Site icon ZycieStolicy.com.pl

Polityczna wymiana barterowa

von den leyen

Czy Państwu czegoś nie brakuje w ostatnim czasie? Tak, wiem, wszystkim nam brakuje pieniędzy i sądzę, że na tej niwie ponarzekałby nawet sam Jeff Bezos. Ja też groszem nie śmierdzę – co w najmniejszym stopniu nie wzrusza mojego wydawcy – ale pytam, czy nie brakuje Czytelnikom pewnych rzeczy, związanych z polityką? Oczywiście mają Państwo rację – gdzieś zawieruszyła się europejska debata o praworządności w Polsce! Jeśli uważnie prześledzić doniesienia agencyjne i wątki poruszane przez tytuły prasowe, to trudno w nich aktualnie znaleźć, jakąkolwiek wzmiankę o antydemokratycznych bezeceństwach, wyczynianych przez prezydenta, premiera czy pewnego żoliborskiego prezesa. Taka sytuacja trwa od kliku tygodni i, dziwnym trafem, zbiegła się z wyborem nowej przewodniczącej Komisji Europejskiej, Ursuli Gertrud von der Leyen, którą zdecydowanie podejrzewam o to, że z polskim rządem zawarła transakcję, nazwaną przez mnie „polityczną wymianą barterową”.

Polityczna wymiana barterowa miałaby polegać na swoistym układzie, w którym nadwiślańscy dygnitarze pomogliby Niemce zająć owo stanowisko, a ona, po otrzymaniu upragnionej teki, zobowiązałaby się wyrzucić przez okno patefon ze zdartą i zaciętą płytą, emitującą dźwięki o niszczeniu demokracji pomiędzy Odrą a Bugiem. Nawet jeśli moje żartobliwe założenie postawione jest zbyt śmiało, to jednak warto porównać sytuację obecną, z tym co było.

Było zaś katastrofalnie. Ponieważ pamięć ludzka jest zawodna, więc wróciłem do materiałów sprzed lat i postanowiłem przypomnieć sobie główne wydarzenia tyczące Polski. Zawędrowałem tak aż do Strasburga, gdzie, 16 września 2016 r., odbyła się kolejna debata o stanie naszego państwa. Otworzył ją ówczesny przewodniczący Parlamentu Europejskiego, dziś już prawie zapomniany, Martin Schulz. Zrobił to z wrodzoną sobie, teutońską finezją, bo już na wstępie zaznaczył, że nie będą dopuszczane głosy z sali, co wywołało natychmiastowe sprzeciwy, ale Schulza nie obeszły one w ogóle. Później przemówił Frans Timmermans, pierwszy wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, stwierdzając autorytatywnie, że w Polsce dąży się praktycznie do dyktatury i trzeba takowy stan rzeczy natychmiast zmienić. Gdy dziś, po prawie trzech latach, wysłuchałem ponownie tamtych tez, to poczułem się jak na spotkaniu z Marsjanami, opowiadającymi o problemach z uprawą pomarańczowej kukurydzy na Jowiszu. Poziom głupoty oraz pokaz buty i arogancji, nawet najtwardszemu politykowi mógł odebrać chęć do debaty.

Chęć do debaty wykazał co prawda europoseł Ryszard Legutko, przekonując, że starcie ugrupowań parlamentarnych w Polsce ma charakter demokratyczny i mieści się w ramach normalnego sporu politycznego, ale prędzej przekonałby trio złożone z lwa, rekina i krokodyla do przejścia na weganizm, niż oponentów do swoich racji. Zrozumiałem też, czemu Witold Waszczykowski, człek przecież doświadczony, dużo wcześniej porzucił dialog z Fransem Timmermansem – szef resortu spraw zagranicznych ocenił, że rozmowa z tym człowiekiem pozbawiona jest jakiegokolwiek sensu i nie doprowadzi do żadnego racjonalnego rozwiązania. Minister uznał, iż czas poświęcony na produkowanie kolejnych, ignorowanych przez Brukselę dokumentów wyjaśniających, jest stratą czasu i już pod koniec maja roku 2016 zarzucił publicznie Holendrowi kłamstwa, manipulacje i niedotrzymywanie obietnic, po czym zaczął go ignorować, co pozwalało nam zyskać rzecz wówczas najcenniejszą – czas.

Czas działał na naszą korzyść. Z tym polemizować nawet nie wypada. Polskie społeczeństwo – początkowo wystraszone oraz osaczone ze wszystkich stron kakofonią opowieści o złym rządzie i prezydencie, oglądające marsze Komitetu Obrony Demokracji (KOD), zaczęło zwolna przywykać do sytuacji. Płynęły miesiące a żadna z katastroficznych wizji opozycji totalnej nie chciała się spełnić. Kolejne doniesienia o „zaniepokojeniu” europejskich elit rozwojem wydarzeń pod Giewontem, obchodziły już tylko najzagorzalszych czytelników periodyku Adama Michnika. Sytuacja na rynku pracy uległa znacznej poprawie, co zwiększyło oczywiście optymizm Polaków i w takim nastroju poszli oni do urn, by wybrać swoich przedstawicieli w Parlamencie Europejskim.

W Parlamencie Europejskim (PE), po przywołanych wyżej wyborach, dokonały się zmiany na tyle znaczące, że nagle przypominano sobie o istnieniu państw z naszej części Starego Kontynentu. Nawet jeśli założyć, że PE jest instytucja fasadową i nie posiada większego wpływu na proces decyzyjny, to brukselscy stupajkowie musieli uznać, iż trzeba spuścić z tonu, bo kolejny kurs kolizyjny przyniesie więcej strat niż zysków. Pierwszą ofiarą „dialogowej odwilży” padł antypolski fanatyk, Frans Timmermans, który był pewien, że obejmie schedę po Jean-Claude Junckerze. Zdecydowany sprzeciw Grupy Wyszehradzkiej, wspartej przez Włochy, doprowadził do zablokowania jego kandydatury, pomimo namaszczenia Holendra przez samą Frau Bundeskanzlerin. Wyścig do fotela pierwszego Europejczyka wygrała minister obrony Niemiec, co było kompromisem, korzystnym dla naszego kraju. Ursula von der Leyen, chrześcijańska demokratka znad Sprewy, już w pierwszych wystąpieniach zapowiedziała, że będzie monitorować praworządność we wszystkich krajach członkowskich i na tym sprawę zaczęła i zakończyła, ku zdziwieniu liberałów.

Ku zdziwieniu liberałów, pani Ursula słowem nie napomknęła o praworządności, podczas wizyty w Warszawie. Sytuacja identyczna miała miejsce po spotkaniu z Viktorem Orbánem. Nagle okazało się, że na wschód od Odry mieszkają normalni ludzie, z którymi da się porozumieć. Uważam, że nadchodzi dobry czas dla Polski. Gospodarka Niemiec ostro hamuje i nastąpił znaczny spadek jej eksportu, a targana wielomiesięcznymi bijatykami ulicznymi Francja, walczy rozpaczliwie z gigantycznym długiem publicznym i falą imigrantów. Być może jestem cyniczny, ale uważam, że taki rozwój wydarzeń jest dla nas korzystny. Możemy im pomóc, oczywiście nie za darmo, ale musimy cierpliwie poczekać, aż sytuacja stanie się krytyczna i oni o ową pomoc poproszą sami, a wtedy powinna nastąpić kolejna polityczna wymiana barterowa.

Howgh!

Tȟašúŋke Witkó, 19 sierpnia 2019 r.

Exit mobile version