Site icon ZycieStolicy.com.pl

RP. Dezerterzy.

r szeremietiew

Romuald Szeremietiew: Telewizja często przypomina pogodną komedię „CK. Dezerterzy”. Oglądając film możemy śledzić zabawne przygody grupki żołnierzy austriackich w czasie I wojny światowej. Są nimi głownie Polacy, którzy kierowani przez kaprala spryciarza starają się na różne sposoby, aby nie trafić na front. Nie mają ochoty ginąć walcząc za austriackiego cesarza Franciszka Józefa i jego zmurszałe państwo, zwłaszcza, że wiedzą, iż po rosyjskiej stronie natkną się na rodaków wcielonych do armii cara Mikołaja i będą musieli toczyć bratobójczą walkę. Ostatnia scena filmu pokazuje, jak z koszar wylewa się kipiąca radością wojskowa ciżba – żołnierze pozbywają się oznak armii austriackiej, w tle pojawia się biało czerwona flaga, już wszyscy wiedzą, że będzie niepodległe państwo polskie.

Wkrótce ci „dezerterzy” chwycą za broń bowiem na Polskę napadnie bolszewicka Rosja. Zauważmy, że nikomu nie przyszło do głowy, aby kręcić ciąg dalszy komedii pokazując np. perypetie polskich wojskowych unikających walki z bolszewikami. Tym razem świadomi swej polskości żołnierze mieli o co walczyć, chociaż po stronie wroga też byli ludzie posługujący się polskim językiem – uosobieniem takich „Polaków” był chociażby Feliks Edmundowicz Dzierżyński, organizator i szef zbrodniczej CzeKa, którego portrety nawet dziś jeszcze wiszą w gabinetach szefów tajnych służb Federacji Rosyjskiej. Dlaczego jednak polskie społeczeństwo uznało bolszewików znających polski język za zdrajców?

Kiedy na całej linii frontu, od Płocka, przez Warszawę, po Zamość i Lwów wdarły się masy bolszewickich najeźdźców Polacy uświadomili sobie, że bolszewizm oznacza zniszczenie wszystkiego co o polskości stanowi, zostanie unicestwiona wiara i Kościół, rozgrabione dobra narodowe, a zapowiadana „władza robotników i chłopów” w praktyce oznacza niewolę i terror dla każdego uczciwego Polaka. Wiadomo było, że bolszewizm to nie tylko kolejna odsłona rosyjskiego imperializmu, to także wojna cywilizacyjna rosyjskiego turanizmu z polską łacińskością, której trzeba bronić wszelkimi siłami.

Polacy prosili Boga o zwycięstwo i stał się cud – cud zbudowania milionowej armii obrońców Ojczyzny, cud złamania rosyjskich tajnych kodów – poznanie ich tajemnic i cud dowodzenia polskich dowódców, wreszcie cud zrywu patriotycznego polskich chłopów, robotników, młodzieży (Orląt) i wreszcie cud bitwy na Wisłą, a następnie na Niemnem, pokonanie wroga, uratowanie Niepodległości, ale też uratowanie Europy przed zbolszewizowaniem i zniszczeniem europejskiej cywilizacji.

W 1920 roku Polacy byli politycznie podzieleni, ale oficerom będącym zwolennikami Romana Dmowskiego nie przychodziło do głowy, aby odmawiać wykonania rozkazów Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego, a oficerowie piłsudczycy skrupulatnie wykonywali rozkazy generałów Józefa Hallera, czy Władysława Sikorskiego. Nikomu w podzielonym polskim narodzie nie przyszło do głowy, aby zaszkodzić konkurentom politycznym osłabiając obronę kraju.

A dziś? W stulecie tamtych wielkich wydarzeń Polacy pójdą do urn, aby wybrać prezydenta RP. Zdajemy sobie sprawę, że w Polsce toczy się zaciekła wojna polityczne, wprawdzie nie grzmią armaty, ale grzmią z wrogich obozów tuby medialne, ludzie atakują się słownie, a zdarza się, że i fizycznie. Słowa z piosenki Czesława Niemena o tym, że słowem złym można zabić jak nożem stają się naszą rzeczywistością.  O co toczy się ta walka?

Mamy podział w polskim społeczeństwie na dwa obozy; jeden to zwolennicy obrony naszej suwerenności i niepodległości, wiary i Kościoła, polskiej tradycji, ale też polskiego interesu narodowego, myślący z troską o przyszłości Polski. Obóz przeciwny to zwolennicy daleko idącej przebudowy obyczajowej polskiego społeczeństwa, różnych eksperymentów społecznych w sferze rodzinnej, ale też przekonani, że przyszłość Polski to roztopienie się w tzw. europejskości, podporządkowanie ośrodkom poza naszymi granicami.

Obóz patriotyczny chce, aby prezydentem RP został Andrzej Duda, obóz kosmopolityczny wystawia kandydata Rafała Trzaskowskiego. 12 lipca br. przekonamy się który z nich dysponuje większością i kto obejmie urząd prezydenta RP. Będzie to miało kolosalne znaczenie dla przyszłości każdego z nas i dla tego jaki kształt cywilizacyjny ostatecznie przybierze Polska. Wyobraźmy sobie jaka byłaby Polska po 1920  roku, gdyby nasza obrona zakończyła się klęską, a krajem zaczęli rządzić opisani przez Stefana Żeromskiego w noweli „Na probostwie w Wyszkowie” towariszczi Dzierżyński, Marchlewski i Kon?

Jeżeli z uwagą zanalizujemy postawy, charaktery i programy, nie tylko jawne, ale też skrywane zamiary nie ulega wątpliwości, że Polacy wraz z wyborem prezydenta dokonają też wyboru cywilizacyjnego. Opowiedzą się za nowoczesną, ale też tradycyjną Polską pod biało-czerwoną flagą, albo wpuszczą do polski prąd fałszywego postępu i kłamliwej otwartości nad którym powiewa tęczowa flaga. Taki będzie ten wybór.

W pierwszej turze startowało 11 kandydatów i wśród nich nie tylko Andrzej Duda odwoływał się do wartości naszej cywilizacji. Szczególnie Krzysztof Bosak i Konfederacja zdają się rozumieć wartość naszej tradycji i potrzebę obrony interesu narodowego – zresztą wiele razy zarzucali PiS, że to robi niekonsekwentnie i nieudolnie. Można doszukać się mocnych patriotycznych wątków u kandydatów z mniejszym poparciem (Marek Jakubiak, Mirosław Piotrowski).Także liderzy Koalicji Polskiej Władysław Kosiniak-Kamysz i Paweł Kukiz podnosili często wątki tradycji i patriotyzmu.

Wspomniani kandydaci nie przeszli do II tury wyborów. I słyszymy, że ich zwolennicy są obrażeni na Dudę, nie poprą go, mogą głosować na konkurenta Trzaskowskiego, a w najlepszym przypadku po prostu na wybory nie pójdą, zdezerterują z frontu walki o Polskę.  Powstaje kategoria wyborców, którą można by nazwać „RP.Dezerterzy”, pod przewodem przywódców odpowiadających kalibrem cwanemu kapralowi z filmu „CK. Dezerterzy”. Oby do tego nie doszło.  

Exit mobile version