Strategiczny kłopot
Teoretyk sztuki wojennej gen. Clausewitz powiedział, że w strategii wszystko jest proste, ale to nie oznacza, że jest łatwe. A do tego Józef Piłsudski zauważył, że Polacy w sprawach wojska nie wykazują zdolności myślenia strategicznego. Było to – najogólniej mówiąc – rezultatem bytowania narodu polskiego przez ponad wiek pod zaborami, przy braku własnej państwowości, co musiało skutkować niedomaganiami narodowych elit w formułowaniu interesu narodowego, sposobów jego osiągania, czyli w obszarze myślenia strategicznego.
Kiedy Piłsudski jako przewodniczący Najwyższej Rady Wojennej w 1923 r. przygotowywał dla prezydenta RP opinie o generałach Wojska Polskiego miał wskazać, który z nich mógłby zostać Naczelnym Wodzem w razie wybuchu wojny. Piłsudski wytypował trzech generałów: Władysława Sikorskiego, Kazimierza Sosnkowskiego i Edwarda Śmigłego-Rydza. Marszałek najwyżej oceniał Śmigłego podnosząc, że jako dowódca, który przeszedł wszystkie stopnie poczynając od batalionu, przez dowodzenie pułkiem, brygadą, dywizją, armią, grupą armii i frontem nigdy go nie zawiódł. Marszałek wysoko oceniał kwalifikacje dowódcze Śmigłego, ale zauważył też pewien brak – stwierdził bowiem, że nie jest pewien, czy Śmigły jako Wódz Naczelny będzie potrafił kalkulować siłami całego państwa, a nie tylko siłami wojskowymi.
Dodajmy, że półwiecze komunistycznych rządów w Polsce (1944-1989) też nie nauczyło Polaków – bo nie mogło – strategicznego myślenia (strategia to była kompetencja Moskwy), a po uzyskaniu członkostwa w NATO z kolei wielu uznało, że Sojusz będzie decydował jaką mamy mieć strategię, więc na ten temat zbyt wiele myśleć nie trzeba.
Ciągły brak zrozumienia
O tym, że to co w strategii proste nie jest łatwe przekonuję się ciągle, gdy przypominam moją koncepcję zbudowania systemu obrony kraju. Jest ona prosta, zakłada wykształcenie powszechnej gotowości narodu do stawienia oporu w razie zagrożenia wojennego, ze wskazaniem na kluczowe znaczenie zdolności do działań asymetrycznych. Jest to tak proste, że dla wielu wydaje się wręcz prostackie, nie warte rozważania, gdy trzeba przecież tworzyć „bańki anty-dostępowe” (A2/AD), „projekcje siły” na terytorium wroga i „hybrydowe” działania w cyberprzestrzeni. Tymczasem Szeremietiew proponuję jakąś przaśną powszechną obronę terytorialną, banalne szkolenie wojskowe obywateli, dostęp do broni obywateli, przygotowanie terytorium do obrony, zwłaszcza terenów zurbanizowanych,… Trudno ekspertom zaczytanym w zachodniej literaturze fachowej przyjąć, że tak prymitywnie ma być tworzona obronność kraju, gdy przed ich oczami majaczą rakiety manewrujące, fregaty oceaniczne, samoloty V. generacji.
Występuję też ciągle kłopot z myśleniem strategicznym. Jak wiadomo w sprawach wojny i prowadzenia walki mamy trzy poziomy zaangażowań; najniższy to poziom taktyczny, gdy spotykają się wojska przeciwników na polu bitwy i jedna ze stron zwycięża – służą temu związki taktyczne (bataliony, brygady dywizje) i ich uzbrojenie, wyszkolenie żołnierzy zdolności dowódcze oficerów. Wyższym jest poziom operacyjny – związki taktyczne połączone w armie, grupy armii, fronty wykonują działania na określonym „teatrze działań wojennych” w celu zajęcia ważnych dla powodzenia w wojnie terenów i zniszczenia broniących je sił nieprzyjaciela; tu materialna przewaga (ilości żołnierzy i uzbrojenia), opracowane plany działań (sprawna praca sztabów i dowództw), rozpoznanie zamiarów przeciwnika, wola działania naczelnego dowódcy decydują o powodzeniu.
Wreszcie poziom najwyższy, angażujący cały potencjał państwa, to poziom strategiczny. Na tym szczeblu decyzje dotyczą w zasadzie dwu sytuacji; czy mamy do czynienia z państwem prowadzącym ofensywną politykę zagraniczną, osiągającym swe cele używając sił zbrojnych, czy jest to państwo broniące swego status quo, przygotowujące się do odparcia spodziewanej agresji. W jednym i drugim przypadku dokonuje się kalkulacji sił własnych i przeciwnika i ustala się w jaki sposób zyskać zwycięstwo, przy czym w przypadku państwa zagrożonego, które zwykle dysponuje mniejszym niż agresor potencjałem rozwiązaniem najlepszym będzie doprowadzenie do sytuacji, w której agresor zrezygnuje z napaści, a więc wojny nie będzie.
W interesie Polski jest, aby żadna wojna nie dotknęła jej terytorium. W okresie II Rzeczypospolitej położenie geopolityczne, starania polskich władz, zawarte sojusze, wielkość posiadanego potencjału, stan armii i przyjęty sposób obrony kraju nie zagwarantowały bezpieczeństwa. Obecnie geopolityczne położenie jest dużo lepsze (UE), ale potencjał III Rzeczypospolitej i stan jej armii też nie są zadowalające natomiast sojusze (NATO) mogą ulec osłabieniu, czego wykluczyć nie można.
Obecny ład międzynarodowy, gdy Polska odzyskała podmiotową pozycję, jest określany jako „jednobiegunowy” bowiem jego gwarantem jest jedno supermocarstwo USA. Na arenie światowej mamy inne mocarstwa o mniejszym potencjale od amerykańskiego, ale rosnące w siłę (Chiny), lub usiłujące agresywnie budować swoje wpływy (Rosja). Polityka tych mocarstw może w znacznym stopniu wpłynąć na stan bezpieczeństwa Polski, a nawet zagrozić jej podmiotowości państwowej, przy czym Chiny mogą to sprawić pośrednio, konfliktując się z USA i odciągając siły amerykańskie z Europy, natomiast Rosja bezpośrednio, zajmując zbrojnie i podporządkowując sobie terytoria przynależne w przeszłości do tzw. bloku sowieckiego, a więc także Polskę.
Co zrobi Rosja?
Trudno jednoznacznie stwierdzić jak będzie postępować Rosja i w jakiej formie zamierza realizować swoje imperialne ambicje, i z jakim zagrożeniem Polska musi się liczyć w przyszłości. Może oczywiście być i tak, że reżim rosyjski załamie się pod ciężarem wewnętrznych kłopotów i Kreml nie będzie w stanie prowadzić żadnych zewnętrznych działań ofensywnych. Jednak w prognozowaniu bezpieczeństwa nie wolno przyjmować założenia, że nic złego Polsce nie przydarzy się i można spokojnie egzystować, wg zasady z okresu upadku I Rzeczypospolitej: nasza chata z kraja, czyli Polsce nic nie zagraża. Musimy zakładać, że może dojść do najgorszego, czyli napaści ze strony rosyjskiego mocarstwa i tak przygotować się, aby do tego nie doszło. Problem dotyczy więc sytuacji być, albo nie być Polski i może skutkować cofnięciem polskiej państwowości w stan niebytu! W każdym razie sytuacja skrajna, grożąca Polsce przekształceniem w coś na kształt PRL, tylko teraz jako część rosyjskiej wspólnoty eurazjatyckiej „od Władywostoku do Lizbony”, będzie wymagała pełnego podporządkowania Polski Moskwie, sparaliżowania polskiego oporu, uczynienie Polski bezwolną i bezbronną.
Agresja rosyjska na Polskę będzie tylko wtedy dla Kremla nieopłacalną i nie wartą uruchamiania, jeśli Polacy zbudują takie zdolności oporu, które sprawią, że zajęcie, okupacja i podporządkowanie Polski będzie bardzo, bardzo trudne. Rzecz więc nie może ograniczać się do obrony armią regularną (wojska operacyjne), jej pokonanie i rozbicie ciągle jest w zasięgu militarnych możliwości Rosji. Chodzi o to, aby nawet po unicestwieniu wojsk operacyjnych Rosja wiedziała, że nie będzie w stanie utrzymać Polski pod kontrolą. Sytuacja taka może się pojawić tylko wówczas, jeśli Moskwa będzie widziała, że spotka się z powszechnym oporem asymetrycznym Polaków. O tym, że Polacy są zdolni do takiego oporu nie ma po stronie rosyjskiej wątpliwości, a chodzi tylko o to, żeby przygotowania takie stały się w Polsce faktem. Wtedy tylko wstępna kalkulacja sił okupacyjnych powie Rosji, że przy oporze asymetrycznym Polaków, chcąc ten opór całkowicie sparaliżować, musi dysponować dwudziestokrotną przewagą – np. stworzenie w Polsce 500 tys. sił zdolnych do działań asymetrycznych powoduje, że Rosja musiałaby użyć dziesięciomilionowych sił okupacyjnych. Trudno to sobie wyobrazić.
Nie rozumiejący strategicznego znaczenia powszechnej OT, a rozumujący taktycznie lub operacyjnie będą przekonywać, że agresor uzbrojony w czołgi i śmigłowce zmasakruje „partyzantów” i wspierającą ich ludność cywilną. Tym samym taki opór jest bezsensowny i narażający na wielkie ofiary, gdy dla rozumującego w kategoriach strategicznych będzie oczywistym, że agresor, przy braku paraliżującej przewagi, uwikła się w konflikt asymetryczny, w którym nie może zwyciężyć! I o tym akurat dobrze wiedzą na Kremlu wspominając sowiecką wyprawę do Afganistanu. Można oczywiście twierdzić, że agresor nie będzie robił żadnych kalkulacji jakimi siłami ma działać, tylko uderzy. Powstaje jednak pytanie czy wówczas, przy założeniu, że Rosją kierują szaleńcy, Polacy nie podejmą żadnego oporu, skapitulują i poddadzą się, czy mimo wszystko, tak jak po wrześniu 1939 r. podejmą jakąś walkę w konspiracji? Skoro więc takiej sytuacji nie można uniknąć, czy nie lepiej jednak wcześniej przed wybuchem wojny przygotować siły i środki, których będzie można użyć w podziemiu?
I żadnej wojny!
Podkreślam: proponowany przeze mnie system obrony kraju powinien sprawić, że agresor nie odważy się Polski zaatakować i żadnej wojny, w tym zwłaszcza wojny „partyzanckiej” nie trzeba będzie prowadzić. Odrzucenie tej koncepcji będzie skutkować w konfrontacji Polski z Rosją, zwłaszcza konfrontacji w osamotnieniu, że wojny nie unikniemy i po klęsce naszej armii regularnej, nie unikniemy też partyzantki, która będzie naturalnym odruchem Polaków przeciwstawiających się okupantowi. Tak czy inaczej lepiej więc, nawet nie wierząc w strategiczną moc odstraszania OT, mimo wszystko przygotować się na działania w podziemiu tym bardziej, gdy si vis pacem, para bellum, jak pisał już w IV wieku Rzymianin Wegecjusz w dziele „O sztuce wojennej”.,
Na koniec jak zwykle apeluję, aby opracowano stosowną strategię obronności RP!