Pomnicie Państwo, czym żyła polska opozycja w czerwcu roku 2016? Tak, oczywiście – „niszczeniem demokracji” oraz „łamaniem Konstytucji” przez PiS, ale w pytaniu chodzi o pewną rzecz szczególną. Wiem, że Czytelnicy mają prawo nie kojarzyć, ponieważ ja sam przypomniałem sobie o sprawie dopiero pisząc niniejszy tekst. Nasza opozycja żyła „ustawą antyterrorystyczną”! Wróćmy teraz do klimatu tamtych dni, dobrze? Stacje telewizyjne, rozgłośnie radiowe i tytuły prasowe, te związane z liberalną częścią elit, od świtu do świtu bębniły o okrucieństwach, jakie gotuje ludowi nadwiślańskiemu Jarosław Kaczyński ze swoimi siepaczami. Jean-Claude Juncker, Frans Timmermans i Guy Verhofstadt na wyścigi wyrażali zaniepokojenie sytuacją w Polsce. Warszawę blokowały wielotysięczne manifestacje organizowane przez Komitet Obrony Demokracji ze słynnym dłużnikiem alimentacyjnym, Mateuszem Kijowskim, na czele. Ówczesny prezes Trybunału Konstytucyjnego, Andrzej Rzepiński, nie zajmował się już praktycznie niczym innym, jak tylko opowiadaniem o niszczeniu polskiego systemu prawnego przez rządzących, zaś grający halabardników aktorzy, przeżywający swoje okresy świetności w PRL-u, rozpaczali nad straszliwym reżimem, kneblującym im usta i duszącym ich wybitny przekaz wolnościowy. Na opisane powyżej tło nałożyło się procedowanie i uchwalenie przepisów o przeciwdziałaniu terroryzmowi.
Uchwalane przepisy o przeciwdziałaniu terroryzmowi obudziły kolejne demony po stronie sceny politycznej, rządowi niechętnej. Pojawiły się tezy, że owe regulacje mają na celu ułatwienie permanentnej inwigilacji obywateli, wgląd w ich najbardziej intymne sfery życia, a także powszechną kontrolę oraz kanalizowanie ludzkich zachowań. Na nic zdały się wystąpienia szefa resortu spraw wewnętrznych, Mariusza Błaszczaka, tłumaczącego, że praktycznie identyczne rozwiązania są wprowadzone już od dawna we wszystkich państwach europejskich i że to standard we współczesnym świecie. Dodatkowo – zbliżające się wielkimi krokami, organizowane w Krakowie Światowe Dni Młodzieży – wymuszały na wszystkich naszych służbach pracę na pełnych obrotach. Do Polski miało przybyć kilka milionów obcokrajowców na spotkane z papieżem Franciszkiem i zapewnienie powszechnego bezpieczeństwa stało się dla władz priorytetem, dlatego proces legislacyjny przebiegał bardzo szybko, co także dodawało paliwa oponentom, głuchym na jakiekolwiek racjonalne argumenty. Klangor podniósł się tak potworny, że z czasem zatracono gdzieś meritum sporu i w końcu społeczeństwo przestało się interesować zagadnieniem, więc krzyczący odłożyli je do politycznego lamusa.
Polityczny lamus zgromadził pewnie tysiące podobnych spraw. Mechanizm zawsze jest taki sam – najpierw robi się ferment, podaje obserwatorom sceny politycznej mniej lub bardziej rozbudowane i fantastyczne scenariusze, a na samym końcu, kiedy wychodzi na jaw, że tabuny studyjnych ekspertów plotły androny na potrzeby chwili, rzecz całą się wycisza. Tak było i w wypadku „ustawy antyterrorystycznej”. Proszę, aby się teraz Państwo zastanowili, w jaki sposób wpłynęła ona na byt statystycznego Kowalskiego? Kogo inwigilowano, podsłuchiwano czy poddano szczegółowemu sprawdzeniu? Kogo z opozycji skompromitowano nagraniami? Podpowiem – skompromitowano Sławomira Neumanna, tyle tylko, że zrobił to jego partyjny kompanion, także członek Platformy Obywatelskiej, najprawdopodobniej w akcie zemsty i w ramach jakichś partyjnych rozgrywek. Dla zwykłego człowieka przywołany akt prawny nie ma najmniejszego znaczenia i niewielu zdaje sobie sprawę z jego istnienia. No, może jedynymi zaskoczonymi są kupujący karty telefoniczne, kiedy sprzedawca prosi o podanie danych personalnych, w celu wprowadzenia ich do systemu. Jestem ciekaw, ilu liberalnych posłów i żurnalistów potrafi dziś wymienić główne założenia regulacji? Założę się, że niewielu gdyż gonią oni już za następnymi, bzdurnymi sensacjami.
Sensacji nie wzbudziły kolejne, dużo ostrzejsze od naszych przepisy, jakie zamierza wprowadzić aktualnie niemiecki rząd federalny. Zachodni sąsiedzi w sposób jawny mówią o konieczności ograniczenia swobody wypowiedzi, głownie w sieci, argumentując to zwalczaniem mowy nienawiści. Co najbardziej interesujące – wszystkie liczące się tytuły prasowe dzielnie w tym Berlinowi sekundują, odmieniając przez wszystkie przypadki frazę „poskramianie prawicowego ekstremizmu”. Inna rzecz, że sytuacja nad Sprewą powoli wymyka się spod kontroli. Morderstwa polityczne, napady na ośrodki z uchodźcami oraz powszechne bijatyki i gwałty, wymuszają zaostrzenie działań resortów siłowych i tworzenie nowych agend tym procederem się trudniących. Nikomu jednak nie przychodzi do głowy, aby skrytykować Angelę Merkel, osobę odpowiedzialną za zaistnienie takiej sytuacji i zarzucić jej niecne zakusy kneblowania społeczeństwa. Karni, zastraszeni Niemcy przyjmują kolejne kiełzno bez szemrania i większego sprzeciwu, a wszystko to dla dobra demokracji.
Demokracja stała się pałką, używaną szczodrze na Starym Kontynencie, do poskramiania wszystkich tych, którym nie leży liberalny model funkcjonowania państwa. Przypomniałem celowo wydarzenia z 2016 r., aby Czytelnicy mogli porównać działanie swobód obywatelskich pod Tatrami, z kanonami obowiązującymi w Europie Zachodniej. We Francji policja obija demonstrantów już rok, Hiszpania płonie walcząc z katalońskimi secesjonistami, Niemcy założyli kaganiec debacie publicznej, a w „średniowiecznej i mrocznej” Polsce pierwszy lepszy pismak może bezkarnie krzyczeć, że Kaczyński jest dyktatorem i nikt nic z tym nie robi. Nie wiem dokąd zmierza „trend nowoczesności”, ale obstawiam, że finalnie czeka go polityczny lamus.
Howgh!
Tȟašúŋke Witkó, 04 listopada 2019 r.
1 komentarz
Celnie.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.