„Totalna bezradność”
No to mamy nowy – stary problem. Znaczy, problem cały czas był, tylko ktoś potrzebuje pilnie pieniędzy, więc postanowił je zdobyć szantażem. Naturalnie, Państwo już wiedzą, że szantażystą są władze Maroka, a potencjalną ofiarą Unia Europejska (UE). Cóż, ludzie szybko się uczą i numer Recepa Tayyipa Erdoğana, tak umiejętnie żonglującego wywoływaniem kryzysów uchodźczych w celach zarobkowych, stał się już powszechnie stosowanym sposobem na wyłudzanie pieniędzy. Czy UE zapłaci? Najprawdopodobniej zapłaci co do grosza, ponieważ nie ma innego wyjścia, gdyż trwanie stupajków na urzędniczych fotelach jest dla nich dobrem najwyższym. Oczywiście, transakcja będzie starannie zamaskowana i odziana w szaty jakiejś umowy gospodarczej, co zrealizuje zadanie nadania jej atrybutów celowości oraz legalności, ale pieniądze popłyną szerokim strumieniem. Tuż po uzyskaniu przelewu, do afrykańskiej Ceuty – administrowanej przez Hiszpanię enklawy – przestaną przybywać śniadolicy mężczyźni, operetkowo udający uciekające przed wojną kobiety i dzieci. Po prawie sześciu latach kryzysu imigracyjnego, wywołanego przez oszalałą politykę Angeli Merkel, jest tylko gorzej, ponieważ elity żadnej ze stolic europejskich nie są wstanie wypracować najmniejszych choćby środków zaradczych. Aby uświadomić wszystkim upływ czasu dodam, że dziecko, które urodziło się latem 2015 roku, czyli w momencie zapoczątkowania przez Niemcy akcji „Refugees welcome”, dziś już samodzielnie sznuruje buty, jest w stanie policzyć drobne kwoty pieniężne, gra z rówieśnikami w piłkę, a we wrześniu pójdzie do „zerówki”. Co w tym czasie zrobiła Europa? Przelała tureckiemu satrapie miliardy Euro, przeczytała w metro kilka tekstów o pożarze w obozie dla uchodźców Moria, wyraziła solidarność z cierpiącymi poprzez dodanie kilku oklepanych fraz w mediach społecznościowych i napiła się piwa, zagryzając je słonymi paluszkami. Osobiście widzę to, jako totalną bezradność.
Totalna bezradność – ta obecna – doprowadzi do tragedii na Starym Kontynencie, a ofiarą będzie biały człowiek. Kolorowi muzułmanie nakryją nas kefijami w ciągu najbliższego ćwierćwiecza. Skąd ten pomysł? Ano stąd, że ludzie islamu się intensywnie rozmnażają, utrzymują bardzo ścisłe więzy rodzinne i klanowe, a do tego są zdeterminowani i bezwzględni. Prawie półtorej dekady temu, wiosną 2007 roku, spotkałem w afgańskiej miejscowości Szarana tłumacza, który opowiadał mi, że dzietność kobiet w jego kraju przekracza wartość jedenastu urodzeń i około ośmiorga dzieci z tej liczby dożywa wieku dorosłego. Człowiek ten mówił o wioskach położonych wysoko w górach, gdzie nikt nigdy nie widział lekarza, o żadnej profilaktyce zdrowotnej nawet nie można pomarzyć, a praca fizyczna w surowych warunkach pogodowych jest zajęciem powszednim. Teraz sobie wyobraźmy, że ludzie ci przychodzą na świat w „cieplarnianych” europejskich szpitalach, otrzymują godziwe wyżywienie i mieszkania, a także objęci są wszystkimi programami osłonowymi. Kwestia kilku lat i samą ilością zepchną starokontynentalnych, bezdzietnych hedonistów na margines, a gdy dorosną, wtedy siłowo sięgną po dobra doczesne tubylców, przepędzając ich z własnych domów, pod nadzorem zastraszonej i opętanej polityczną poprawnością policji. Opornych autochtonów będą oskarżać ogłupieni, spolegliwi prokuratorzy, a resztki majątku odbiorą im sądy, ferując zadziwiające, ale zgodne z obowiązującą linią polityczną, surowe wyroki. Być może moje czarnowidztwo przeraża, ale, niestety, jest ono w pełni realne.
Realny, podobny do mojego ogląd rzeczywistości mają również francuscy żołnierze. Nieprzypadkowo nastąpił w ostatnim czasie wysyp listów otwartych, adresowanych do prezydenta V Republiki, w których przestrzegają Emmanuela Macrona przed rozpadem państwa. Większość z nich to emeryci, mający za sobą służbę w Afryce i Azji, doskonale znający specyfikę społeczeństw wyznawców Proroka. Oni, uzbrojeni w zdobyte podczas wojen doświadczenie, są w stanie przewidzieć najbardziej prawdopodobny przebieg wydarzeń i już się ich boją. Zapewne w czasie swoich studiów w akademiach wojskowych starannie zapoznali się z przebiegiem kampanii Karola Młota z roku 732 i bitwy pod Poitiers, jednak, tym razem, przeciwnik nie występuje uzbrojony po zęby czy w szyku zwartym. Zamożniejsi Francuzi będą łożyć coraz większe środki na wszelakiego rodzaju firmy ochroniarskie, a ich właściciele – za zgromadzone zasoby – rozwiną swoją dochodową działalność. Z czasem powstaną prywatne armie, złożone z emerytowanych żołnierzy, policjantów, strażników granicznych i ludzi z innych formacji, które wywalczą sobie – prośbą i groźbą – wielką autonomię. Europa Zachodnia zaroi się od Kmiciców i płonących Wołmontowicz i nikt nic z tym nie będzie już w stanie zrobić. Sadzą Państwo że przesadzam? Być może, ale jeśli przypomnimy sobie masakrę w Bagdadzie z roku 2007, jakiej dokonali najemnicy z amerykańskiej firmy „Blackwater”, to moje czarnowidztwo staje się jak najbardziej realne, a za taki stan rzeczy odpowiada dzisiejsza polityka elit, którą charakteryzuje totalna bezradność.
Howgh!
Tȟašúŋke Witkó, 24 maja 2021 r.