Do ministra infrastruktury skierowano interpelację, w której zawarto apelację o radykalne ograniczenie dopuszczalnej prędkości na polskich ulicach. Jak twierdzi autorka pomysłu: dzięki zmianom zmniejszyłaby się liczba wypadków drogowych, a dzięki temu pracownicy służby zdrowia mogliby skupić się na walce z epidemią nowego wirusa.
Interpelacja została złożona przez Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk, przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu ds. Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, wraz z grupą innych posłów.
„Według zeszłorocznego raportu przygotowanego przez Komendę Główną Policji w 2019 roku w wypadkach drogowych rannych zostało 35 477 osób, co oznacza, że średnio każdego dnia rannych było niemal sto osób. Ze względu na specyfikę zdarzeń drogowych wiele z tych przypadków wymagało znacznego zaangażowania personelu medycznego i środków zaradczych – stan około trzydziestu procent rannych klasyfikowany jest jako ciężki.
Z danych publikowanych przez Krajową Radę Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego wynika, że pomimo wprowadzenia ograniczeń dotyczących wychodzenia z domu każdego dnia wciąż kilkadziesiąt osób zostaje rannych na skutek wypadków drogowych. Każda taka osoba stanowi dodatkowe obciążenie dla systemu ochrony zdrowia, który obecnie powinien skoncentrować się na walce z wirusem SARS-CoV-2.„ – napisano.
Przypominamy, że zmiany miałyby być tymczasowe. Służyłyby one „zwiększeniu bezpieczeństwa ruchu drogowego w związku z epidemią”.
Parlamentarzyści lewicy zaproponowali obniżenie limitów dopuszczalnej prędkości odpowiednio do 100 (autostrady), 70 (zwykłe drogi) i 30 km/godz. (miasta).