Reparacje – Gdzie twoja kasa Warszawo?
Świat, Unia Europejska, Polska stanęły w obliczu walki z koronawirusem, chyba nikt kilkanaście miesięcy temu nie spodziewał się tak dramatycznego obrotu sprawy. Europa znajduje się na skraju upadku/przewartościowania, zwał jak zwał. Wiele spraw o charakterze pryncypialnym zeszło na plan dalszy, żeby nie powiedzieć daleki. Dziś mało kto pamięta o gorącej dyskusji na temat reparacji, o zespole parlamentarnym, o akcji którą uruchomił Arkadiusz Mularczyk, poseł PIS, obecnie przewodniczący polskiej delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Zdawałoby się, że nie ma kwestii, która mogłaby dać szansę na porozumienie wszystkich sił politycznych, niż odszkodowania za wojenne zniszczenia. Przypomnijmy Polska poniosła jedne z najdotkliwszych strat zarówno ludzkich – 6 028 000 obywateli, jak i materialnych w zasadzie niepoliczalnych. Zburzona Warszawa stała się wielkim symbolem krzywd, które spadły na naszą ojczyznę. Odbudowana w realiach komunizmu z wetkniętym w jej środek Pałacem Stalina powinna stać się żywym wyrzutem sumienia dla Niemiec, naszych unijnych przyjaciół i sojuszników w ramach Paktu Północnoatlantyckiego. Tymczasem wciąż próbuje się nam odebrać w tej kwestii prawo głosu.
„Nie wierzę, by Jarosław Kaczyński i wierchuszka PiS nie wiedzieli, że prawnie żądanie reparacji jest niemożliwe, to jest tylko propaganda – mówi w 3×3 poseł PO Borys Budka.” (źródło; Gazeta Wyborcza 17.08.2017).
„- W Auschwitz zginęło ponad milion ludzi. Czy to strata, którą można wyrównać? Jestem przeciwko, bo idea reparacji polega na tym, że da się to wyrównać – mówił w TVP info poseł Lewicy Maciej Gdula tłumacząc, dlaczego sprzeciwia się staraniom o reparacje wojenne od Niemiec.” (źródło; Rzeczpospolita 06.12.2019)
„Jeśli kwestionujemy zrzeczenie się reparacji, bo Polska Ludowa nie była suwerenna, to kwestionujemy wszystkie umowy PRL. A wtedy wraca temat granic…” (prof. Grzeszczak w rozmowie z Pawłem Wrońskim Gazeta Wyborcza 04.09.2017)
To tylko trzy spośród dziesiątek wypowiedzi, które można było i można spotkać w przestrzeni publicznej. Pomysłodawców powrotu do rozmów o uregulowaniu kwestii wyrównania krzywd jakie Polska poniosła ze strony niemieckiego agresora spotykały i spotykają fale niechęci, ataków, oskarżeń, drwin, hejtu.
Niestety sądzę, że głosy domagające się reparacji słabną, coraz mniej ludzi posiadających kierunkową wiedzę angażuje się w tę kwestię. Czyżby środowisk środowiska polityczno-medialne reagujące wprost alergicznie na postulat konieczności walki o odszkodowania okazały się silniejsze? Wbrew zdrowemu rozsądkowi, wbrew praktyce państw zachodnich dla których takie rozliczenia to coś naturalnego. Przypomnijmy, że Niemcy 3 października 2010 roku wypłaciły Francji ostatnią ratę odszkodowań za I Wojnę Światową. Pojawia się naturalne pytanie o tak zwaną europejską rodzinę, o podmiotowość jej członków, które stają się iluzoryczne. Wewnętrzne interesy państw-członków UE zawsze biorą górę, dla kogoś kto lubi i interesuje się historią, to „oczywista oczywistość”, nic nowego.
Przeciwnicy upominania się o reparacje, czy choćby poruszania tej kwestii, zarzucają oponentom niedokładne wyliczenia, czy niuansują zagadnienia prawne, często quasi prawne, co ja postrzegam jako klasyczne tematy zastępcze, które miałyby sprowadzić dyskusję dotyczącą reparacji do niekończących się kłótni o taką, czy inną pozycję w raporcie, taki czy inny kruczek prawny, a tak naprawdę znacząca część uczestników sceny politycznej zanegowała de facto sam fakt, że Polsce należy się odszkodowanie. Do tego trzeba dołożyć głosy pokaźnej grupy, którzy potwierdzają, że reparacje nam się należą ale konstatują skuteczność jakichkolwiek działań w tej materii. Mówiąc kolokwialnie, że Niemcom i tak nie podskoczymy, zrobią co będą chcieli.
Moim zdaniem jednym z najbardziej nikczemnych z argumentów przeciw reparacjom jest twierdzenie, że Polska otrzymując „Ziemie Odzyskane”, de facto zaspokoiła ewentualne roszczenia. To kolejny przykład uprzedmiotowienia Polaków i odebrania nam prawa głosu. Zwolennicy tej tezy nawet nie zająkną się nad utratą Kresów i wyrwania Polsce części duszy; Wilna, Grodna, Lwowa, zburzenia wielowiekowej, ziemiańskiej tradycji naszych przodków.
Kocham Warszawę i cierpię, kiedy pomyślę, że Pałac Saski wciąż nie został odbudowany, że Osiedle za Żelazną Bramą kładzie się komunistycznym cieniem nad centrum naszej stolicy. Wreszcie, że królującym i rozpoznawalnym na całym świecie symbolem Warszawy, stolicy Polski jest symbol jej zniewolenia PKiN. Reparacje otworzyłyby możliwości uporządkowania i przywrócenia piękna Warszawie, której charakter, dusza i piękno zostało bestialsko unicestwione przez niemieckiego agresora.