Site icon ZycieStolicy.com.pl

O tych, co wiedzą lepiej.

braun_sejm

Nie wierzą w wirusa, pandemię nazywają globalnym spiskiem i mistyfikacją, a maseczek nie noszą – bo „nie muszą”. Mają swoją alternatywną rzeczywistość, a w niej – swoich lekarzy, badaczy, ekspertów. I nie dotyczy to, co gorsza, tylko garstki „szarych” ludzi. Bo oni w tej bańce idą za wzorem posłów, polityków i celebrytów.

– Pani swoim istnieniem narusza powagę tej izby – w takich słowach do marszałek Sejmu zwrócił się kilka dni temu poseł Konfederacji Grzegorz Braun. Małgorzata Gosiewska ośmieliła się upomnieć polityka, by bez maseczki nie zbliżał się do pracowników Kancelarii Sejmu. W końcu kimże ona jest, by pouczać posła Najjaśniejszej Rzeczypospolitej na temat czegokolwiek? Przecież „nie ma podstawy prawnej”, więc poseł Braun nie musi czuć moralnego obowiązku dbania o zdrowie innych. Poseł Braun nie ma ochoty zastanawiać się, czy przypadkiem kogoś nie naraża. Bo on w pandemię nie wierzy.

Na pytania, czy w ogóle wierzy w istnienie wirusa, pan poseł Braun nie zechciał odpowiedzieć. Występ w wieczornym programie na antenie Polsat News, polityk Konfederacji wykorzystał na pokaz książki o tytule „Fałszywa pandemia”. Posłowi Braunowi nie podobały się natarczywe pytania redaktora Grzegorza Jankowskiego o istnienie SARS-Cov-2. To tu nie można wygłaszać swoich oświadczeń?! Na szczęście poseł Braun nie dał się, trzymał fason i konsekwentnie nie odpowiadał. Bo nikt mu nie będzie dyktował, co ma robić. A w ogóle to on powinien zadawać pytania. I wtedy to też odpowiadanie miałoby sens!

Śmieszne? Nie sądzę. Dziś na terenie całej Polski koronasceptycy protestują. Nie chcą żadnych obostrzeń, ograniczeń. Tłoczą się w grupach na ulicach miast, oczywiście wszyscy z odkrytymi twarzami. Ciekawe, że noszenie maseczki urasta w oczach tych osób do czegoś nie tylko trudnego, wymagającego jakiegoś nadludzkiego wysiłku, ale wręcz urągającego ich godności, upokarzającego. Koronasceptycy nie dadzą się zatem tłamsić i ciemiężyć. Będą solą w oku tych wszystkich złoczyńców z WHO!

Znamienne, że słowa uczestników tych manifestacji są niezwykle zbieżne z retoryką polityków takich, jak Grzegorz Braun. Ale nie zapominajmy tu o innej grupie, która w zaszczepianiu u ludzi ignoracji wszelakiej ma już wiele zasług. Od początku pandemii nikt tak głośno nie gardłował przeciw maseczkom i obostrzeniom, jak niezawodni polscy celebryci. Topowe piosenkarki czy modelki nie chcą zakrywać swoich twarzy, bo przecież żal. Jedna z najpopularniejszych polskich wokalistek postanowiła być jednak wyrozumiała i wspaniałomyślna – za pośrednictwem Facebooka zaprosiła ówczesnego ministra zdrowia prof. Łukasza Szumowskiego do debaty na temat tego, czy pandemia istnieje. Oczywiście w świetle kamer. Jak zaznaczyła, na pewno znajdzie dla niego czas w swoim napiętym kalendarzu. Niestety, minister rękawicy nie podniósł.

To nie był żart. Osoby, które w mediach społecznościowych są dziś wzorem dla młodych ludzi, nie czują krzty odpowiedzialności. Nie poprzestają na dzieleniu się swoimi prywatnymi opiniami, ale wchodzą w rolę naukowców. I promują innych ekspertów – oczywiście takich, którzy potwierdzają ich punkt widzenia. Nie brakuje popularnych i lubianych celebrytów, którzy szerzą zwykłą dezinformację i fake newsy. Są nawet i tacy, którzy obraźliwie wypowiadają się o ludziach stosujących się do restrykcji i noszących maseczki. Do tego dołączają jeszcze cieszący się sławą wśród młodzieży youtuberzy i instagramowicze, którzy od wielu miesięcy z epidemii i zagrożenia nie robią sobie zwyczajnie nic.

Może to pobłażliwość, ale trudno mi twardo potępiać tych manifestujących dzisiaj zwykłych ludzi. Wszyscy mamy dość. Wszyscy chcielibyśmy, by ten okropny czas się po prostu skończył. Niektórzy czas obostrzeń znoszą gorzej, ich wrażliwość nie znosi  ciągłego niepokoju. Może chcą uciec od tego problemu. Może każda z tych kilkuset czy nawet kilku tysięcy osób ma inne powody, dla których tam dzisiaj poszła. Ale łączy je jedno – patrzą na innych. Na polityków, posłów, senatorów, rządzących, znanych i lubianych, telewizyjne „osobowości”. I widzą aktora, który robi relację live z awantury w sklepie, po tym jak zostaje wyproszony za brak maski. Widzą posła Brauna i niektórych innych posłów Konfederacji, których ego jest zbyt rozrośnięte, by dali się namówić na nałożenie maseczki. Wszak „nie ma podstawy prawnej”. Niech inni noszą, jeśli się boją.

W końcu widzą też rządzących, którzy sami nie zawsze są spójni w swoich przekazach i zaleceniach. Słowa premiera Mateusza Morawieckiego o „wirusie w odwrocie” długo nie zostaną mu zapomniane. Od kilku dni w mediach społecznościowych popularność zyskuje hashtag „#zamknijcieszkoły”. Rządzący twierdzą, że nie ma takiej potrzeby. Jednak może warto zastanowić się, dlaczego nie dla wszystkich to jest takie jasne? Z jakiego powodu zawodzi komunikacja rządzących z obywatelami? Skąd ten chaos? Politycy Zjednoczonej Prawicy zbyt długo zajmowali się sobą i swoimi stołkami w ramach fikcyjnego „odchudzania” rządu i zbyt późno zauważyli, że liczba zakażeń rośnie. Może właśnie wtedy był moment na przygotowanie tych nieszczęsnych „podstaw prawnych”? Chyba czas najwyższy twardo stanąć na ziemi, obiema nogami.

Nie chcę paniki i codziennego pompowania haseł o „rekordach zakażeń”, czy „drodze Włoch”. Nie przynosi to żadnych pozytywnych rezultatów, nie liczmy na to, że wywoła to zmianę myślenia u podważających istnienie wirusa czy sens zakrywania twarzy. My – media, dziennikarze – też powinniśmy zrewidować swój sposób mówienia o pandemii. Przesadzone określenia wywołują skrajne reakcje, być może także u tych, którzy dzisiaj manifestowali na Placu Zamkowym. Zdaje się jednak, że nawet spokojne apele i prośby o noszenie masek czy dezynfekcję dla niektórych to wciąż za dużo.

Exit mobile version