Młody mężczyzna umierał na oczach pasażerów metra. Nie mógł złapać oddechu, a jego twarz i ręce siniały. Jego stan był krytyczny, ale nikt mu nie pomógł, podróżni znajdujący się na stacji metra, myśleli, że był pijany. Jedyne co zrobili, to zadzwonili po straż miejską.
Mężczyzna leżał na peronie stacji metra Kabaty.
Z relacji strażników miejskich wynika, że 25-latek był w stanie krytycznym, a jego życie i zdrowie było zagrożone.
Jak podali funkcjonariusze, nikt nie zainteresował się pomocą młodemu człowiekowi. Nawet oni jadąc na miejsce, byli przekonani, że będzie to kolejna interwencja wobec pijanego mężczyzny.
Gry strażnicy strażnicy przyjechali na stację bardzo szybko. Na miejscu okazało się, że na peronie faktycznie leżał człowiek, ale jego stan był zupełnie inny niż wynikało ze zgłoszenia.
– Gdy strażnicy miejscy podeszli do leżącego, stwierdzili, że nie może złapać oddechu, a jego ręce i twarz sinieją. Błyskawicznie zorientowali się, że w tej sytuacji liczą się dosłownie sekundy – relacjonuje Sławomir Smyk, rzecznik stołecznej straży miejskiej.
Jeden z funkcjonariuszy natychmiast wezwał karetkę, drugi udzielał pierwszej pomocy, którą zaczął od sprawdzenia, czy mężczyzna się czymś nie zakrztusił.
Dopiero, gdy zrobiło się zamieszanie, do akcji ratunkowej wkroczył mężczyzna, który podał się za lekarza. – Stwierdził, że leżący człowiek jest w stanie krytycznym. Strażnicy polecili pracownikom ochrony metra, by natychmiast przynieśli defibrylator – dodaje Smyk.
Nagle 25-latek przestał oddychać.
Strażnicy miejscy użyli defibrylatora i natychmiast rozpoczęli reanimację.
– Jeden z funkcjonariuszy wykonywał masaż serca, a towarzyszący my lekarz wykonywał sztuczne oddychanie. Strażnicy prowadzili resuscytację na zmianę. Aż do przyjazdu karetki – podsumował rzecznik.
Na szczęście życie tego młodego człowieka udało się uratować i trafił do szpitala.
METRO WARSZAWSKIE, POMOC, STRAŻ MIEJSKA, POGOTOWIE, NIEPRZYTUMNY MĘŻCZYZNA, RATOWANIE ŻYCIA