Dyżury ratowników medycznych w ambulansie trwają średnio 24 godziny, choć zdarza się, że bywają przedłużane – mówił w czwartek Paweł Wnuk, ratownik medyczny warszawskiego pogotowia.
Obecnie natężenie pracy, ilość pracy i wysiłek, jaki musimy włożyć w pracę, jest nadzwyczajny
– podkreślił.
Wnuk opisał w rozmowie z RMF FM pracę ratowników medycznych i procedurę zgłoszeń pacjentów covidowych do pogotowia. Jak mówił, w chwili, gdy chory dzwoni na numer alarmowy 112 bądź 999, zostaje połączony z dyspozytornią medyczną, która kwalifikuje jego zgłoszenie do POZ lub do ratownictwa medycznego. W drugim przypadku, wezwanie przekierowywane jest już do konkretnego zespołu, najbliższego dla miejsca zgłoszenia.
Ostatnie dni pokazują, że jeździmy po 100-150 km do szpitali oddalonych od Warszawy, jest to sytuacja bez precedensu
– przyznał ratownik, opisując dalszą drogę ambulansu i pacjenta.
Pierwszy raz taka sytuacja ma miejsce […] Wiąże się z tym to, że nasze przebywanie w kombinezonach i środkach ochronny indywidualnej jest dużo dłuższe, wynosi czasem 8-9 godzin
– zaznaczył.
Siłą rzeczy pewne, nawet fizjologiczne rzeczy, są utrudnione, wręcz niemożliwe do zrealizowania
– podkreślił.
Jak dodał, zdarza się również, że w momencie, gdy karetka dociera do danego szpitala, na miejscu okazuje się, że nie ma już wolnych miejsc.
Czas się naturalnie wydłuża i już nie kilka godzin, a kilkanaście potrafimy spędzić z jednym pacjentem, co powoduje niedostępność ambulansów dla innych pacjentów też potrzebujących naszej pomocy
– zauważył Wnuk.
Przyznał też, że z jego obserwacji wynika, że niestety pacjenci, którzy obecnie trafiają do szpitali, są coraz młodsi. Ratownik podkreślił także, że brytyjska odmiana koronawirusa jest bardziej „zjadliwa” i od momentu zakażenia „postępuje galopująco”.
Często jest tak, że pacjent, którego przywozimy w dobrym stanie do SOR, powiedzmy z lekką dusznością, po kilku godzinach, gdy w tym SOR-ze pojawiamy się później, jest już pacjentem zaintubowanym na respiratorze, wymagającym tlenoterapii i łóżka respiratorowego
– powiedział Wnuk.
Ocenił również, że w chwili obecnej system ochrony zdrowia działa na 110 proc. swoich możliwości, a mimo to, za około 10 dni pacjentów może być dwa razy tyle. Jak dodał, „po wczorajszym dyżurze okazuje się, że miejsca w szpitalach na Mazowszu (…) prawie się skończyły”.
W środę Ministerstwo Zdrowia poinformowało, że minionej doby badania potwierdziły 29 978 przypadków zakażenia koronawirusem – to najwięcej od początku pandemii. Zmarło 575 chorych.
W Polsce od 4 marca 2020 r., gdy wykryto pierwszy przypadek COVID-19, zakażenie potwierdzono u 2 120 671 osób, z których 50 340 zmarło.
PAP/AS
Lawinowo rośnie liczba osób “wymazywanych” przez ratowników warszawskiego pogotowia