Site icon ZycieStolicy.com.pl

Westchnienie ulgi

ulgi

Hand is holding the germany flag against blue sky

„Westchnienie ulgi”

Ostanie badania amerykańskich naukowców dowiodły, że kamień, który spadł z serca Angeli Merkel po ostatnich wyborach do landtagu Saksonii-Anhalt, ważył tyle, ile Empire State Building i wieża Eiffla razem wzięte. Moi Czytelnicy muszą wybaczyć mi ów szyderczy wstęp, ale z pozycji piszącego ten artykuł, czyli z perspektywy indywiduum okupującego krakowską kanapę, zaodrzański wyścig do władzy wygląda już tylko tragikomicznie. Tak naprawdę, to jawi się on tragicznie, a pierwiastek komiczny niosą jedynie ekwilibrystyczne sztuczki myślowe i komentarze wytresowanych teutońskich żurnalistów, pragnących za wszelką cenę przekonać gawiedź, że jest bardzo dobrze, ponieważ w ostatniej chwili udało się znaleźć pęk pakuł do zatkania wielkiej dziury, jaka pojawiła się pod linią wody w kadłubie dryfującego statku z wyeksponowanym na burcie napisem: Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna Niemiec (CDU). W tym miejscu zobligowany jestem wyjaśnić, co z tym wszystkim ma wspólnego Frau Bundeskanzlerin, która kończy we wrześniu swoją czwartą kadencję na premierowskim tronie, a władzę nad CDU oddała już grubo ponad dwa lata temu. Otóż, to dzięki jej niezwykłej intuicji politycznej, wybitnemu zmysłowi analitycznemu oraz dogłębnej znajomości mechanizmów rządzących lokalnymi społecznościami, na stolec szefa niemieckich chadeków wyniesiono Armina Lascheta, człeka o charyzmie zardzewiałej fajerki, który wypada najlepiej w tych chwilach, kiedy śpi. Już w dniu samej elekcji – czyli 6 czerwca 2021 roku – pojawiły się pierwsze głosy złośliwców kpiąco twierdzących, że wybory w Saksonii-Anhalt chrześcijańscy demokraci wygrali nie dzięki lecz pomimo obecności w polityce naszego bohatera, a decyzja mieszkańców landu wyrażona przy urnach, pozwoliła wszystkim dotychczasowym dzierżawcom władzy westchnąć z ulgą.

Westchnąć z ulgą mogło również otocznie popularnego premiera tego kraju związkowego, Reinera Haseloffa. Dlaczego? Ano dlatego, że to on – z dużą autonomią decyzji – będzie teraz tworzył nową koalicję rządzącą. Haseloff, doświadczony polityk, który od ponad dekady sprawuje władzę z Magdeburga, kilka tygodni wcześniej opowiedział się za kandydaturą Markusa Södera – przewodniczącego Unii Chrześcijańsko-Społecznej w Bawarii (CSU) – próbującego uzyskać poparcie wszystkich niemieckich chadeków w wyścigu do kanclerskiego fotela. Jednak, głównie dzięki zakulisowym staraniom Merkel, bratobójczy pojedynek wygrał Laschet, a nie faworyzowany przez większość Söder. Długotrwała wewnętrzna batalia kosztowała obydwie chadeckie partie utratę poparcia wyborców i dopiero „ręczne rozstrzygnięcie”, autorytarnie dokonane przez panią kanclerz, wyhamowało spadek słupków sondażowych. Historia Helmuta Kohla, przed laty promotora i opiekuna pojawiającej się na firmamencie niemieckiej polityki młodej Angeli Merkel, która później wykończyła swojego dobroczyńcę z zimną krwią, jest wciąż żywa wśród naszych zachodnich sąsiadów, dlatego Reiner Haseloff, zwolennik dostojnika z Monachium, ocalił, przynajmniej na razie, swoją pozycję. Teraz czeka go budowanie kolejnej koalicji i z doniesień prasowych wiemy, że jest gotów ułożyć się z każdym, oprócz Alternatywy dla Niemiec.

Alternatywa dla Niemiec (AfD), ugrupowanie nazywane w Niemczech prawicowym, jest niekoalicyjne i wściekle zwalczane przez wszystkie partie od Odry po Ren. Problem w tym, że na AfD zagłosował w Saksonii-Anhalt co piąty wyborca i stronnictwo stało się drugą siłą polityczną landu. Jak teraz europejski hegemon ma wytłumaczyć, że po stuleciu, duch Bürgerbräukeller odżył na terenach dawnej Niemieckiej Republiki Demokratycznej? Czym uzasadnić pełzający nacjonalizm, który już raz doprowadził do katastrofy i mordowania milionów ludzi na skalę przemysłową? Przecież berlińskim władykom przez gardło nie przejdzie teza, że to sama Merkel, swoją straceńczą polityką sprowadzania śniadolicych kohort z Azji i Afryki, pozwoliła w 2017 roku przekroczyć Alternatywie próg wyborczy i dostać się do Bundestagu. Dlatego sięgnięto w walce o władzę po środek w Berlinie rzadki, a mianowicie po politykę zagraniczną.

„Polityką zagraniczną nie wygrywa się wyborów w Niemczech” – to zdanie, w półoficjalnej rozmowie ze mną, wygłosiła swego czasu publicystka i ekspert Instytutu Staszica, Olga Doleśniak-Harczuk, osoba wiedząca o życiu publicznym nad Sprewą wszystko. A jednak Alexander Gauland, deputowany do parlamentu krajowego z ramienia AfD, ostatnio został przez niemieckie media wywleczony na międzynarodowy widok publiczny, a następnie wytarzany w smole i pierzu. Faktem jest, że Gauland pochwalił Stalina za wejście w koalicję z Hitlerem i atak na Polskę, ale do tej pory podobne rzeczy były załatwiane najczęściej w domowym zaciszu. Fakt, że Alternatywa jawnie popiera narrację Kremla nie ulega żadnej wątpliwości, jednak to także przypadłość rządu federalnego, więc nikogo rzecz cała nie powinna zaskoczyć. Czemu niemiecki poseł jest obecnie batożony na forum międzypaństwowym? Ponieważ już za kwartał mamy w Niemczech wybory ogólnokrajowe i, najprawdopodobniej, sondaże są dla AfD łaskawe, toteż jej przeciwnicy nie przebierają w środkach. 26 września 2021 roku wyjdzie, czy ta zagrywka była skuteczna i czy z chadeckich piersi wydobędzie się kolejne westchnienie ulgi.

Howgh!

Tȟašúŋke Witkó, 21 czerwca 2021 r.

Exit mobile version