ZycieStolicy.com.pl

POLSKIE WESELE-KULTUROWE LABORATORIUM PRZEŻYĆ

POLSKIE WESELE-KULTUROWE LABORATORIUM PRZEŻYĆ

WESELE Obraz Gerd Altmann 

     Od zarania dziejów człowiek w pragnieniu miłości poszukiwał tej jedynej, bliskiej osoby, która go pokocha i którą może obdarzyć swoją miłością. Niezależnie od czasów, w których przyszło żyć zakochani pragnęli stanąć na ślubnym kobiercu i powitać przed bramą weselną przybywających gości. W każdym regionie Polski od Bałtyku do Tatr, od wschodu do zachodu, odbywały się ceremonie zaślubin. Jedne niezwykle wystawne, huczne, inne skromniejsze, cichsze. Tradycyjne wesele było wielkim wydarzeniem, nie tylko dla pary młodej i członków całej rodziny (tej w kraju i za granicą), ale także dla najbliższych sąsiadów. Dziś w krótkiej ceremonii ślubnej coraz częściej młodzi biorą śluby cywilne, a świadkowie oraz najbliższa rodzina po wspólnym toaście, obiedzie i podaniu torta weselnego, na który składają się ustawione słodkie babeczki z nadzieniem, rozchodzą się. 

     W tradycyjnym weselu na wsi, ale także w miastach jeszcze do niedawna,  choć zdarzy się jeszcze obecnie, pielęgnowano obrzędy i weselne zwyczaje. Koledzy pana młodego, kawalerowie tzw. ,,drużbowie’’ stawiali, młode, ścięte drzewka, zwykle brzozy, przed wjazdem na podwórko pani młodej i pana młodego. Nazywano to ,,strojeniem bramy’’. Na bramie wieszano baloniki i tabliczkę z napisem ,,Szczęść Boże Młodej Parze”. Napis lekko przysłaniała wisząca pośrodku butelka wódki, z naklejoną o podobnej treści etykietą, drukowaną specjalnie na zamówienie. W bramie domu rodzinnego pani młodej ustawiano mały stolik, nakryty białym obrusem, przy którym zasiadali drużbowie, udający, ze grają w karty, gdy wypatrzyli na drodze zbliżający się orszak ślubny i pojazd wiozący pana młodego do swej wybranki. W bramie odbywał się obrządek żartobliwego targowania się o panią młodą. Jedynym sposobem zobaczenia się z wybranką było zebranie posagu i ,,wykupienie” pani młodej przez pana młodego. Drużbowie wyliczając zalety i urodę przyszłej żony zachęcali pana młodego do jej wykupienia, ,,pozwalając’’, by zza winkla wysunęła rąbek sukni. Pan młody przygotowany na takie powitanie, ochoczo częstował towarzystwo zasiadające przy kartach, weselnymi trunkami, po czym witał się z wybranką wręczając jej bukiet kwiatów.

     Przygotowania na wsiach do wesela rozpoczynały się dużo wcześniej, nawet dwa tygodnie przed samą ceremonią. Rodzice planowali, jakie dania będą podawane. Zastanawiali się komu powierzyć pieczenie ciast, a komu zrobienie wyrobów wędliniarskich. Ważne było, by na weselnym stole pojawiły się najlepsze wędliny, boczki, flaczki, kiełbasy i mięsa.  Już kilka dni przed uroczystością zbierały się panny tzw. ,,drużki”, koleżanki z wioski i  przyjezdne z miasta. Zręcznie ,,uwijały się’’ pomagając kucharkom podczas pracy. Pomagały w pieczeniu, gotowaniu i sprzątaniu. Obierały ziemniaki, zarabiały ciasto na wiejskie makarony do rosołu, ucierały ser do ciast i kroiły warzywa na przeróżne sałatki. Kawalerowie pomagali nosić ciężkie garnki z ziemniakami, mięsem i ustawiali stoły dla zaproszonych gości zarówno u pani młodej i u pana młodego.  Duże wrażenie robiło pieczenie sernika. Po wejściu do domu wzrok przykuwała leżąca na dużym drewnianym stole, tuż przy oknie, wielka, biała miednica. Nad miednicą stała przykręcona do drewnianego stołu metalowa maszynka do mielenia mięsa. Kobieta sięgała raz po raz po owinięty w białą chustę na kształt serca, mokry kawałek sera i przeciskała go za pomocą metalowej rączki przez żelazne otwory maszynki. Każdy ,,przepchany’’ kawałek białego, tłustego sera wpadał prosto na zmielony biały puch. W oddzielnej misce trzepaczką ubijano jaja. Było ich chyba ze sześćdziesiąt, ubicie takiej ilości trzepaczką wymagało sporo wysiłku. Blachy z gotowym ciastem wytrawna kucharka sama wstawiała do rozgrzanego pieca. Latem gorąco w kuchni było niemiłosierne. Ona też czuwała nad jego upieczeniem. We wsi każdy gospodarz wiedział, kto jest najlepszy w swoim fachu. Zadania przydzielano rodzinie i sąsiadom za ich zgodą. Obowiązywała niepisana, jasna zasada ,,kto u kogo na weselu pomaga, ten musi na weselu u niego odrobić”. Główna kucharka zarządzała rytmem wydarzeń w kuchni. Jedna gospodyni przygotowywała listę wszystkich, niezbędnych produktów, które kolejno trzeba było dodać według przepisu do planowanego dania, druga zaznaczała czego brakuje i wysyłała po zakupy młodzież do sklepu. Ludzie na wsi pomagali sobie w przygotowaniach weselnych. Na kilka dni przed uroczystością stawiano wypożyczone, wielkie, zielone namioty ,,na placu koło domu’’ dla zaproszonych gości weselnych. Stawianie namiotu przed domem było tradycją, zgodnie z życzeniem pani młodej i pana młodego. Ze względu na możliwą zmianę pogody starano się, nie tylko co oczywiste, by nikomu nie brakło miejsca do siedzenia, ale w razie burzy nie padało na plecy. Czasem  gwałtowna, letnia ulewa, czy potężna burza  i  porwisty wiatr uniosły poły namiotu, podrywając go do góry, co spowodowało bezpośrednie wystawienie gości na deszcz oraz ucieczkę do zamkniętych pomieszczeń. Z namiotem wiążą się też takie historie, jak przy oczepinach o północy podrzucana w górę przez młodzieńców, siedząca na krześle filigranowa panna młoda, podskoczyła tak wysoko do góry, że ,,oderwała się’’ od krzesła. Chcąc uniknąć bolesnego upadku złapała się rusztowania namiotu i zawisła w przestrzeni na oczach zgromadzonych gości. Wystraszona bała się zeskoczyć, nie ufając lekko ,,zaprawionym kolegom’’, czy ja złapią. Zwisające nogi w białych rajstopach, odziane w białe trzewiki fikały pod kopułą namiotu. Sytuacja była tragikomiczna. Ci sami mężczyźni ruszyli na pomoc. Próbując ściągnąć panią młodą na ziemię, ciągnąc w dół za kostki ściągnęli jej buty. Oczom gości ukazały się rajstopy rozciągnięte, jak dwa sopelki lodu. Ostatecznie pan młody i rodzice pomogli młodej żonie stanąć na ziemi, gdy już zaufała i skoczyła prosto w ich ramiona.

      Wyjazd do kościoła państwa młodych poprzedzało udzielenie błogosławieństwa przez rodziców (zdarza się, że dziś ten zwyczaj jest omijany, szczególnie na weselach w dużych ośrodkach miejskich). Po odegraniu marszów powitalnych przed domem, zespół muzyczny zapraszał gości do pokoju, gdzie młodzi ubrani już w stroje ślubne klękali przed swoimi rodzicami i prosili o błogosławieństwo. Była to wzruszająca chwila. Po czasie gdy ucichły dźwięki i słowa utworu ,,Serdeczna matko, opiekunko ludzi”, rodzice błogosławili na nową drogę życia. Młodzi całowali krzyż, trzymany przez rodziców w ręku. Po tym wychodzili z domu i kierowali się do przystrojonej w kwiaty bryczki, albo samochodu. Między panią młodą a panem młodym siadała dziewczynka, trzymająca obraz Matki Boskiej z dzieciątkiem. Przed wejściem do kościoła dziewczynka ustawiała się przed młodą parą, za którą tworzył się orszak ślubny. Pary młodzieży rzędem stawały jedna za drugą. Drużki trzymały kwiaty w dłoniach, z których po mszy utworzyły ,,baldachim” nad głowami nowożeńców wychodzących z kościoła. Czasem przy wyjściu drużbowie trzymali szable w górze tworząc tunel do przejścia nad głowami nowożeńców. Z ołtarza widać było, jak rząd młodzieży, płynnie przy dźwiękach kościelnych organów rusza do przodu. Ślubny orszak wprowadzał do kościoła ksiądz udzielający ślubu, za nim szła dziewczynka trzymająca ,,święty obraz”, kolejno pierwsi drużbowie i reszta gości zasiadających w ławkach. Miejsce świadków w kościele znajdowało się tuż za parą młodą. Pod koniec mszy po poświęceniu obrazu, para młoda wieszała go w domu nad łóżkiem.  Modlitwa przed nim i wiara miała dać wsparcie małżonkom w rozwiązywaniu codziennych trosk i trudów życia rodziny. 

     Z uwagi, że każde wesele cieszyło się zainteresowaniem lokalnej społeczności, na drodze przejazdu przygotowywano nowożeńcom tzw. ,,bramy”. Na ulicy zatrzymywano samochód pary młodej i przed nim odgrywano krótkie, żartobliwe scenki. Improwizowano różne wydarzenia od ,,napadu zbójników”, po ,,wypadek na drodze’’, ,,lanie wodą z wozów strażackich”, aż po ,,narodziny dziecka’’ i ,,wytrząsanie ziaren ze zboża’’. Zdarzyło się, że w wózku dla dzieci siedział mężczyzna, udający niemowlę w czepeczku na głowie, który pijąc mleko z butelki, udawał, że płacze. Wówczas młoda para musiała ,,się wykupić’’ darami, takimi jak ciasto i wódka weselna, by móc przejechać dalej. Jednych te żarty serdecznie rozbawiły, inni z dużą dozą wyrozumiałości przejeżdżali obojętnie. Zdarzało się, że dzwonili także po policję, wówczas żartującym nie było do smaku.  W sytuacji, gdy córka zamożnego sołtysa z jednej wsi wychodziła za mąż za syna zamożnego gospodarza wsi sąsiedniej, rodzice państwa młodych prosili gości z dwóch wiosek. Wówczas wesele trwało najmniej dwa, trzy dni, aż do tygodnia. Całkiem nie tak rzadko, duże wesela w dawnych czasach organizowano na około 400 osób i dwie orkiestry. Wówczas stawiano dwa wielkie namioty, prawie hangary (rozmiarem przypominające brezentowe namioty wojskowe). Zaraz przy wejściu do pierwszego namiotu stał podest dla ,,orkiestry’’, jak potocznie mówiono o zespole weselnym. Zaraz za nim, ciągnęły się, jak ,,okiem sięgnąć’’ rzędy długich, drewnianych stołów, przykrytych i obitych białymi obrusami z ceraty. Na stołach w równych odległościach postawiono wazony z polnymi kwiatami. Dwa namioty oddzielało przejście, z którego korzystała oprócz gości także obsługa, przynosząca  gorące posiłki podczas wesela.  Za przejściem w drugim namiocie, kolejno ustawiono w sześciu rzędach 12 długich stołów, przykrytych białym obrusem, na końcu których stał podest dla drugiej orkiestry. Wrażenie było niesamowite. Zastanawiałam się, jak wypadnie muzyka w odbiorze. Jak to będzie, jak zagrają dwie orkiestry naraz, co wtedy?  W takcie wesela okazało się, że grają na przemian, jednak ciszy nikt nie uświadczył. Gdy ucichły dźwięki muzyki, rozpoczynały się śpiewy przy stołach. Wszyscy weselnicy łapali się pod pachy i wspólnym kołysaniem ciał, zachęcali do śpiewów i zabawy nieco oporniejszych. Niepowtarzalne wesela miały swój rytm i urok. Ciężko pracujący na co dzień na roli ludzie przychodzili świętować, bawić się i śpiewać oraz winszować młodej parze. Pod kościołem podczas składania życzeń, które trwało nawet ponad dwie godziny, para młoda tonęła w kwiatach i prezentach. Po wyjściu z kościoła sypał się na głowy państwa młodych ,,deszcz ryżu’’, konfetti, drobnych monet. Niektóre pary na znak zawartego związku wypuszczały parę gołębi, trzymanych do tej pory przez zaproszonych gości weselnych w wiklinowym, bladoniebieskim koszyku. Najpierw odbierali życzenia, po nich zbierali monety rozrzucone pod kościołem na szczęście.  Po przybyciu do miejsca, gdzie odbywało się przyjęcie weselne, zwykle w domu, parę młodych witano chlebem i solą (dziś zdarza się, że wita obsługa w lokalach szampanem). Świeżo poślubieni małżonkowie po ucałowaniu chleba, wypijali płyn z kieliszków rzucając je za siebie. Weselne szkło w zderzeniu z twardym podłożem tłukło się, co zwiastowało szczęście. Pan młody przestępując próg domu niósł na rekach Panią młodą, przy dookoła rozlegających się oklaskach wiwatujących gości. Po obiedzie na parkiecie pośrodku podłogi tanecznej, ubitej z desek, młodzi czekając na swój pierwszy taniec nierzadko wybierali utwór ,,Windą do nieba” zespołu ,,Dwa plus jeden”.  Wokół nich, w linii koła ,,sklejone fale’’ młodych rąk, poprzeplatane rękami zmarszczonymi przez wiek, unosiły splot ciał ku górze. Stworzyły jakby ,,koronę drzew’’. Zbudowali ,,most’’ łączący ich emocje i wzruszenie z podziękowaniami dla młodej pary. ,,Przeżyj to sam”, ,,Jolka, Jolka pamiętasz…’’, ,,Sławek się żeni..’’, ,,Czy ten Pan i ta Pani są w sobie zakochani…, ,,Czy tędy nie jechała kareta moja mała…’’, ,,Sokoły..’’, ,,Konik na biegunach’’, ,,Czerwona jarzębina’’ i inne słowa utworów dało się słyszeć na deskach i w przerwach przy stołach pod namiotami. Zwieńczeniem imprezy były oczepiny. Zabawy podczas oczepin trwały nawet ponad dwie godziny, kończyły się ulubioną przez gości ,,chusteczką haftowaną’’ i ,,pociągiem”. Każdy gość podczas zabawy w ,,chusteczkę” mógł klęknąć przed wybraną przez siebie osobą, rozłożyć chusteczkę i ucałować ją, wyrażając swoją dla niej sympatię.

     Konkluzja: Dawniej podczas uroczystości weselnych tradycyjna ceremonia ślubna łączyła kulturową przyszłość państwa młodych z przeszłością rodziców, dziadków i starszego pokolenia. Dziś coraz częściej miejsce symbolicznego, powitalnego chleba i soli, przejmuje serwowana przy wejściu do lokalu lampka szampana.

Tekst powstał z inspiracji podczas rozmowy z Andrzejem. Dziękuję Ci za inspiracje. 

Aleksandra Rachwał

,,Knowledge is Power”

 

Exit mobile version