W czasie epidemii koronawirusa wielu z nas pracuje i uczy się zdalnie. Z pozoru jest to spełnienie marzeń – nie wychodząc z domu wykonujemy powierzone nam zadania a następnie mamy wolne.
Jak się okazuje, po miesiącu funkcjonowania w warunkach pracy zdalnej i przymusowej izolacji od otoczenia wielu z nas odczuwa już dotkliwe skutki takiego stanu rzeczy. To wcale nie jest taki raj jak się na początku wydawało.
Praca zdalna to jednak nie jest spełnienie marzeń.
Po pierwsze, praca z domu trochę nas zaskoczyła. W biurze mamy przestronne biurka i ergonomiczne krzesła. Osiem, lub nieco więcej godzin pracy w określonych porach a potem normalne życie. Jak się okazuje pracując z domu, z różnych powodów spędzamy przy komputerze zdecydowanie więcej czasu.
– zwykle później zaczynamy, bo przecież i tak jesteśmy w domu, w efekcie zamiast np. o 17-tej kończymy długo po 20-tej bo dzień zleciał, a my jeszcze „z robotą stoimy w lesie”
– robimy częstsze przerwy, zwłaszcza kobiety: bo pralka skończyła prać, bo ziemniaki czas obrać, bo milion rzeczy robimy w „międzyczasie”
– no i wreszcie okazuje się, że przepustowość domowego łącza, kiedy pracuje mąż, żona, dzieci mające lekcje on-line jest po prostu zbyt niska i konieczna jest praca zmianowa.
Czy wpływa to na wydajność naszej pracy? Raczej nie – odpowiedzialny człowiek swoją robotę wykona kosztem nocnego ślęczenia przed laptopem. Zwłaszcza wtedy, kiedy praca nie wymaga video-konferencji w czasie rzeczywistym czy wirtualnych spotkań o określonej godzinie.
Jak wpływa to nasze zdrowie i samopoczucie?
Różnie. Zwykle jednak źle. Ci, którzy na co dzień nie pracują z domu rzadko kiedy mają do tego odpowiednie miejsce. Zamiast biurka i ergonomicznego fotela mamy stół i zwykłe krzesło. Nie zawsze jest nam wygodnie i zdrowo. Na skutek pochylania głowy i barków w stronę monitora możemy odczuwać bóle barku, szyi i ramion. Garbimy plecy, a jeśli monitor jest zbyt nisko wysuwamy szyję do przodu i pochylamy głowę obciążając mięsnie karku i kręgosłup szyjny.
Boli zatem kręgosłup, w każdym odcinku, bolą ramiona i częściej niż zwykle dochodzi do cieśni nadgarstka. Wiadomo, że nie będziemy inwestować w krzesła, biurka, oświetlenie – bo przecież obecny stan rzeczy jest przejściowy, ale warto podłożyć chociażby grubą książkę po monitor, ustawić dobrze lampkę, przysunąć krzesło. Najgorszym błędem jest praca na miękkim fotelu, kanapie w pozycji półleżącej.
Zła pozycja wymusza przerwy – wykorzystajmy je zatem na ćwiczenia – rozluźniające, pobudzające krążenie i dotleniające. Po kilku minutach odpoczynku wrócimy przed ekran monitora z nowymi siłami.
Kolejną pułapką pracy domowej jest podjadanie. O ile w biurze nie stawiamy na biurku napojów, przekąsek, ciasteczek, batoników – to w domowych pieleszach wielu z nas przegryza coś bezustannie. Na efekty nie będzie trzeba długo czekać – dodatkowe kilogramy pojawiają się szybciej niż się tego spodziewamy, wraz z nimi nie tylko gorsze samopoczucie ale i zdrowie, a na końcu mniejsza wydajność pracy.
Innym niebezpieczeństwem jest ogólne zaniedbanie. Większość z nas, nie tylko kobiety przed wyjściem do pracy poświęca nieco czasu na zabiegi pielęgnacyjne i higieniczne, obowiązuje nas dress-code. Praca w domu nie wymaga od nas takiej dyscypliny – ale…nie warto zaniechać tych czynności ze względu na samopoczucie psychiczne. Zaczyna się niewinnie: wezmę prysznic jak tylko uporam się z tym tekstem albo: po co się ubierać – dresik będzie wygodniejszy…, do fryzjera nie można się udać więc włosy spinamy w niedbały ogonek, bez makijażu, bez golenia się, w kapciach. Przez pierwszych kilka dni taki stan rzeczy cieszy, po dwóch tygodniach staje się wygodną normą. Po trzech tygodniach mijane po drodze do salonu lustro może pokazać zapuszczoną koszmarę, która w dodatku w zwykłe ubrania już się nie zmieści…bo – ciągle podjada, o czym pisałam wyżej :-)
W czasie przed epidemią większość z nas miała karnet na siłownię, biegała po parkach (teraz to już z powrotem możliwe!), chodziła na basen. Pobudka o 5.30 nie była niczym dziwnym, wstawaliśmy aby przed biurem trochę się poruszać…Teraz niestety zwykle śpimy dłużej itd…
Do tego wszystkiego izolacja…
Upiorna dla singli, którym całkowicie odcięła życie towarzyskie. Smutna i przykra dla osób starszych, niedołężnych i samotnych, których zamknęła w czerech ścianach. Wielkie wyzwanie dla rodzin z małymi dziećmi – bo jak wytłumaczyć kilkulatkom, że rodzice jednak pracują i mimo iż są w domu nie mają czasu na zabawę, zwłaszcza, że starsze rodzeństwo równocześnie wymaga pomocy w lekcjach on-line!
W takiej sytuacji tylko krok do deprasji i apatii albo kłótni i agresji – jak w przypadku chociażby 4 osób zamkniętych w 60-ciu metrach (lub mniejszej) powierzchni.
Oczywiście możemy czytać na temat zwalczania depresji i apatii, sposobach na nudę kwarantanny, grach planszowych… Niestety teoria a rzeczywistość to dwie różne rzeczy.
Próbujmy więc kultywować i przestrzegać stałe rytuały oraz praktyki. Zapytałam kilku znajomych pracujących zdalnie, a także emerytów jak żyją w dobie COVID-19.
Ewa (54) grafik komputerowy w międzynarodowej korporacji. Mieszka z mężem też grafikiem w innej firmie:
– Dzień zaczynam od pobudki o zwykłej porze. Nie dosypiam do ostatniej chwili. Kawa, dłuższy niż na co dzień spacer z psem, śniadanie i praca. Niestety więcej niż w biurze, bo ciężkie pliki długo się otwierają…
Barbara (75) emerytka, trudności w poruszaniu się, mąż pracuje poza domem:
– Nie wychodzę teraz wcale. Cały dzień niestety spędzam w blokowym mieszkaniu i jedyną rozrywką są telefony dzieci oraz znajomych. Miewam dni, że nie chce mi się wstać – bo po co? Zakupy dostarczone pod drzwi, porządki porobione. Leżę, czytam, oglądam telewizję i rozmawiam przez telefon…
Maria (58) singielka, właścicielka agencji reklamowej:
– ruch w firmie zdecydowanie mniejszy. Spotkań ze znajomymi nie ma – jedyne co – on line co jakiś czas. Zamiast w fitness klubie ćwiczę co rano przed telewizorem. Teraz będę jeździć na rowerze i spacerować. Nie najlepiej to na mnie działa bo jestem pozytywną pracoholiczką.
Paweł (30) menager korporacji, żona, małe dziecko:
– pracuję z domu od 8.30 do późna. Tyle jest pracy. W domu jest małe dziecko, bo żłobek nieczynny. Kiedy żona ma poranny dyżur ja podczas pracy zajmuję się jeszcze ruchliwym dwulatkiem. Ćwiczę podzielność uwagi. Łatwiej jest kiedy żona ma dyżur po południu…Szkoda, że na naszym osiedlu kompletnie nie ma gdzie wyjść na spacer z dzieckiem… Nie ukrywam, że często się kłócimy.
Andrzej (42) singiel, mechanik samochodowy.
– siedzę, jem, oglądam filmy i piję piwo…Warsztat zamknięty. Ot co, długi urlop bez towarzystwa.
Introwertycy, naukowcy, artyści, pisarze – ci mają się lepiej. Spokój, cisza, nikt nie przeszkadza w pracy. Ale to tylko niewielka cząstka naszego społeczeństwa.
Ciężko zwłaszcza tym, którzy mają lęki przed izolacją, ciężko chorym, którzy nie mają dostępu do wielu specjalistów. Ich stan zdrowia może się zdecydowanie pogorszyć zwłaszcza z uwagi na psychikę. Wielu z nas jednak nie może się doczekać powrotu do normalnego świata.
Dbajmy o siebie i nie dajmy się.