Site icon ZycieStolicy.com.pl

„Rozum i serce”

serceirozum

W najbliższym czasie, otrzymacie Państwo bardzo dużą dawkę wzruszających informacji o setkach dzieci cierpiących katusze w greckich obozach dla uchodźców. Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że wieści owe – przy całej dzisiejszej skłonności mediów do manipulacji i nieuprawnionego grania na ludzkich uczuciach – są prawdziwe. Zobaczycie nędzne szałasy, wykonane z resztek folii i starych szmat, w których koczuje wynędzniała dziatwa, żywiąca się przygotowanymi naprędce daniami, pochodzącym z darów wyasygnowanych przez zadowoloną z siebie i sytą Europę. Tej „sytej Europy” możecie na pierwszy rzut oka nie dostrzec, ale zapewniam Was, że czujny komentator czy reporter nie zapomni o wyartykułowaniu o niej kilku fraz, wzmacniając przekaz drżącym i łamiącym się głosem. Od siebie dodam, że nawet przez sekundę nie będę podejrzewał żurnalisty o jakąkolwiek manipulację, ponieważ taki widok chwyta za gardło i szkli łzawo oczy nawet największym twardzielom. Wszystko co zobaczycie i usłyszycie będzie prawdziwe, niereżyserowane i tragiczne w swoim przekazie. Każdy z oglądających podobne materiały poczuje wielki żal i smutek, a jego duszę zacznie toczyć wewnętrzny przymus niesienia pomocy skrzywdzonym. W pełni zgadzam się z koniecznością niesienia pomocy, ale musi być ona uporządkowana i pozbawiona elementów nieprzemyślanych. Kolejność działań winna zostać ułożona najpierw przez rozum i dopiero później przez serce.

Rozum i serce – taka kolejność nie jest przypadkowa. Jeśli ktoś wpadnie do zimnej wody wskutek załamania się pod nim lodu na jeziorze, to serce nakazuje drugiemu człowiekowi biec do nieszczęśnika jak najszybciej i próbować go wyciągnąć z toni. Jednak rozum podpowiada, że taka pomoc może zakończyć się katastrofalnie również dla ratownika, gdyż pod nim także rozstąpi się uszkodzona tafla i wtedy ofiar będzie więcej. Tutaj wchodzi do akcji rozum, nakazujący podać miotającemu się w przeręblu gałąź, szalik lub drąg, co pozwoli wyciągnąć na brzeg niebogę, nie narażając nikogo więcej. Wiem, że teraz część z moich Czytelników uśmiechnęła się pod nosem i pokiwała z politowaniem głową, ale zapewniam, że da się odnaleźć wiele analogii pomiędzy dziećmi w skupiskach uchodźców, a sytuacją z pękającą zmarzliną, ponieważ w obydwu przypadkach najważniejszymi są ratujący i to dla nich głównie rozpisano bardzo rygorystyczne procedury postępowania. Nie rzucajmy się więc pod żadnym pozorem w toń, a starajmy się „podać gałąź”.

„Podania gałęzi” wymagają uchodźcy skupieni w obozowisku Moria, położonym na greckiej wyspie Lesbos. Generalnie, cierpią ludzie we wszystkich gromadach imigranckich, ale przywołaną wyżej Morię nawiedziło ostatnio dodatkowe nieszczęście w postaci pożaru. Jeśli wierzyć doniesieniom agencyjnym, to zarzewie ognia zaobserwowano w kilku miejscach jednocześnie, więc trudno się oprzeć podejrzeniom o celowym podpaleniu, ale nie to jest przedmiotem niniejszej dywagacji. Ważniejsza jest natychmiastowa reakcja Niemiec w przedmiotowej sprawie. Otóż, pożar wybuchł 8 września późnym wieczorem, ogień opanowano dopiero następnego dnia, a już 10 września Angela Merkel wezwała państwa Starego Kontynentu do solidarnej pomocy, deklarując jednocześnie, że Niemcy i Francja przyjmą na swoje terytorium 400 małoletnich poszkodowanych. To wzruszający gest i bardzo medialny, ale ja zdecydowanie chciałbym wyjaśnień, skąd w głowie Frau Bundeskanzlerin wzięła się taka, a nie inna ilość osób i dlaczego chce ona przyjmować je do swojego kraju, zamiast spróbować pomagać na miejscu? Zapewne nigdy nie otrzymam odpowiedzi na tak postawione pytanie, toteż spróbuję zdać się na własną intuicję.

Własna intuicja podpowiada mi, że pani kanclerz zamierza hojnie podzielić się problemami, jakie od ponad pół dekady trapią Europę Zachodnią, a są pokłosiem niemieckiej polityki opisywanej frazą „Refugees Welcome”. Owo szaleństwo przyjmowania wyznawców Proroka osiągnęło swoje apogeum latem roku 2015, a przodował w nim Berlin. Kiedy okazało się, że pomysł był straceńczy, wówczas ten sam Berlin, poprzez system nacisków, gróźb i obietnic, wymyślił sposób relokacji, chcąc uszczęśliwić swoich sąsiadów kohortami śniadolicych, bezrobotnych mężczyzn. Ponieważ opór by zbyt wielki, Merkel musiała ułożyć się z satrapą Recepem Tayyipem Erdoğanem, obiecując mu napchanie kabzy za zatrzymanie ludzkiej fali na terenie Turcji. Dokładnie wtedy – 23 kwietnia 2016 roku, w miejscowości Gaziantep – padły słynne słowa wyartykułowane przez Donalda Tuska, że nikt nie ma prawa pouczać Turcji, co powinna zrobić w sprawie uchodźców. Dziś, po pięciu latach, widzimy skuteczność tamtej umowy, skutki działań dwojga nieodpowiedzialnych ludzi oraz odebraliśmy nauczkę cynicznej polityki zagranicznej, jakiej udzielił nam wszystkim sułtan znad Bosforu. Tylko głupcy, po takiej lekcji, nie wyciągają wniosków.

Wnioski, proste i oczywiste, nasuwają się same oraz utwierdzają w przekonaniu, że pomoc niesiemy potrzebującym w ich miejscu pobytu. Nie może być mowy o ugięciu się przed nawoływaniem zaodrzańskich tytułów prasowych, odgrzewających stare hasła o europejskiej solidarności. Owszem, możemy wysłać do Grecji kontenery mieszkalne, piecyki elektryczne, koce, odzież i inne niezbędne rzeczy, ale nie godzimy się na przyjmowanie ludzi do Polski. Nie pozwólmy się wkręcić w kolejną spiralę pedagogiki wstydu i działajmy najpierw rozumem, a później sercem.

Howgh!

Tȟašúŋke Witkó, 14 września 2020 r.

Exit mobile version