Koniec listopada roku 2020 przyniósł jakiś zgrzyt na linii Berlin-Paryż. Nie, nie – to nie to o czym Państwo myślą. Nie mam, niestety, serdecznego kolegi w naszym Ministerstwie Spraw Zagranicznych, który – staropolskim obyczajem, czyli za butelczynę dobrego samogonu i kilogram smażonego mięsiwa – uchyliłby mi rąbka tajemnicy i wprowadził w wielkoświatową politykę. Mam za to trochę doświadczenia w czytaniu między wierszami niemieckich tytułów prasowych, zaś w nich ukazał się sążnisty tekst o brutalności paryskiej policji i niecnych planach prezydenta Emmanuela Macrona, którego poniosły zapędy dyktatorskie i zaczął forsować zapis prawny, zabraniający filmowania interweniujących funkcjonariuszy. Nie ukrywam, że przeczytałem ową opinię z oniemieniem i niedowierzaniem. Prawie dwa lata po rozpoczęciu działalności przez ruch „żółtych kamizelek”, który był bezlitośnie pacyfikowany przy pomocy policyjnych pałek i gazu łzawiącego na ulicach największych nadsekwańskich miast, po fizycznym ataku pododdziałów prewencji na odzianych w togi prawników, po policyjnej przemocy – najprawdopodobniej nieuzasadnionej – w budynku sądu, żurnaliści znad Sprewy dostrzegli wreszcie barbarzyństwo francuskich organów porządkowych. Przyznają Państwo, że takie opóźnienie w reakcji na poczynania państwa sąsiedniego może budzić zdumienie i podejrzenie, że wydarzyło się coś, co wreszcie wymusiło na Niemcach pogrożenie palcem głównemu lokatorowi Pałacu Elizejskiego. Przyznam się moim Czytelnikom, że nie mam najmniejszego pojęcia, gdzie leży zarzewie sporu pomiędzy europejskimi hegemonami, ale mogę wnosić, że chodzi o zwyczajne osłabienie pozycji i notowań Macrona w społeczeństwie, które mogłyby wzrosnąć, po jego zapowiedzi rozprawienia się z islamskim separatyzmem. Uważam, że Frau Bundeskanzlerin wykorzystała zasadę „dziel i rządź” w celu utrzymania pełnej kontroli nad poczynaniami Paryża. Być może teraz zawiodłem wszystkich moim dedukowaniem, ale przecież wiemy doskonale, że od wieków obowiązuje ta sama powtarzalność ruchów na politycznej szachownicy.
Polityczna szachownica nie jest układem tak skomplikowanym, jak się wszystkim wydaje, a podobne posunięcie, do opisanego powyżej, miało miejsce kilka miesięcy wcześniej, tylko wówczas rozgrywaną była sama Angela Merkel. Otóż, w połowie lipca pani kanclerz wdała się w telefoniczną pogawędkę z Władimirem Władimirowiczem Putinem o opuszczonej przez Boga i ludzi Ukrainie. Bardzo lakoniczną notatkę o debacie zamieściła najpierw Niemiecka Agencja Prasowa, a później napomknął o niej oględnie Steffen Seibert, rzecznik niemieckiego rządu. Po jego wypowiedzi można było domniemywać, że w sposób niezwykle dyplomatyczny, Niemcy mają ochotę partycypować w renegocjacjach tak zwanych „porozumień mińskich”, niekorzystnych dla Ukrainy, a faktycznie zwycięskich dla Rosji. Jakby tego było mało, Niemka wyraziła gotowość zorganizowania międzynarodowego szczytu w sprawie Kijowa na terenie Berlina, co miał także poprzeć Macron. Ciąg dalszy opisanych zagadnień znalazł swoje miejsce w serwisach informacyjnych, kiedy, z końcem lipca, wdrożono nowe porozumienie o zawieszeniu broni na wschodzie Ukrainy, a Merkel z Macronem chcieli wrócić do rozmów w formacie normandzkim, czyli obrad przywódców Francji, Niemiec, Rosji i Ukrainy. I cóż wyszło z tych ambitnych planów? Nic! Żaden szczyt w Berlinie się nie odbył, ale w zamian za to, najbardziej opiniotwórczy niemiecki tygodnik poinformował pod koniec sierpnia, że kanclerz Merkel promowała spółkę „Wirecard”, z której kont bankowych zniknęło 1,9 mld euro. Szef firmy, Markus Braun, zrezygnował z pełnionej funkcji, a Jan Marsalek – Austriak, dyrektor operacyjny „Wirecard” – czmychnął ponoć do Moskwy, gdzie zaopiekowała się nim czule Służba Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej. Jeśli odłożyć wydarzenia na osi czasu, to można być zaskoczonym, ponieważ afera finansowa wybuchła w czerwcu, jednak opóźnienie terminu pojawienia się w niej Merkel i plotki o kremlowskim wywiadzie pozwalają wysnuć tezę, że ktoś postanowił przekierować uwagę pani kanclerz znad Dniepru na własne podwórko, co też skutecznie mu się udało. Dodatkowo, o powołaniu komisji Bundestagu, mającej wyjaśnić rolę niemieckich polityków w sprawie lobbingu upadłego podmiotu, informuje radośnie „Sputnik”, co jest ważnym sygnałem dla każdego obserwatora sceny politycznej. W tym miejscu stanowczo zaznaczam, że autor niniejszego artykułu od lat nie czyta powieści szpiegowskich, nie widzi za każdym rogiem wrogiej agentury i nie fascynuje się spiskową teorią dziejów, za to wie dokładnie, iż prawie całą populację ludzką charakteryzuje rządza posiadania pieniądza oraz władzy.
Pieniądz oraz władza powodują, że człowiek posunie się do rzeczy najgorszych. Jeśli w Rosji przeciwników władzy likwiduje się fizycznie, to na Zachodzie eliminuje się ich też fizycznie, ale z życia publicznego. To samo tyczy przywódców – gdy nie można na nich czegoś wymusić kanałami dyplomatycznymi, wówczas nakręca się aferę medialną mającą być ostrzeżeniem dla opornego. Spróbujcie Państwo w chwili wolnej znaleźć w jakimkolwiek liberalnym serwisie ukazującym się nad Wisłą, serię tekstów o aferze finansowej z udziałem Angeli Merkel, albo cykl długich analiz o degrengoladzie moralnej francuskich policjantów i ich przełożonych. Z góry zastrzegam, że może to być trudne, ale „czwarta władza” doskonale wie co robi. Odbiorca ma interesować się tym i tylko tym co ma w danym dniu podane na tacy, zaś samodzielne myślenie nie jest mile widziane, ponieważ wówczas mógłby dostrzec niepożądany ruch figur na politycznej szachownicy.
Howgh!
Tȟašúŋke Witkó, 07 grudnia 2020 r.
1 komentarz
Bardzo interesujący artykuł o stosunkach francuski niemiecko rosyjskich. Niech się zadyskutują bo i tak z ich rozważań, poza gadaniem nic nie wydzie bo ich interesy są całkiem rozbierane. Zajmijmy się lepiej naszym podwórkiem, aby przekuć siły ni małe przecież na zwiększenie obronności w wykorzystaniem naszego za oceanicznego partnera. Rownież pod względem zapewnienia sobie surowców energetycznych i obronnych łącznie z siłami szybkiego reagowania. Pozdrawiam serdecznie.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.