Site icon ZycieStolicy.com.pl

Nic Ci się nie chce? A może nauczono Cię bezradności!

bezradności

Poczucie bezradności to potężna broń psychologiczna w starciu pomiędzy władzą a społeczeństwem. Być może skuteczniejsza niż wszystkie służby razem wzięte.

Zdarza Ci się, że masz świetny pomysł. Chciałbyś coś zmienić, lub zaczynasz przechodzić obojętnie obok coraz to głupszych pomysłów władzy (centralnej czy samorządowej?). Nie dziwią Cię, a nawet nie oburzają setki milionów złotych wywalane na głupkowate inicjatywy lokalne czy ogólnopaństwowe? Nie protestujesz, bo to nic nie zmienia. Na tej samej zasadzie nie głosujesz, bo to nic nie zmieniasz?

Być może nauczyłeś się bezradności! Spytasz jak to? To bezradności można się nauczyć? A no można!

 

Czym jest nauczona/nabyta bezradność?

Wyuczona bezradność to stan nabyty, wytworzony przez narażenie Cię na szkodliwe sytuacje. Muszą to być sytuacje, z których nie masz możliwości ucieczki. Jeśli dodamy do tego możliwość zmiany sytuacji, ale która będzie kończyć się niepowodzeniem, to wówczas także będziesz uczył się bezradności. Wyuczona bezradność to termin często obecny w socjologii czy psychologii, która odnosi się do osób bezdomnych, niepełnosprawnych, korzystających długotrwale z pomocy społecznej. Nie chcę tu nikogo piętnować, ponieważ w społeczeństwach informacyjnych problem ten dotyka coraz większe grupy osób i tak naprawdę nie wiadomo, dlaczego.

 

Jak wygląda wyuczona bezradność?

W skrócie to stan, w którym jesteś przekonany, że bez względu na wysiłek jaki byś podjął i tak nie jesteś w stanie zmienić swojej sytuacji. Wyuczona bezradność polega na przekonaniu o braku związku pomiędzy zachowaniem, a jego konsekwencją. Pierwsze badania nad wyuczoną bezradnością to druga połowa XX wieku.

W 1967 roku, Martin Seligman (amerykański psycholog uważany za ojca teorii wyuczonej bezradności) przeprowadził eksperyment, który polegał na umieszczeniu psów w klatce tak by nie mogły uniknąć porażenia prądem. Tak, wiem, to okrutne na dzisiejsze realia, w przeszłości jednak psycholodzy przeprowadzali znacznie gorsze „eksperymenty”. Pies zamknięty w klatce nie mógł uniknąć bólu. Początkowo walczyły próbując się uwolnić. Jednak po pewnym czasie poddawały się i biernie znosiły cierpienie. Zwierzęta zaczęły umierać z apatii odmawiając jedzenia czy picia. Część zwierząt przemieszczono do klatki, z której mogły uciec. Jednak i te umierały z apatii nie korzystając z okazji do ucieczki. Nawet siłowa zmiana miejsca pobytu psa na bardziej komfortowe nie przekonała pozostałych psów.

Podobny eksperyment przeprowadzono na szczurach. Szczury były wrzucane do śliskiego pojemnika, z którego nie mogły wyjść. Pojemnik był wypełniony wodą. Wrzucony do pojemnika szczur utonął po kilkunastu minutach. Szczur, któremu podano kij uratował się, gdy podobnie jak jego poprzednik po kilkunastu minutach zaczął tonąć. Następnie tego samego szczura wrzucono jeszcze raz do pojemnika z wodą. Tym razem szczur pływał kilka godzin zanim ostatecznie utonął.

 

A co, z ludźmi?

Powiecie dobra, ale to zwierzęta. Ludzie inaczej reagują. Okazuje się, że nie. Świadczą o tym inne doświadczenia. W pierwszym z nich podzielono studentów na dwie grupy. Każdej dano do rozwiązania dwa zadania o tej samej treści. W pierwszej grupie zadanie łatwiejsze dano na początku eksperymentu, a następnie trudniejsze. W drugiej grupie zadanie trudniejsze było podyktowane jako pierwsze. Jak myślicie, która grupa rozwiązała mniej zadań? Oczywiście ta z pierwszym zadaniem trudnym.

W drugim eksperymencie niemowlakom zamontowano nad głowami zabawki. Pierwsza grupa dostała zabawki reagujące na ruch. Druga – zabawki, które zachowywały się niezależnie od ruchów dziecka. Pierwsza grupa dzieci nauczyła się szybko kontrolować zabawki. Druga nie. Nawet gdy wymieniono im zabawki na sterowalne, dzieci nie podejmowały próby sterowania nią.

Z niemowlętami wiąże się jeszcze inny przykład. Dzieci jeszcze jako niemowlaki oddawane do domów dziecka czy porzucane, w pewnym momencie przestają płakać. Niemowlęta tak komunikują się z rodzicami. Jest mi zimno – płaczę, jestem głodny – płaczę, potrzebuję bliskości – płaczę. Dzieci bez rodziców albo odpowiedniej opieki przestają w pewnym momencie płakać, gdy ich potrzeby przestają być zaspokajane.

 

Jakie są skutki wyuczonej bezradności?

Niestety ludzie szybko nabywają wyuczonej bezradności. Powiesz, że nie? Odpowiedz na pytanie czy pójdziesz na protest przeciwko urzędniczej samowoli albo łamaniu prawa przez urzędników. Nie? Czy czasem nie dlatego, że jesteś przekonany, że urzędnikom nic się nie stanie? A no właśnie!

Wyuczona bezradność ma też inne negatywne skutki, o których możesz nie zdawać sobie sprawy. Po pierwsze, prowadzi do deficytu poznawczego. Wydłuża się twój czas uczenia się, spada też motywacja do niego. Deficyt motywacyjny to drugie negatywne następstwo wyuczonej bezradności. No bo jak przejawiać motywację, kiedy każdy nasz wysiłek spotykał się z niepowodzeniem? Deficyt emocjonalny to także negatywny skutek wyuczonej bezradności. Za nim idzie depresja, apatia, lęk, zmęczenie, wrogość, utrata nadziei, frustracja.

Te emocje prowadzą do pogorszenia zdrowia, a nawet śmierci czy rozwoju śmiertelnych schorzeń takich jak nowotwory.

 

Wyuczona bezradność w kontroli całych narodów

To wszystko co sobie do tej pory powiedzieliśmy o wyuczonej bezradności dotyczyło jednostkowych przypadków lub mniejszych grup społecznych. A co, jeśli zastosować wyuczoną bezradność na całe grupy etniczne lub narody? Zacznijmy od np. systemu edukacji, gdzie możemy tak ustawić punkty rekrutacyjne, że np. do najlepszych liceów dostaną się tylko dziewczynki, a chłopcy z góry (w większości) będą skazani na technika i to nie koniecznie te dobre. W konsekwencji dziewczynki pójdą na studia i stopniowo zaczną zmieniać strukturę urzędniczą państwa, co ostatecznie może doprowadzić do przemodelowania całego systemu społecznego, łącznie z tradycyjnymi rolami rodzinnymi.

Osobiście uważam, że jednak uczeni jesteśmy bezradności w innymi kierunku. Chodzi o system polityczny. Bo jak to możliwe, że znaczna część społeczeństwa nie chodzi na wybory? Nawet przy frekwencji 60 % oznacza to, że gdyby wszyscy inni uprawnieni do głosowania oddali glos na jedną partię to przejęłaby ona władzę i miała wielką szansą na większość konstytucyjną. Czy można to wytłumaczyć w ten sposób, że dekady obiecanek polityków nie zniechęciły nas do głosowania?

Exit mobile version