyło. Później mnie wezwano do ministerstwa i pytano dlaczego walczymy w klatce, że jesteśmy zamknięci jak zwierzęta. Próbowałem im tłumaczyć, że klatka jest dla bezpieczeństwa zawodnika, bo jak przeciwnik, chce drugiego wyrzucić z ringu to ten zawsze będzie mógł oprzeć się klatkę. Na jakiś czas zamieniłem klatkę na ring, ale potem do niej wróciłem.
Jakie są Pana plany na przyszłość?
To, żeby MMA było w każdej telewizji. Bo jest to sport dający wielkie możliwości osiągnięcia oglądalności i zdobycia sponsorów. Tylko trzeba zrobić to dobrze. Rok, dwa trzeba to produkować. Polsat robi to od 15 lat i robi to fantastycznie.
Ilu wychowanków wyszło spod Pana ręki?

Sala do ćwiczeń MMA – Akademia Sportów Walki Wilanów.
Na pewno tysiące osób, samych trenerów jest kilkudziesięciu. Trenowałem studentów, lekarzy. Trenowałem też gangsterów. Nie wiedziałem czym się zajmuje człowiek a potem się okazywało, że to gangster. Trenowałem też policjantów i dowiadywałem się o tym po kilku latach. Dlatego gdy ktoś mnie pyta za kim jestem odpowiadam, że ja uprawiam sport. Dajcie mi uprawiać sport. Nie jestem za gangsterką, nie jestem za policją. Ja uprawiam sport. Nie interesują mnie też spory polityczne, ja uprawiam sport. Ja namawiam ludzi. Jeżeli jesteś policjantem, trenuj sport. Jeżeli jesteś księgowym, trenuj sport. Nie bijmy się na ulicy. Jest klatka, są reguły i tam walczmy. Nie chciałbym być zaszufladkowany. Ja robię sport i dajcie mi spokój.
Kto był albo kto jest Pana najlepszym uczniem?
Hohoho. Ja powiem tak, że patrząc kto jest moim najlepszym uczniem, stawiam na Szymona Kołeckiego. To jest uczeń z którym najlepiej lubię pracować. Nie dlatego, że on jest mistrzem olimpijskim i ma wynik. Tylko dlatego, że on jest bardzo pracowity. Ja mu mówię trzeba robić to i to, on mówi ok. Ja mówię robimy w lewo w prawo i on to robi. Jeżeli coś mu się nie podoba to ze mną to przedyskutuje. Nie jest konfliktową osobą. Ja nie jestem łatwą osobą do współpracy, bo jestem impulsywny dosyć. Mogę powiedzieć, że wychowałem wielu chłopaków, jeśli chodzi o stronę biznesową to na pewno Maciej Kawulski, który jest właścicielem KSW. To on 4 lata u mnie trenował. To on odniósł największy sukces biznesowy. Jeżeli chodzi o moich innych uczniów to jest Paweł Mistewicz, który tu ze mną prowadzi Akademię Sportów Walki Wilanów. To Paweł jest, można powiedzieć takim moim super uczniem, z którym jestem 18 lat i się nie pokłóciliśmy. Później jest Zbigniew Tyszka, Krzysztof Jotko. Teraz też mam super zawodnika, bo trenuję Michała Oleksiejczuka. Następnego mam Kevin Szaflarski to jest fenomen jeżeli chodzi o walkę w parterze.
Ile zarabia się w MMA?
Zarobki w MMA powoli doganiają zarobki w boksie. Jeżeli walka w boksie o mistrzostwo świata to jest to 10, 20, 30 milionów dolarów. W MMA jest to mniej bo 2,3,5 milionów dolarów. Największe walki są warte 10 milionów dolarów. W boksie to tylko te największe walki są tyle zarabiają, ale boks się kurczy. MMA przez to, że jest tańsze od boksu, to jego organizacje szybciej i prężniej się rozwijają. W MMA zawodnik na początku drogi dostaje tysiąc, dwa lub trzy. Bokser nie zwalczy jak nie dostanie gotówką z 5 – 10 tys.. Więc za jednego boksera mamy dwóch, trzech czy czterech zawodników MMA. Przez to powstaje więcej tych gal MMA, jest więcej zawodników. No i do MMA młodzi się garną. Zarobki w Polsce kształtują się różnie. Jak jest to początkujący zawodnik – tysiąc, dwa. Jak zaawansowany to jakieś 20, 15 czy 30 tysięcy. A jak jest jakaś tam gwiazda to pół miliona czy nawet milion złotych. Jeżeli patrzymy na zawodników światowych to nie jest to milion złotych tylko milion dolarów. Zarobki na świecie są nawet 4 razy wyższe niż w Polsce. Mówimy tu o UFC, bo jeżeli porównamy inne gale światowe do KSW, to zarobki w Polsce są dobre.
Jak Pan ocenia tzw. „freak fights”?
Ja powiem tak, byłem dużym przeciwnikiem freak fight. Plułem na to. Mówiłem, że to jest złe. Uważałem, że trzeba takich pajaców gonić. I teraz na starość zrobiłem z siebie pajaca [śmiech]. Naśmiewam się z Pudziana, robię jakieś śmieszne, głupie filmiki. I tak mówię, kurde w którą stronę to idzie? Ludzie oczekują śmiesznych rzeczy, a nie powagi. Teraz wszystko idzie w kierunku show. Sport się sprzeda jak będzie sport. Nie można robić samych freak fight, bo wielu zawodników jest tam lekko półśmiesznych. Była taka sytuacja że Paweł Trybson Trybała pokłócił się z Marcinem Najmanem. Ludzie lubią takie bzdury oglądać. Jak robimy poważną konferencję to ogląda to tysiąc osób. Jak Trybson i Najman rzucają się ciasteczkami to ogląda to 2 mln ludzi. Taki zawodnik który jest poważny zarabia tysiąc złotych. A taki który mówi: „dopadnę Cię”, „ty półleszczu” czy „tanio skóry nie sprzedam” to ludzie od razu wow, wow!
Co Pana najbardziej śmieszy w MMA?
Śmiałem się np. z Popka w pewnym momencie, że narkoman, pijak, ćpa. Ledwo się trzyma, tam zanoszą go do klatki. Wychodzi, się ledwo przewraca i go znoszą. No ale ludzie chcą go oglądać. No ale on mówi, że dzięki temu, że walczy w MMA to przestał chlać, ćpać i prowadzić złe życie i że to uratowało go . No to chwała mu za to, że MMA uratowało mu życie, że już nie chla i nie ćpa. No może tak nie może się całkowicie powstrzymać [śmiech]. Taki Kowalski to się nie zna. Myśli, że jak Pudzian podniesie 300 kilo to on wygra i zbije wszystkich. Ja trenowałem Pudziana. I na przykład Szymon Kołecki trenuje dwa lub trzy razy więcej niż Pudzian. Szymon przychodzi na trening, dostaje w łeb i bije drugiego przeciwnika na sparingu. A Mariusz jak dostał w łeb to mówi: „Nie, nie, stop. Może lżej, może coś tam…”. Po walce wygranej z Najmanem mówił: „Nie, nie. Tak ciężko nie możemy sparować. Ja będę sobie sam ćwiczył, worki rzucał. Będę siłownię robił. Tam może na jakieś tarcze, ale ja sparował nie będę, bo to jest za ciężko.”. Taki zwykły człowiek, który widzi w internecie: „Mariusz podnosi dwieście, Mariusz podnosi trzysta. Mariusz kopnął w worek, się urwał. Mariusz szybko bije, ale kamera trzy razy szybciej chodzi. Mariusz jest super…”. To że ktoś jest balonem napompowanym nie znaczy, że on jest zajebisty. Pokazał w swoich walkach, była ostatnio z Bedorfem to poddał ją dwie minuty czy trzy.
Szymon Kołecki zje Pudziana?
Zje to mocne słowa. Ja myślę, że Szymon trenuje dwa lata, waży 100 kilo. Mariusz trenuje 10 lat i waży 120 kilo. Różnica kilogramów jest na niekorzyść Szymka. Ale tak jak Szymon pracuje, on w dwa lata nauczył się więcej jak Mariusz w dziesięć. Szymon jest mega pracowity i mega zdeterminowany. Pudzian jak dostanie w łeb to już jest przerażony i szuka żeby przewracać kogoś. Szymek jak dostanie w łeb to mówi: „No teraz to Ty dostaniesz w łeb”. I taka jest różnica. Za Kołeckim stoją sportowcy, ludzie inteligentni. A za Mariuszem, ja tak odbieram, że część taka niesportowa, no inny klimat. Uważam, że Szymon ma lepszych kibiców. Mariusz jest sam, nie ma żony nie ma dzieci.. On tylko dla siebie. „Ja sobie kupię następne mieszkanie. Ja sobie kupię następny samochód.”. Mówię: „Mariusz, ale mógłbyś wszystko inaczej”, on mówi: „Ja tu wszystko zrobię sam, sam, sam”. A Szymek ma żonę, ma dzieci. Zupełnie inny świat. Mariusz jest wielkim sportowcem, jeżeli chodzi o Strongmenów. Dla MMA też zrobił dużo roboty. I ja za to Mariusza szanuję. Mam żal za to, że jest sknerą kompletną. A Szymek ma dużo więcej zalet, jako sportowiec czy jako człowiek. Mariusza też szanuję jako sportowca. Za to jako człowieka nie darzę go sympatią ani nie mam do niego szacunku. Z Mariuszem jak się rozchodziliśmy to tam miał do mnie aluzje. Próbował mnie zastraszyć ale ja się nie dałem. To takie stare metody: „O ja tu kiedyś stałem na bramce to mogę całą wieś zastraszyć.”. No ale ja Mariusza biłem na treningu po ryju. Mówiłem: „dawaj, wstawaj, ruszaj się!”, a on leżał i sapał. Więc nie dałem mu się zastraszyć, dlatego się teraz do mnie w ogóle nie odzywa, bo wie, że mnie nie złamie. Do sądu też nie pójdzie, bo by przegrał. Więc się nie odzywa…
Czy czegoś Pan żałuje w drodze zawodowej w MMA?
Tak. Tego, że jak ja robiłem mniejsze gale, profesjonalne gdzie nie było miejsca na show to inni robili duże gale. Był ten cały show. I nasza rywalizacja napędzała ten sport. Tylko, że ja byłem po tej ciemnej stronie, w sensie nie było mnie widać. Bo miałem mniejszą telewizję. Jak wyszedłem ze szpitala to spojrzałem na nasz konflikt z KSW inaczej. Kawulski też pewnie pomyślał, że pewnie wkrótce umrę to warto by się pogodzić [śmiech]. Teraz już wiem, że współpracując też można rozwijać i tworzyć ten sport i że jest miejsce dla wszystkich w MMA.
Dziękuję za rozmowę.
Dzięki.
Wywiad przeprowadził Łukasz Pawelski
1 komentarz
[…] ZOBACZ RÓWNIEŻ: WYWIAD Z MIROSŁAWEM OKNIŃSKIM, OJCEM POLSKIEGO MMA […]
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.