Ten niewygodny paradoks
„Obrońcy Konstytucji” i środowiska lewicowo-centrowe muszą przełknąć dziś gorzką pigułkę. Według Trybunału Konstytucyjnego tzw. aborcja eugeniczna jest niezgodna z naszą ustawą zasadniczą – tą, którą przecież uchwalono i stworzono za rządów SLD. O tym jednak lewica, szturmująca teraz dom Jarosława Kaczyńskiego, nie chce pamiętać.
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego dotyczący tzw. aborcji eugenicznej chyba nie mógł zapaść w gorszym momencie. Można było przewidzieć, że złamanie kompromisu w sprawie tak kontrowersyjnej i delikatnej, jak aborcja, doprowadzi do wielotysięcznych demonstracji i nawet szczytowy okres pandemii tego nie powstrzyma. Tuż po decyzji TK w mediach rozpętała się prawdziwa burza – z jednej strony satysfakcji nie kryły środowiska pro-life oraz większość prawicowych polityków, którzy podpisali się pod wnioskiem do Trybunału. Z drugiej niemal natychmiast na ulicach pojawiły się tysiące polskich kobiet i dziewcząt, które nie godzą się na odebranie im prawa wyboru. Tym bardziej, że tuż po ogłoszeniu wyroku Kaja Godek zapowiedziała walkę także o zniesienie innej przesłanki umożliwiającej przerwanie ciąży – mówiącej o sytuacji, gdy do poczęcia doszło w wyniku gwałtu lub kazirodztwa.
Jestem zwolenniczką kompromisu ws. aborcji. Wyrok TK w tej sprawie wcale mnie nie cieszy, ale też zupełnie nie dziwi i nie zaskakuje. Znamienne jest natomiast zachowanie Lewicy i środowisk liberalno-centrowych, które manifestacjom Polek podyktowały tak agresywny, infantylny i wulgarny ton. Nie obyło się oczywiście bez zbiegowiska pod domem Jarosława Kaczyńskiego, który nawet nie podpisał się pod wnioskiem do TK. Środowiska te, na czele z politykami z lewej strony, nie chcą jednak pamiętać, że wyrok odnosi się do konstytucji, której kilka lat temu tak zdecydowanie broniły. Do konstytucji z 1997 roku, którą stworzono i uchwalono przy udziale Sojuszu Lewicy Demokratycznej i partii centrowych. Podpisał ją lewicowy prezydent Aleksander Kwaśniewski.
Czy można było spodziewać się innego wyroku Trybunału? Sędziowie TK orzekli, że tzw. przesłanka eugeniczna jest niezgodna z kilkoma konkretnymi artykułami ustawy zasadniczej, w szczególności z art. 38, wedle którego Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia. Dyskusyjne? Możliwe. Lewica musi jednak wziąć odpowiedzialność za to, na co sama pozwoliła. Wszak „ojcem” tak wyrażonej gwarancji ochrony prawnej życia jest nie kto inny, jak były polityk SLD, obecnie senator niezrzeszony Marek Borowski. To nikt inny, jak właśnie Marek Borowski stwierdził w 1997 roku, jako członek Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego, że „płód oczywiście też jest człowiekiem”. To w toku tych wszystkich debat i burzliwych dyskusji o tym, jak ujęta powinna być ochrona życia, powstały nie tylko przywołane w czwartek przez TK artykuły, ale także cała linia orzecznicza trybunału w kwestii aborcji na przestrzeni wielu lat. Jeszcze w maju 1997 roku Trybunał Konstytucyjny przyjął stanowisko, że zgodnie z którym życie ludzkie jest wartością w każdej fazie rozwoju. Zasada ochrony prawnej życia została wielokrotnie doprecyzowana i sformułowana w orzeczeniach Trybunału z okresów rządów zarówno Lewicy, jak i Platformy Obywatelskiej. Podobnie zresztą, jak dopuszczalność przerwania ciąży, które może mieć miejsce tylko w przypadku „absolutnej konieczności”. Przez te wszystkie lata lewica dążąca do liberalizacji prawa aborcyjnego nie wpadła na to, by przeforsować wyraźne zmiany w konstytucji. A zwolennicy kompromisu nie pomyśleli o doprecyzowaniu „eugenicznej” klauzuli.
Skala protestów i krytyki po wyroku TK chyba zaskoczyła polityków PiS i Konfederacji, którzy kilka dni po rozprawie zaczynają łagodzić swoje triumfalne stanowiska. Lewica i środowiska feministyczne robią jednak wszystko, by ten potencjał zaprzepaścić i zniechęcić do demonstrowania każdego dojrzałego i rozsądnie myślącego obywatela. Co mają dać idiotyczne, wulgarne okrzyki? Jaki skutek ma przynieść przerywanie mszy czy demolowanie otoczenia? Czy tak należy walczyć o kompromis i poważne traktowanie sprawy?
Dzisiejsze manifestacje przypominają mi czarne protesty z października 2016 roku. Ich liczebność ponownie robi wrażenie, ale z czasem jak w soczewce widać, że inicjatorom tych demonstracji nie zawsze chodzi o zachowanie kompromisu czy „złotego środka”. Dla jasności – nie mam pretensji do lewicy, że domaga się liberalizacji prawa do aborcji, nawet jeśli bezwzględnie wykorzystuje do tego dzisiejsze zgromadzenia. Niezależnie jednak od tego, czego oczekują środowiska feministyczne, przerywanie ciąży nigdy nie będzie tematem zero-jedynkowym. Zawsze będzie budził skrajne odczucia i kontrowersje. Tak dzieje się często nawet w tych państwach, gdzie aborcja jest legalna.
To polityków z lewej strony i powiązanych z nimi środowisk, rzecz jasna, nie obchodzi. Nie jesteś z nami – jesteś mordercą kobiet. Nie zabierasz głosu (i to najlepiej jak najbardziej skrajnego i radykalnego) – jesteś tchórzem. Środowiska te nie chcą przyjąć do wiadomości, że temat aborcji może budzić u kogoś – także u wielu kobiet – poważny dysonans czy sprzeczne emocje. Jestem pewna, że takich osób jest więcej. I że szybko zniechęcą się do udziału w takich akcjach.
Tym bardziej, przez to jak trudnym i spornym tematem jest aborcja, przeraża mnie ta ślepa agresja. Sięga ona dzisiaj poziomu, którego nie osiągnęła w 2016 roku. Jest też ewidentnie bardziej spersonalizowana, bo przecież radykalizmy muszą mieć jasno określonego wroga. Kto w tym wszystkim oberwie rykoszetem? Póki co, duża część protestujących, na czele z politykami, skutecznie ośmiesza i kompromituje całą sprawę. Sprawę ważną i wartą dyskusji.
1 komentarz
To nie paradoks. To prawa przyrody. Co lewica stworzyła to prawica przejęła i spiętrzyła. S co z tego wyszło. Każdy widzi.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.