Site icon ZycieStolicy.com.pl

Przewrót przymierzy, czyli kocioł warszawski

przwrót

Raz na jakiś czas historia idzie na piwo i doprowadza do tzw. przewrotu przymierzy. Przykładem takiego przewrotu jest pojednanie Francusko-Niemieckie. Organizmy polityczne, które rywalizowały ze sobą wiekami wyżynając się setkami tysięcy z częstotliwością kilku lat nagle podały sobie dłonie i postanowiły realizować wspólne cele. Ponieważ państwa tworzą ludzie, te pierwsze przejmują cechy czysto ludzkie w swoim postępowaniu. Taka antropomorfizacja [użyłem celowo tego słowa aby podkreślić, że jeszcze pamiętam coś z lekcji polskiego w gimnazjum] Tzn. potrafią się gniewać na siebie o bzdury, baa rozpoczynać wojny w związku z przegranym meczem piłki nożnej. W „ludzkim życiu” jest podobnie… a ponieważ „dziennikarze” i „spece od PR” są brakującym ogniwem teorii głupoty to przewroty przymierzy następują w tym środowisku znacznie częściej niż chciałaby sama historia.

Będzie ostro

Powiem tak, lepszego otwarcia kampanii nie mogłem sobie wymarzyć. Nawalanka z każdej strony. Po mieście grasują wrogie hordy i wykrzykują za Jackiem Kaczmarskim „ten z nami! Ten przeciw nam!”. Nie są ważne dawne animozje czy dawne przyjaźnie. Gra wyborcza do Parlamentu Europejskiego wchodzi w kluczowy moment. Nie mówcie, że nie wiecie o czym piszę, tu akurat wszyscy wszystko wiedzą. Mówiłem, że historia czasem idzie na piwo. No to w warszawskim wydaniu chodzi nawalona jak pułk czerwonoarmistów w zdobycznej piwniczce niemieckiego hrabiego.

Z fascynacją, ale i obrzydzeniem obserwuję, jak dawni wrogowie podają sobie ręce. Jak dawni przyjaciele grożą sobie i stają w szranki. Okazuje się, że można mówić o kimś latami, że jest członkiem męskim i pracuje dla innego członka męskiego. Gdy zaś wymaga tego chwila to wywyższa się go najwyższych świętości. A będzie jeszcze lepiej.

I kto to pisze…

Nie ma chyba w życiu dziennikarzyny bardziej przykrej rzeczy jak to, że ktoś inny pisze mu teksty. Fakt nie urodzono mnie z laptopem w dłoni. Nie raz słyszałem, że tekst jest beznadziejny i trzeba go poprawić. Ale nigdy nie pozwoliłem sobie na to aby ktoś napisał go za mnie. Po pierwsze, bo nie jestem pi…ęknym leniem. Po drugie nigdy nie miałem tego komfortu. A wiem, że są dziennikarze, którzy wybierają taką drogę. Po co to robią? Nie wiem, ja sobie nigdy nie mogłem odmówić wylania żółci na ekran. Wręcz odwrotnie czasami do mojego tekstu usiłowano przyczepić autora, którego Pan Bóg nie wyposażył w chęć pracy i szlifowania zawodu, ale czasy gdy, ktoś mi podbierał robotę dawno minęły.

Mistrzostwo strategii

Wróćmy do moich ulubionych przykładów historycznych. Wyobraźcie sobie, że jest rok 1942. Jesteś generałem Wermachtu. Jakimś zrządzeniem boskim, istnieje już internet, japońska pornografia graficzna i twitter. Czy planując ofensywę, albo wiedząc o tym, że za 3 dni rusza takowa, pierwsze co to wrzucacie „info” na twittera? Piszecie, „będzie grubo”, albo „będzie to twój koniec bolszewicka zarazo! Poczekaj tylko 3 dni!”. Ja wiem, że pokusa zebrania kilku serduszek i podań jest olbrzymia. Ale potrafię powstrzymać huć literacką. Wróćmy do naszej ilustracji. Wrzucacie informację o tym, że za 3 dni ruski dostaną łomot, ale nie powiecie jaki. Nagle dzień przed planowaną ofensywą rusza ofensywa radziecka. Czy darlibyście gębę, że „oooo ukradli nam newsa. Jak śmieli uderzyć wcześniej? Dziecinne no nie?

Nic tak nie buduje samooceny jak cudze porażki, zwłaszcza kogoś kto uważa się za ważną personę i doświadczonego propagandzistę. I tym akcentem, życzę wszystkim Wesołych Świąt 😊

Exit mobile version