Site icon ZycieStolicy.com.pl

Śmierć przyjeżdża na rowerze

smierc

Żądza zwycięstwa za wszelką cenę, wielkie pieniądze, presja i chęć wybicia się z anonimowego peletonu sprawiają, że kolarstwo stało się sportem ekstremalnym, w którym w każdym wyścigu zawodnicy ryzykują życie. W ostatnich 23 latach, po kraksach zmarło 26 kolarzy.

 

Ten mrożący krew w żyłach obraz kibice wciąż mają w pamięci. Kończył się pierwszy etap tegorocznego 77. Tour de Pologne. Na linii mety w Katowicach Holender Dylan Groenewegen zepchnął swojego rodaka Fabio Jacobsena na barierki. Groenewegen świadomie i z premedytacją zmienił swój tor jazdy i łokciem pchnął Jacobsena. Wiedział, że może poważnie uszkodzić rywala, a jednak nie zawahał się przed bandyckim atakiem.

 

 

Jacobsen doznał urazu czaszki i mózgowia. W stanie krytycznym został przewieziony do szpitala Św. Barbary w Sosnowcu. Z powodu silnego krwawienia, opuchniętego gardła i podniebienia, nie można go było intubować. Holender przeżył tylko dzięki natychmiastowej interwencji organizatorów i lekarza wyścigu Barbary Jershiny. Operacja Jacobsena trwała pięć godzin. 18 sierpnia wrócił do Holandii. Teraz czeka go szereg zabiegów rekonstrukcji twarzy. Z powodu rozległych obrażeń dróg oddechowych, nadal nie mówi. Ostatnio Fabio Jacobsen wydał oświadczenie, w którym napisał, że życie zawdzięcza wyłącznie błyskawicznej akcji ratowniczej. Jest bardzo wątpliwe, by powrócił do zawodowego ścigania.

– Zachowanie Groenewegena było niedopuszczalne. Od razu został zdyskwalifikowany i wykluczony z udziału w wyścigu. Ale co to za pociecha, skoro jego nieodpowiedzialne zachowanie Jacobsen mógł przepłacić życiem? Wiadomo, że wypadki są nieodłączną częścią wyścigów kolarskich, ale nie można ich prokurować z premedytacją. Szefowie drużyn powinni zająć stanowcze stanowisko i surowo karać bandytów

– nie kryje oburzenia w rozmowie z portalem „Życie Stolicy” dyrektor generalny TdP, srebrny medalista olimpijski z 1980 roku z Moskwy, Czesław Lang.

 

Prawdziwą ironią losu jest fakt, że do wypadku Jacobsena doszło niemal dokładnie w pierwszą rocznicę śmierci Belga Bjorga Lambrechta, który w 2019 roku zginął na trasie 3. etapu TdP. W tej tragedii nie było udziału osób trzecich. Nieszczęście spowodowała nieuwaga kolarza, który na 48. kilometrze, na prostej i szerokiej drodze w miejscowości Bełk wpadł do rowu i z całym impetem uderzył w betonową studzienkę kanalizacyjną. Natychmiast został helikopterem przetransportowany do szpitala, jednak zmarł na stole operacyjnym. Przyczyną śmierci Lambrechta był uraz jamy brzusznej i wewnętrzny krwotok.

 

Bjorg Lambrecht nie był pierwszym zawodnikiem, który stracił życie na trasie Tour de Pologne. W 1967 roku, kiedy nasz narodowy wyścig był jeszcze mocno zaściankową imprezą, na skutek urazu głowy, jakiego doznał w kraksie, zmarł kolarz Legii Warszawa Jan Mysiak.

 

Mistrz otarł się o śmierć

 

W czerwcu minęły dwa lata od bardzo ciężkiego wypadku, jakiemu podczas wyścigu amatorów w Niemczech, uległ Ryszard Szurkowski. Tylko wyjątkowemu uśmiechowi fortuny

 

trzykrotny mistrz świata i dwukrotny srebrny medalista olimpijski zawdzięcza fakt, że ocalił życie. Kraksa wyglądała strasznie. Najpierw przewrócili się dwaj jadący przed Polakiem kolarze. Szybkość była za duża, a odległość za mała. Pan Ryszard nie miał szans wyhamować. Przeleciał nad kierownicą i uderzył twarzą o asfalt. Wpadło na niego kilkunastu zawodników jadących za nim. Mistrz został przewieziony do szpitala, gdzie przeszedł szereg operacji: przede wszystkim kręgosłupa i rekonstrukcji twarzy, która trwała prawie osiem godzin. Najgorsze jest to, że Ryszard Szurkowski uszkodził rdzeń kręgowy i doznał czterokonczynowego porażenia. Od tamtej pory porusza się na wózku.

 

– Mąż cały czas walczy o odzyskanie sprawności. W styczniu w szpitalu we Wrocławiu przeszedł operację plastyki dłoni. Rehabilituje się codziennie po kilka godzin. Jeździ na trenażerze. Pedałuje już siłą własnych mięśni. To wojownik. Nigdy się nie podda. Wierzę, że jeszcze nie raz pójdziemy na wspólny, długi spacer

 

– mówi nam żona legendarnego kolarza Iwona Arkuszewska – Szurkowska, która opiekuje się mężem, mimo że do niedawna sama miała poważne problemy nowotworowe.

 

Kaski po tragedii

Niemal każdy wielki wyścig ( poza Vuelta a Espana) zabiera życie uczestników. Po trzech kolarzy straciło życie w wypadkach w Giro d’Italia i Tour de France.

 

W 1995 roku podczas kraksy w Pirenejach, mistrz olimpijski z Barcelony 25-letni Włoch Fabio Casartelli uderzył głową w metalową barierkę. Zmarł. Jego śmierć wywołała dyskusję o konieczności obowiązkowego noszenia przez kolarzy kasków. Jednak mimo wielu głosów opowiadających się za wprowadzeniem tego środka ochronnego, potrzeba było kolejnej tragedii, by zawodowi cykliści zostali zmuszeni przez Światową Unię Kolarską do noszenia podczas wyścigów ochrony głowy. Przesądziła o tym śmierć Kazacha Andrieja Kwiliewa, który w 2003 roku podczas rywalizacji na trasie Paryż – Nicea, po upadku uderzył twarzą o jezdnię. W wyniku pęknięcia kości czołowej i obrzęku mózgu nastąpił zgon. Do tego momentu jedyną ochroną głów kolarzy były fikuśne czapeczki, które jeśli przed czymś ich chroniły, to jedynie przed promieniami słonecznymi.

 

Groza na treningu

 

W kasku czy bez, podczas wyścigu, czy na samotnej przejażdżce. Śmierć może dogonić wszędzie. W najgorszy z możliwych sposobów przekonał się o tym włoski zwycięzca Giro z 2011 roku Michele Scarponi. W 2017 roku podczas treningu w miasteczku Fillotrano, zaledwie kilkaset metrów od swojego domu, został śmiertelnie uderzony przez ciężarówkę. Zmarł na miejscu. Dwa lata wcześniej potrącony przez samochód został pierwszy w historii polski zwycięzca etapu we Vuelta a Espana – Przemysław Niemiec. Kolarz wówczas reprezentujący barwy włoskiej grupy Lampre – Merida wyjeżdżał z jednej z uliczek Bielska – Białej, kiedy kierujący oplem wymusił pierwszeństwo i staranował cyklistę. Niemiec miał szczęście, bo poza obrażeniami twarzy, wyszedł z kolizji bez szwanku.

 

Maksymalna koncentracja, uwaga i rozwaga. Pogoń za poklaskiem, zwycięstwami i pieniędzmi nie może kolarzom przesłaniać zdrowego rozsądku. Tylko wtedy śmiertelna statystyka wyścigów nie powiększy się o kolejne nazwiska.

Po co Legii Artur Boruc?!

DYLAN GROENEWEGEN, TOUR DE POLOGNE, KATOWICE, BARBARA JERSHIN, FABIO JACOBSEN,
BJORG LAMBRECHT, RYSZARD SZURKOWSKI, GIRO D’ITALIA, TOUR DE FRANCE,
ANDRIEJ KWILIEW, FILLOTRANO, KOLARSTWO,

Exit mobile version