Osoby urodzone we wrześniu roku 2001 są już dziś w pełni dorosłe. Absolutnie nie mam intencji oczarowywania Czytelników moją biegłością rachmistrzowską, zaś sam fakt jest mi wyśmienicie znany, ponieważ mam aż dwie takie persony w najbliższej rodzinie – obecnie studiujące na Uniwersytecie Łódzkim. Dlaczego przywołałem powyższą datę? Dlatego, że w świadomości każdego z nas funkcjonuje ona jako początek ogólnoświatowej wojny z terroryzmem. Proszę, aby spojrzeli Państwo na ów okres z perspektywy czasu trwania konfliktu zbrojnego, ponieważ wtedy łatwiej znaleźć dane porównawcze. Młody amerykański żołnierzyk, który lądował w Bagram – dajmy na to – miesiąc po ataku na nowojorskie wieże, dziś jest już dojrzałym chłopem, paradującym po rodzinnym miasteczku ze swoim piwnym brzuszkiem i dumnie opowiadającym, naturalnie przy krwistym steku, o własnych przewagach wojennych. Pojazdy używane przez niego w tamtym czasie zostały dawno przetopione w hucie, albo, zakupione okazyjnie jako demobil, biorą udział w corocznych paradach wojskowych w jakimś Dogde City lub rdzewieją, gdzieś zarośnięte pokrzywami w armijnej składnicy niepotrzebnego złomu, który stoi tam, ponieważ ma stać i nikt nie wie po co. W Wielkim Jabłku ludzie dalej uwijają się jak mrówki, biegając na kolejne spotkania i tylko nieliczni znajdują czas, aby zadumać się w pobliżu „strefy zero”. Powstały pewnie setki analiz i doktoratów o tragedii uderzenia w Światowe Centrum Handlu, rzecz całą owiały klechdy i legendy, ale część osób pamięta już tamte wydarzenia jak przez mgłę, ponieważ teraźniejszość też ich nie rozpieszcza. Jednak moim skromnym zdaniem, do zrozumienia teraźniejszości, potrzebujemy bezwzględnie jakiegoś punktu odniesienia.
Punktem odniesienia, tym naturalnym, jest dzień 11 września 2001 roku. Widok walących się budynków w sercu potężnego miasta i zdewastowanego Pentagonu wstrząsnął wszystkimi, nawet telewizyjnymi komentatorami, prześcigającymi się w artykułowaniu kolejnych zdań o „świecie, który już nigdy nie będzie taki sam”. Politycy, na co dzień butni i wyszczekani, gdzieś nagle zniknęli, ponieważ strach ścisnął ich za gardła i nie byli w stanie wykrztusić żadnej poprawnej myśli. Oczy świata spoczęły na postaci i licu Georga Walkera Busha, a ten naturalnie nie zawiódł, gdyż zawieść nie mógł. Dał sobie trochę czasu do namysłu, by następnie ogłosić krucjatę mającą na celu ukrócenie podobnych praktyk w przyszłości. Samoloty Boeing C-17 Globemaster III zaczęły systematycznie startować z amerykańskich lotnisk unosząc do górzystego Afganistanu gotowych na wszystko G.I.’s (skrót od angielskiej frazy „Government Issue”, tłumaczonej bardzo dowolnie jako „własność rządu” – żartobliwie i slangowo określającej żołnierza USA, najczęściej szeregowca) i tysiące ton niezbędnego sprzętu. Już w listopadzie samoloty amerykańskich sił powietrznych zaczęły atakować kryjówki talibów, rzecznicy prasowi poszczególnych jednostek lotniczych wydawali coraz bardziej buńczuczne komunikaty i wszystkim wydawało się, że do Wielkanocy sprawa będzie zakończona. Życie napisało jednak inny scenariusz.
Scenariusz, pewnie jeden z tysięcy, był żywo dyskutowany na tygodniowej odprawie roliczeniowo-zadaniowej w jednostce wojskowej, w której byłem wtedy jednym z dowódców pododdziałów. Osobiście nie brałem udziału w jego omawianiu, ponieważ przybyłem na salę planowania kilka minut po wszystkich i natknąłem się na gorący spór dowódcy baterii przeciwpancernej z dowódcą kompanii wsparcia na temat skuteczności bomby BLU-82, zwanej popularnie „kosiarką stokrotek”. Debata osiągała coraz wyższą temperaturę, czemu z zadowoleniem i uznaniem przyglądał się oficer dowodzący kompanią szturmową, mając pewnie cichą nadzieję, że dojdzie do rękoczynów, na co się w sumie już zanosiło. Proszę, aby nie odżegnywali Państwo owego kibica od czci i wiary! Był porządnym, uczynnym chłopiskiem, bardzo sympatycznym i wesołym, a tylko nieznacznie spłaszczony nos mówił nielicznym, że ma za sobą uwieńczoną sukcesami przeszłość pięściarską. Trudno mu się więc było dziwić, że z lubością oczekiwał na zdecydowaną wymianę kilku prostych i sierpowych, ale jego nadzieje rozwiało wkroczenie do pomieszczenia zastępcy dowódcy batalionu, który jedną komendą uspokoił czupurnych znawców. Zawodu, jak wpełzł na twarz „szturmana”, nie namalowałby nawet Jan Matejko, a ja, widząc szczery smutek w jego oczach, głośno się roześmiałem. Rozjemca obrzucił mnie wieloznacznym spojrzeniem i zapytał: „I czego rżysz, jak baran, co?”. Już chciałem odpowiedzieć, że barany beczą, a nie rżą, ale się powstrzymałem, gdyż pewnym było, iż podobny return spotka się z odwetem przełożonego, a na walkę z tak zaprawionym w bojach zawodnikiem nie miałem najmniejszej ochoty. Nowoprzybyły zapytał w końcu o sedno debaty, a uzyskawszy odpowiedź orzekł: „Chłopcy, o czym Wy bredzicie?! To jest hydra i nikt nie da jej rady, a przynajmniej w przeciągu najbliższych dekad. Krew popłynie szerokim strumieniem i niewiele z tego wyniknie. >Sojuz< się skończył tam w górach, a jeśli my wyciągniemy wnioski, to może się jakoś obronimy, ale będzie trudno. Zobaczycie, że Wy się zestarzejecie, a tam dalej będą się tłuc i na świecie też. To się rozpełznie wszędzie!”. Wysłuchaliśmy go z uwagą, jednak żadnego z nas do swoich racji nie przekonał. Zrobił to dopiero upływający czas.
Upływający czas pokazał, że słowa z tamtej odprawy okazały się prorocze. Al-Ka’ida pewnie się w coś przepoczwarzyła, Osama bin Laden został zgładzony prawie dekadę temu, a islamski terroryzm i tak się rozwija. Pokornie przyznała to ostatnio nawet Angela Merkel, która, wespół z Emmanuelem Macronem i Ursulą von der Leyen, podjęła debatę nad zaostrzaniem kontroli w ruchu granicznym pomiędzy państwami wspólnoty w celu ograniczenia działania terrorystów. Zdumiało mnie to tym bardziej, że jeszcze pięć lat temu, to właśnie ona naciskała na sprowadzanie ludzi z Afryki i Azji nie bacząc na konsekwencje czynów. Dziś, gdy przestało być bezpiecznie, przywódcy zwalczają problemy, które sami stworzyli. Było licho, a jest bardzo źle, jednak do takich wniosków może dojść tylko ten, kto znajdzie jakiś punkt odniesienia.
Howgh!
Tȟašúŋke Witkó, 16 listopada 2020 r.