Tekst nieoryginalny
Mój pierwszy, debiutancki artykuł powinien być niesamowity i powinien odbić się szerokim echem wśród żurnalistów, komentatorów życia politycznego oraz wszystkich tych, którzy zaliczani są do środowisk opiniotwórczych, prawda? Szczerze zamierzałem takowy właśnie sklecić, ale redakcja zawaliła sprawę. Niech Państwo sobie imaginują, że zadzwoniono do mnie w piątkowe przedpołudnie i kazano mi pisać. Kto normalny myśli o pracy w piątek? Już miałem zdecydowanie powiedzieć co myślę o takich pryncypałach i organizacji pracy, ale nie chciałem im robić przykrości i psuć weekendu, więc się powstrzymałem w ostatniej chwili.
Cóż, niemniej jednak już teraz jestem zmuszony postawić jednoznaczną tezę, że jeśli w przyszłości wszystko pójdzie dobrze, tekst wpłynie terminowo i Czytelnicy przeczytają go z przyjemnością, będzie to moją jednoosobową zasługą, natomiast jeśli coś będzie wykonane niewłaściwie, wtedy proszę winnych szukać w redakcji. Strasznie się cieszę, iż spotkało mnie zrozumienie oraz empatia ze strony Czytelników i z wyprzedzeniem sygnalizuję, że tylko troszkę jestem bufonem, zarozumialcem i przemądrzałym indywiduum, ale przecież nikt nie jest doskonały. Mam nadzieję, że dogłębnie wyjaśniłem czemu ten tekst będzie nieoryginalny.
Wizerunkowe kłopoty NBP
Nieoryginalny był sposób wywołania ostatniego klangoru medialnego, który odbił się szerokim echem od Suwałk aż po Kłodzko. Sprawa dotyczyła zarobków dwóch kobiet pracujących w Narodowym Banku Polskim – Martyny Wojciechowskiej i Kamili Sukiennik. Pieniądze są od zawsze tematem drażliwym i budzącym wiele kontrowersji, więc nie ma się co dziwić, że gdy do przestrzeni publicznej przeniknęły, mniej lub bardziej fantastyczne informacje o wysokości pobieranych przez panie kwot, dla lwiej części społeczeństwa niewyobrażalnych, natychmiast powstało wielkie niezadowolenie. W tym miejscu jestem zobligowany zaznaczyć, że nie mam bladego pojęcia o bankowości, kadrach tam zatrudnionych oraz wysokości wypłacanych w niej gaż, dlatego nie ocenię jednoznacznie czy paniom Martynie i Kamili się one należały.
Mogę jednak pokusić się o ocenę bezradności medialnej zarówno personelu NBP jak i obozu rządzącego, bo prezes naszego rodzimego banku centralnego, Adam Glapiński, z niego się właśnie wywodzi. Czas wywołania kryzysu wizerunkowego nie był przypadkowy. Po noworocznej kanikule wszyscy wrócili do pracy rozanieleni, pełni radosnych wspomnień i korytarze instytucji wypełniły się opowieściami o jakości stoków narciarskich oraz gramaturze posiłków serwowanych w kurortach, aż tu nagle spadł grom z jasnego nieba. Starym zwyczajem wszyscy rozpierzchli się do swoich gabinetów i pochowali głowy w szufladach biurek, wznosząc żarliwe modły aby nikt od nich niczego nie zażądał. Każdy łudził się, iż to tylko chwilowa burza i po jakimś czasie afera ucichnie. Nic bardziej mylnego, bo akcja zaczęła nabierać tempa, zamieniając się w lawinę
Najkrótsza zapałka

Ewa Raczko, NBP.
Lawina, ta medialna, porwała w pierwszej kolejności Ewę Raczko, zastępcę dyrektora departamentu kadr NBP. Najprawdopodobniej to pani Ewa „wylosowała najkrótszą zapałkę” i w środę, 9 stycznia br., zorganizowała konferencję prasową, gdzie próbowała wyjaśniać kohorcie dziennikarzy meandry siatki płac obowiązującej w instytucji. Jeśli przed wystąpieniem wicedyrektor Raczko sytuacja była kiepska, to po jego zakończeniu była ona wręcz katastrofalna. Urzędniczka przeczytała monotonnym głosem jakieś ogólnikowe oświadczenie, z którego można było wysnuć wniosek, że jeśli człowiek wyprowadza psa na spacer, to wówczas obydwie istoty mają statystycznie po trzy nogi, a następnie podjęła rozpaczliwe próby odpowiadania na pytania żurnalistów, gdzie znalazła swoje własne Waterloo. Stacje telewizyjne zaczęły prześcigać się w komentarzach i praktycznie wszystkie one były bardzo krytyczne, ale też inne być nie mogły, bo na konferencji zabrakło dokładnie wszystkiego.
Diagnoza
Dokładnie wszystkiego brakuje rządowi Zjednoczonej Prawicy i jego satelitom w obszarze budowania własnego wizerunku i komunikacji społecznej. Klasycznie, sztampowo i bezwysiłkowo przeprowadzona operacja rozchwiania nastrojów społecznych, wywołana na bazie zarobków pracownic banku, obnażyła całą bezradność tak poważnej instytucji. Nasuwa mi się pytanie, dlaczego prezes Glapiński, dojrzały i doświadczony chłop, rzucił biedną Raczko lwom na pożarcie? Czy w jego otoczeniu nie ma osób mogących wykonać interesującą prezentację multimedialną, przygotować zwięzłe odpowiedzi na pakiet prawdopodobnych pytań jakie mogą paść i zorganizować dobrą jakościowo, popartą pokazem i odniesieniem do przeszłości, konferencję? Dlaczego, w panującej powszechnie kulturze piktogramowej, ktoś jeszcze dukał z kartki? Jeśli Adam Glapiński takowych kompetentnych osób nie ma, to może czas je zatrudnić?
Jednocześnie trudno tutaj obwiniać o cokolwiek samą występującą, gdyż jej obszar odpowiedzialności jest całkowicie odmienny, ale przedmiotowa sprawa powinna stać się bazą do wyciągnięcia wniosków na przyszłość. Rok 2019 jest rokiem dwóch bardzo ważnych elekcji parlamentarnych i oceniam, iż sprawa NBP jest jedynie preludium do tego co nastąpi. W moim twierdzeniu większej oryginalności nie ma, tyle tylko, że ja już na samym początku zaznaczyłem, że będzie to tekst nieoryginalny.
Howgh!
2 komentarze
Aniolki -Mogą być nawet z drewna. Jak bank ma wyniki wszystko ok. Chyba, że nie, to… (fajnie sie czyta)
[…] Zobacz także: Tekst nieoryginalny, wizerunkowe kłopoty NBP […]
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.