Złe wieści z Danii. Na trwających w tym kraju mistrzostwach Europy kobiet, polskie piłkarki ręczne przegrały już drugi mecz. Tym razem z Rumunią 24:28. Po porażce najbardziej smutna była nasza bramkarka Weronika Gawlik, która po raz setny wystąpiła w drużynie narodowej.
Najpierw zlały nas Norweżki (35:22), a w sobotę podopieczne Arne Senstada nie dały rady Rumunkom, choć do przerwy prowadziły 15:11. W tej części gry Polkom wychodziło niemal wszystko. W 21. minucie Biało – Czerwone prowadziły już 11:6 i wydawało się, że w pełni kontrolują sytuację na parkiecie. Rumunki nie miały sposobu na naszą obronę, a jeśli już udało im się rzucić na polską bramkę, to na posterunku była Weronika Gawlik.
Po przerwie coś się w naszej drużynie zacięło. Z każdą kolejną minutą Polki popełniały coraz więcej błędów, co skrzętni wykorzystały Rumunki i na 12 minut przed końcem starcia po raz pierwszy wyszły na prowadzenie 20:19. Nasze zawodniczki próbowały kontratakować, ale brakowało im skuteczności. I przed ostatnim meczem w grupie to Biało – Czerwone stoją pod ścianą. By myśleć o wyjściu z grupy z trzeciego miejsca, muszą w poniedziałek (godz. 18.15) wygrać z Niemkami. – Jeszcze nie składamy broni. Będziemy walczyć do końca – zapowiedziała najskuteczniejsza w naszym zespole Aleksandra Rosiak, która rzuciła Rumunkom siedem goli. Również Weronika Gawlik nie miała po głupio przegranym meczu szczęśliwej miny: – Inaczej wyobrażałam sobie setne spotkanie w kadrze narodowej. Cóż, nie zawsze można mieć to co się chce. Trzeba podnieść głowy do góry i pokonać Niemki – powiedziała bramkarka MKS Lublin.
PD