W czasach, gdy istniał Związek Sowiecki, a na jego czele stał ponury starzec Leonid Ilicz Breżniew, narody znajdujące się pod panowaniem sowieckim zaczęły coraz mocniej ujawniać dążenia do pozbycia się wasalnych zależności od Moskwy. Np. w 1968 r. Czesi chcieli przebudować „Czechosłowacką Republikę Socjalistyczną” w demokratyczne państwo „socjalizmu z ludzką twarzą”. Breżniew urządził wówczas zbrojną wyprawę wojsk Układu Warszawskiego, w czym uczestniczyła też „Polska Ludowa” siłami dowodzonymi przez gen. Floriana Siwickiego, w przyszłości ministra obrony w „pierwszym niekomunistycznym rządzie” premiera Tadeusza Mazowieckiego. W każdym razie wtedy sołdaty Breżniewa i jego kolaborantów wybiły Czechom z głowy pragnienie suwerenności. W następstwie tego Breżniew ogłosił też doktrynę „ograniczonej suwerenności”:
„Wspólnota socjalistyczna jako całość ma prawo do interwencji na terytorium każdego państwa członkowskiego bloku socjalistycznego w sytuacji, gdy wewnętrzne lub zewnętrzne siły, wrogie wobec socjalizmu, usiłują zakłócić rozwój tego kraju i przywrócić ustrój kapitalistyczny”.
Ta doktryna nie uchroniła bloku sowieckiego przed rozpadem, ZSRR w końcu przestał istnieć. Ale pomysł pozbawiania innych suwerenności przeżył Breżniewa – po latach odrodził się w głowach części wpływowych elit Unii Europejskiej. Wprawdzie nie mają oni do dyspozycji sił zbrojnych i nie mogą uruchomić jakichś mundurowych „siwickich”, aby przywoływać do porządku państwa UE, ale coraz chętniej używają różnych gróźb i starają się stosować sankcje wobec niepokornych Polaków, Węgrów… . To dlatego tzw. eurosceptycy często porównują UE do ZSRR. Takie porównanie to oczywista przesada, ale można przyjąć, że próby tarmoszenia Kaczyńskiego i Orbana uprawiane przez unijnych biurokratów wyglądają jednak niczym wersja soft doktryny „ograniczonej suwerenności” państw bloku sowieckiego.
Jednak „wielcy” Unii Europejskiej, Niemcy, Francja obawiaj się, że za sprawą Polski powstanie jeszcze jeden silny podmiot, z którym trzeba będzie się liczyć. Podmiot, który będzie miał wpływ na funkcjonowanie całej Unii i zwłaszcza będzie decydował o relacjach z Rosją. Nie trzeba dodawać, że powstanie zorganizowanego przez Polaków ośrodka siły jest też nie w smak Rosji. Przekonuje się nas, że to zamiar nierealny, Polsce niepotrzebny, a nawet dla nas szkodliwy. Niezależna Polska budująca związki polityczne, gospodarcze i wojskowe z sąsiadami na północy (rejon Bałtyku) i na południu (poszerzająca się Grupa Wyszehradzka), wspierająca Gruzję i Ukrainę… Białoruś(?) nie wzbudza entuzjazmu w Moskwie, ale też w Berlinie, Paryżu i po części w unijnej Brukseli.
Niezależna polityka tak dużego państwa jak Polska może kolidować z interesami ważnych państw europejskich. Dlatego są podejmowane wysiłki, aby nie mogła ona odgrywać podmiotowej roli na europejskiej scenie. W tym celu różne ośrodki usiłują pozycję Polski osłabiać, podporządkowywać ją sobie. Na to nakładają się, i temu służą wewnętrzne spory i kłótnie w Polsce – niezależnie od uświadamianych, czy też nie, intencji ich uczestników. Obce ośrodki grają tym i mają także wykonawców swoich zamiarów określanych mianem agentów wpływu.
P.S. Arsene Heitz, który zaprojektował flagę Unii Europejskiej, wzorował się na dwunastu gwiazdach z Cudownego Medalika, znanego z objawień Matki Bożej św. Katarzynie Labouré. Wzorem nie była wcale sowiecka czerwona gwiazda, o czym „postępowcy” unijni zdają się zapominać.