Nikt tak uparcie i tak wytrwale nie walczył z prawem norymberskim, które alianci musieli przynieść Niemcom, jak zachodnioniemieckie sądownictwo. Nikt tak nie zamykał się na lekcję Norymbergi – pisze „Sueddeutsche Zeitung” z okazji 75. rocznicy wyroku trybunału w Norymberdze.
Dziennik przypomina:
W pierwszych latach istnienia Republiki Federalnej odrzucenie „Norymbergi” było mainstreamowe. Pozostało też w głównym nurcie i przez dziesięciolecia. Jeśli teraz, 75 lat po wielkim wyroku norymberskim, pamięta się o nim, to na uwagę zasługują również prawne następstwa, ale i odrzucenie oraz wielka niechęć.
Takie było „stanowisko obrońców w Norymberdze od samego początku: alianci nie mieli prawa sadzać na ławie oskarżonych Niemców, którzy działali jedynie zgodnie z obowiązującym prawem narodowosocjalistycznym. Na przykład adwokat Otto Kranzbuehler, obrońca Doenitza, stwierdził w listopadzie 1945 roku, że to, co robili alianci, było prawną <<rewolucją>>, złamaniem żelaznego zakazu karania z mocą wsteczną. Nie ma kary bez przedniego prawa
– przypomina jego wypowiedź „Sueddeutsche Zeitung”.
W następnych latach „niemieckie środowisko prawnicze zjednoczyło się w obronie tej defensywnej postawy”.
Dziś „w budynku norymberskiego Pałacu Sprawiedliwości przy Fuerther Strasse mieści się prestiżowa <<Akademia Zasad Norymberskich>>, miejsce konferencji i seminariów, finansowanych przez niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Wolne Państwo Bawarię. Dziedzictwo historyczne jest tam nie tylko kultywowane, ale i prezentowane z dumą: Norymberga jako kolebka międzynarodowego prawa karnego (…). Niemcy uczą +prawa norymberskiego+ gości z afrykańskich krajów ogarniętych wojną domową, tak jakby było ono lokalnym wynalazkiem” – pisze dziennik.
I zauważa:
Oczywiście, że nie jest. Nikt tak uparcie i tak wytrwale nie walczył z prawem norymberskim, które alianci musieli przynieść Niemcom, jak zachodnioniemieckie sądownictwo i orzecznictwo. Nikt tak nie zamykał się na lekcję Norymbergi. W żadnym innym kraju zachodnim dyskurs na temat prawa międzynarodowego nie był tak naznaczony niechęcią. I to nie tylko w ponurych pierwszych latach istnienia Republiki, ale przez dziesięciolecia.
Tygodnik „Spiegel” pisał w 75 rocznicę rozpoczęcia procesów:
Wkrótce rozpacz z powodu wypędzenia Niemców z dawnych ziem wschodnich zmieszała się z nienawiścią do odczuwanej niesprawiedliwości norymberskich prześladowań nazistów. Powstał Bund der Heimatvertriebenen und Entrechteten (Blok Wypędzonych ze Stron Ojczystych i Pozbawionych Praw BHE), „Entrechtete” (pozbawieni praw) – to była sekcja „ofiar Norymbergi”. Pod hasłem „Zakończyć denazyfikację” BHE, organizacja złożona z dawnych towarzyszy z SS, weszła w skład koalicji rządowej Adenauera w wyborach do Bundestagu.
Po długich negocjacjach Adenauer osiągnął „ostateczne porozumienie”. Był to „Deutschlandvertrag” z mocarstwami zachodnimi w 1952 roku. W ten sposób państwo odzyskało część swojej suwerenności. I w sposób dość ukryty stwierdzało to, co od dawna było prawdą: wyroki norymberskie nie zostaną uznane przez Niemcy
– zauważa tygodnik.
Miało minąć „ponad dziesięć lat, zanim niemiecki wymiar sprawiedliwości wziął w swoje ręce ściganie nazistowskich morderców w procesie oświęcimskim, i prawie pół wieku, zanim Niemcy podpisały dokumenty założycielskie Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze – zbudowanego na zasadach ogłoszonych w Norymberdze” – pisze „Der Spiegel”.
Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze został powołany w 1945 przez aliantów w celu osądzenia głównych niemieckich zbrodniarzy wojennych z okresu II wojny światowej. Procedował od 20 listopada 1945 do 1 października 1946.
PAP/AS
96-letnia była sekretarka ze obozu Stutthof próbowała uciec przed procesem