Site icon ZycieStolicy.com.pl

Parada pustych fraz

Vera Jourova

Jeśli kiedyś, być może w niedalekiej przyszłości, Unia Europejska rozsypie się niczym zbity kryształ, to wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej (KE) – Věra Jourová – osoba odpowiedzialna za wartości i przejrzystość, znajdzie się na kartach podręczników historii w negatywnej roli „architekta destrukcji”. Problem w tym, że Czeszka pojawi się tam niezasłużenie. Nie, nie chodzi o to, że Pani Věra nie przyczynia się do osłabienia więzi łączących państwa. Chodzi o to, że Jourová nie jest żadnym „architektem”, a występuje raczej w roli magnetofonu, na którym utrwalono jakieś nagranie i ona teraz je perfekcyjnie – od siebie dodam, że prawdopodobnie bezmyślnie – odtwarza. Naturalnie, moi Czytelnicy, jako osoby wyrobione politycznie i uważnie śledzący doniesienia serwisów prasowych, już wiedzą, że chodzi o wywiad dla „Politico”, gdzie Jourová straszy rządy Węgier i Polski obcięciem funduszy za nieprzestrzeganie praworządności i wartości europejskich, czymkolwiek by one nie były. Jeśli mam być szczery, to muszę nadmienić, że słowa owe nie zrobiły na mnie najmniejszego wrażenia, a po ich przeczytaniu przesunąłem przywołane frazy do najdalszego zakątka mego mózgu i umieściłem w podzbiorze opisanym jako „parada pustych fraz”.

„Parada pustych fraz” skupia wypowiedzi polityków, które wypełniają głównie rolę folii bąbelkowej. Same w sobie nie mają większego ciężaru, zawierają jedynie powietrze, ale w pewien szczególny sposób osłaniają rzecz wrażliwą przed oddziaływaniem z zewnątrz. Podobnie jak folia, głosy te czynią hałas podczas konfrontacji z siłą na nie skierowaną, ale przy pękaniu nie wyrządzają nikomu żadnej krzywdy. Nie będę przytaczał Państwu szczegółów wywiadu Věry Jourovej, bo one zwyczajnie nie mają znaczenia, gdyż nic nie wybiegło poza oklepany bełkot, serwowany społeczeństwom byłych demoludów od kilku lat. Osnową i wątkiem gadaniny były standardowe, połączone w różne konfiguracje wyrażenia zawierające słówka, takie jak: „praworządność”, „przejrzystość”, „równość” i kilka innych. Proszę, aby Państwo nie odczytali mojego powyższego lekkiego tonu, jako pogardy dla przywołanych wartości. Nie, ja nimi nie pogardzam, ale jestem już znudzony bezprzedmiotowym nakręcaniem sprężyny, uruchamiającej mechanizm fermentu społecznego, mającego za zadanie utrudnić sprawowanie władzy demokratycznie wybranemu rządowi. Dodatkowym czynnikiem budzącym mój wewnętrzny opór jest bezpardonowa próba ingerencji w wewnętrzne sprawy suwerennego państwa przez, niekoniecznie zorientowanych i kompetentnych, urzędników unijnych.

Kompetentnych urzędników unijnych można chyba szukać ze świecą, a powodem takiego stanu rzeczy jest najprawdopodobniej ich dobór z tak zwanego „klucza partyjnego”. Dla poparcia mojej powyższej tezy przytoczę przykład kariery Elżbiety Bieńkowskiej – osoby, którą osobiście oceniam bardzo surowo, a jej sprawność intelektualną umieszczam na dolnym poziomie stanów niskich. Głębia wypowiedzi Pani Věry bardzo mi przypomina merytorykę przekazu Pani Elżbiety i w moim prywatnym rankingu ich jakość oscyluje wokół wartości zera… tego bezwzględnego. Chyba nawet zza szklanych ścian brukselskich biur można już dostrzec duży dystans do słów samozwańczych elit, ponieważ sam Janusz Lewandowski przekonywał jakiś czas temu, że ci, którzy wypowiadają się w sprawach Polski są znakomicie w jej sprawach zorientowani. Szkoda, że nie jest mi dane zrobić owym „znawcom” małego sprawdzianu, bo wtedy mógłbym ich zapytać, ile mamy w naszym kraju województw i z iloma państwami graniczymy? Jestem przekonany, że w odpowiedzi usłyszałbym znów słowotok, bez żadnego znaczenia, dlatego pozwolę sobie podejść do zapewnień Lewandowskiego z dużą rezerwą, a nawet niewiarą. Dodatkowo, w podstępnym mym mózgu rodzi się wredna myśl, że samo otoczenie Pana Janusza może pisać dialogi do podobnych wywiadów, zamieszczanych na łamach takich tytułów, jak „Politico”, ale oczywiście pewności nie mam. Mam za to pewność, że działalność Jourovej ma potężne wsparcie.

Potężne wsparcie dla działań Věry pochodzi wprost z Berlina. Nie toczy mnie jakaś fobia antyniemiecka i nie obwiniam Teutonów o całe zło świata, ale potrafię łączyć fakty. Otóż, w tym samym czasie kiedy wiceprzewodnicząca KE grzmiała na łamach „Politico”, głos dał także Heiko Maas. Minister spraw zagranicznych znad Sprewy spotkał chyba przypadkiem zaprzyjaźnionego żurnalistę, szermującego słowem w barwach „Der Spiegel” i tam również straszył Madziarów oraz potomków Piasta Kołodzieja obcięciem funduszy za nieprzestrzeganie wartości. Oczywiście, liberalne tytuły prasowe – te nadwiślańskie – usłużnie przedrukowały gawędy Czeszki i Niemca, aby, jak mniemam, zaniepokoić szykujących się do Wielkanocy Polaków. Zapytacie Państwo – jaki będzie tego efekt? Odpowiem – najprawdopodobniej żaden. Pieniędzy będzie mniej dla wszystkich, dlatego puszcza się w obieg podobne tezy, aby usprawiedliwić szalbierstwo do jakiego próbują się przygotować „możni” z Berlina. Takie zachowanie przyniesie dużo szkód, bo Viktor Mihály Orbán nie zawróci z obranej drogi, a jeśli naciski się zwiększą, wtedy faktycznie Budapeszt zacieśni stosunki Moskwą. Nam, z przyczyn wiadomych, to nie grozi, ale naturalne jest, że zwrócimy się o protekcję do Waszyngtonu, a Trump takiej okazji nie przepuści. Rozgorzeje kolejna wojna handlowa, zacznie się wzajemne wyniszczanie, a wówczas Pekin wspomoże wszystkie strony konfliktu, licząc sobie krocie za usługi. Jeśli do tego dojdzie, musimy pamiętać, kto sytuację zaprojektował i kto zainicjował „paradę pustych fraz”.

Howgh!

Tȟašúŋke Witkó, 13 kwietnia 2020 r.

Exit mobile version