Nie wiadomo jakim zwrotem (aby nie mieć procesu o znieważenie) nazwać działania prokuratury ws. śmierci Barbary Skrzypek?
Najpierw prokurator Ewa Wrzosek przesłuchuje panią Barbarę, odmawiając jej prawa do udziału pełnomocnika i pomimo złego stanu zdrowia, następnie prokuratura po śmierci składa niby kondolencje … a teraz nie szanuje nawet okresu żałoby rodziny
Będą przesłuchania członków rodziny
Prokurator Piotr Antoni Skiba poinformował, że:
Były planowane przesłuchania członków rodziny na okoliczności sprawy. Nie mam szerszych informacji. Miały być przesłuchiwane konkretne osoby na okoliczności leczenia się (Barbary Skrzypek – red.) i czy żądają przeprowadzenia badań zwłok. Miały się odbyć dziś po południu … Przesłuchania te zaplanowano w ramach czynności sprawdzających po podjęciu przez prokuraturę wiedzy o śmierci śp. Barbary Skrzypek
Pani Barbara Skrzypek zmarła w sobotę, nie została pochowana, rodzina jest w szoku, musi zająć się formalnościami (odbiorem aktu zgonu), pogrzebem itd, a oni planują, podejmują czynności w celu przesłuchania pogrążonej w żałobie rodzinę. Co do zapytania o sekcję zwłok, można zrozumieć, ale przesłuchania?
Pani Barbara Skrzypek czuła się źle
Rozmawiałem z panią Basią 6 marca, na tydzień przed planowanym przesłuchaniem. Wtedy po raz pierwszy mówiła mi o tej sprawie i swoich emocjach. Była skrajnie przerażona, sparaliżowana lękiem. Dziwiła się, że jest wzywana do prokuratury. Powtarzała, że nic o sprawie nie wie, i że nie ma z nią nic wspólnego. Mówiła też, że na żadnym etapie sprawy tzw. dwóch wież nie występowała jako osoba decyzyjna, nie uczestniczyła też w żadnym spotkaniu poświęconym temu tematowi.
Znowu wyczułem paniczny lęk. Jej stan wydawał się przerażający. Była rozdygotana, roztrzęsiona, niespokojna. We wtorek rano spotkaliśmy się osobiście. Byłem przerażony stanem psychicznym i fizycznym pani Basi. Mówiła, że czuje się bardzo źle, że się boi. Przekazałem, że świadek może usprawiedliwić nieobecność stwierdzoną lekarsko chorobą. Że była osobą zaszczutą, to mało powiedziane. Była w fatalnym stanie psychicznym i fizycznym. Płakała. Wyrażała obawy o zdrowie i życie swoje, ale i swojej mamy, która będąc w bardzo podeszłym wieku, miała powiedzieć, że żadna choroba jej nie zabiła, a ta sprawa ją wykończy. Okazało się, że przeżyła córkę.
We wtorek wieczorem ponownie rozmawialiśmy. Te obawy narastały. Prosiłem ją o wyciszenie, mówiłem, że nic jej nie grozi, że jest tylko świadkiem. To nie pomagało. Nie rozmawialiśmy o samej sprawie tzw. dwóch wież. Pani Basia potrzebowała wsparcia osobistego, tak zwyczajnie ludzkiego. Chciała wiedzieć, jak w ogóle przesłuchanie świadka wygląda. Mówiła nie o lęku przed odpowiedzialnością, że ma jakąś wiedzę o jakichkolwiek okolicznościach sprawy czy też czyichś przewinach – bo jej nie miała, ale z lęku przed osobą, która miała ją przesłuchać. Wyraziła wprost lęk przed konfrontacją z prokurator Ewą Wrzosek i pełnomocnikami pokrzywdzonego, którzy są znani ze swojego zaangażowania w walkę ze środowiskiem, z którego pani Basia się wywodziła. Prosiłem, żeby zadzwoniła do mnie w środę, tuż po przesłuchaniu. Nie miała sił tego zrobić.
Po przesłuchania nie mogła złapać oddechu, bała się że się przewróci
W czwartek powiedziała mi, że po przesłuchaniu była tak wycieńczona, tak zmęczona, że wróciła do domu i w ubraniu spała cztery godziny. Przypomniała sobie, że ma do mnie zadzwonić dopiero w środku nocy. W czwartek rano udało nam się skontaktować. To była nasza ostatnia rozmowa. Pani Basia stwierdziła, że przesłuchanie kosztowało ją tak dużo, że jak wyszła z gmachu prokuratury, nie mogła złapać oddechu. Bała się, że się przewróci. Była wdzięczna za pomoc czekającego na nią przez cały czas mecenasa, który odprowadził ją do samochodu.
Wszystkie tezy, że to przesłuchanie nie odbiło się na zdrowiu pani Barbary w radykalny sposób, że przecież minęło 3 dni, są gigantycznym oszustwem. Kosztowało ją to mnóstwo zdrowia i sił, niezależnie od postawy przesłuchującej w trakcie samego przesłuchania. Przesłuchanie i jego okoliczności wycieńczyły jej organizm do granic wytrzymałości. Powiedziała mi, że kosztowało ją to bardzo dużo. Zwierzyła się, że jest absolutnie zniszczona fizycznie i psychicznie, i musi się odbudować. Sama nie wiedziała, czy da radę. Dopingowałem ją, żeby odpoczęła, zadbała o siebie, zapomniała o sprawie. Umówiliśmy się, że tak zrobi. Niestety finał jest tragiczny.
Swoim wzorowym, niezwykle uczciwym i pilnym oddaniem obowiązkom zawodowym, dobrocią serca, pomocą wielu osobom, także tym najbardziej potrzebującym pomocy, z pewnością zasłużyła – jak mało kto – na spokojną emeryturę, z dala od zaciekłości i zacietrzewienia politycznego.