„W mojej głowie, w mojej duszy, obóz wciąż istnieje” – powiedział 95-letni Marek Dunin-Wąsowicz podczas procesu 97-letniej Irmgard F. – sekretarki niemieckiego obozu koncentracyjnego Stutthof. Polski więzień niemieckiego obozu opowiedział o nieludzkich warunkach tam panujących – informuje dziennik „Welt.
Dunin-Wąsowicz za pośrednictwem łącza wideo z Warszawy mówił we wtorek, że w czasie II wojny światowej, podobnie jak jego starszy brat i rodzice, działał w polskim ruchu oporu przeciwko niemieckim okupantom. W maju 1944 r. został wraz z bratem przewieziony do niemieckiego Stutthofu. Na początku musiał wykonywać ciężkie prace leśne. Każdy, kto pracował zbyt wolno, był bity przez kapo.
Komin krematorium ciągle dymił. Kiedy pod koniec 1944 r. zmarło szczególnie dużo ludzi, trzy spalarnie przestały wystarczać. Zbudowano „stos pogrzebowy”.
W mojej głowie, w mojej duszy, obóz wciąż istnieje
– powiedział Dunin-Wąsowicz.
Dunin-Wąsowiczowi udało się uciec w lutym 1945 r. podczas tzw. marszu śmierci, w którym więźniowie byli prowadzeni przez SS. Jest on uhonorowany jako świadek historii na tablicy pamiątkowej w dzisiejszym miejscu pamięci Stutthofu – pisze „Welt”.
Dunin-Wąsowicz określił swoje zeznania jako obowiązek wobec zamordowanych więźniów, ofiar niemieckiego Stutthofu.
Musimy przypominać i nie możemy zapomnieć o zbrodniczych czynach, które miały tam miejsce
– powiedział 95-latek.
Irmgard F. zarzuca się, że od czerwca 1943 r. do kwietnia 1945 r. poprzez pracę urzędniczą w komendanturze niemieckiego obozu koncentracyjnego Stutthof przyczyniła się do śmierci ponad 11 000 więźniów. Ponieważ w tym czasie miała 18-19 lat, proces toczy się przed izbą dla nieletnich przy sądzie rejonowym w Itzeho (Szlezwik-Holsztyn).
PAP/AS
101-letni były strażnik obozu koncentracyjnego Sachsenhausen skazany