ZycieStolicy.com.pl

Między marzeniem a rzeczywistością

Między marzeniem a rzeczywistością

57ee2a4580549e2874dfe8734ed74b6c860000 2
Oto jak nas, biednych ludzi, Rzeczywistość ze snu budzi.
Tadeusz Boy-Żeleński

Władimir Putin ma wielkie marzenie, chce przewrócić Rosjanom utracony Związek Radziecki. Prezydent Lech Kaczyński przemawiając na placu w Tbilisi, w 2008 r., gdy wojska Putina zaatakowały Gruzję przewidywał, że następnymi obiektami rosyjskiej agresji będzie Ukraina, państwa bałtyckie, a później także Polska. 

Rzeczywiście w lutym 2014 r. Rosja zaatakowała Ukrainę. A jeszcze w styczniu 2014 r. na stronie Biura Bezpieczeństwa Narodowego (prezydentem był Bronisław Komorowski) można było przeczytać: „W dającej się przewidzieć perspektywie za stosunkowo mało prawdopodobne należy uznać, że dojdzie w naszym regionie do konfliktu zbrojnego na dużą skalę.” Później tłumaczono, że Rosja zaatakowała Ukrainę „hybrydowo” więc to nie był konflikt na dużą skalę. Na pewno był to konflikt tzw. niskiej intensywności, no i oficjalnie nie uczestniczyły w nim siły zbrojne FR.  

Jesienią 2021 r. Rosja zaczęła gromadzić  wojska na granicy z Ukrainą. Media światowe podawały: Rosja prawdopodobnie zgromadziła w różnych miejscach około 130 tys. żołnierzy. Pisał „The Economist”: „To oznacza, że jest to prawdopodobnie największe nagromadzenie sił wojskowych, jakie miało miejsce w Europie w ciągu ostatnich 40 lat”. Wtedy pojawiły się obawy, że Rosja napadnie na Ukrainę. Jednak wielu zachodnich analityków w to wątpiło podając, że Putin nie miał sił pozwalających na prowadzenia pełnoskalowej wojny „kinetycznej”. Do takiego zamiaru musiałoby mieć co najmniej pół miliona wojska, czyli cztery razy więcej niż tam było. Armię Ukrainy oceniano na 250 tys. żołnierzy, a przeszkolone rezerwy liczyły około 300 tys., czyli w razie zagrożenia ukraińska armia mogła podwoić swoją liczebność. Atak za pomocą 130 tysięcy wojska wydawał się rzeczywiście mało prawdopodobny. Jednak 24 lutego 2022 r. Putin w wystąpieniu telewizyjnym oznajmił: „Podjąłem decyzję o operacji wojskowej” w celu „demilitaryzacji” Ukrainy, a więc uczynienie jej bezbronną oraz zapowiedział „denazyfikacja” (rosyjska propaganda twierdzi, że Ukrainą rządzą „naziści”). 

Putin chciał zmusić rząd w Kijowie do rezygnacji ze starań o członkostwo w NATO. Oznajmił, że zarządził „operację” w obliczu  zagrożenia ekspansją NATO”. Chciał zmienić wrogi Rosji ukraiński rząd na rząd jej przyjazny. Nie krył się z tym, że zbiera wojsko na granicy z Ukrainą, tak jakby chciał wywołać na Zachodzie silne obawy przed wybuchem wojny. Chyba w ten sposób sondował na ile może sobie  pozwolić –  co Zachód zaaprobuję chcąc wojny uniknąć. 

W ośrodkach politycznych na Zachodzie pojawiły się też rady, aby nie prowokować Rosji, uwzględnić jej żądania; są przyjmujący, głównie w Niemczech, że Ukraina powinna być strefą rosyjskich wpływów. Liderzy NATO oświadczyli, że w żadnym wypadku nie skierują wojsk na Ukrainę. Prezydent USA Joe Biden zapowiedział: „jeśli Rosja wkroczy na Ukrainę to Putin słono za to zapłaci”. Ale też dodał, że może mniej zapłacić, jeśli to będzie jakiś „mniejszy najazd„. 

Putin był właśnie takim „mniejszym najeźdźcą” wyrywającym sąsiadom kawałki ich terytoriów (Abchazja, Osetia Płd., Krym). Nie chciał wielkiego konfliktu z Zachodem, w którym Rosja mogłaby dużo stracić. Strasząc wojną Zachód chciał też wymusić na Ukrainie ustępstwa. Zakładał, że Ukraińcy nie są zdolni do stawienia oporu i wystarczy urządzić „solidną” demonstrację zbrojną, aby ich zmusić do uległości. 

Putin pogardliwie wyrażał się o Ukraińcach będących, wg niego, gorszą odmianą Rosjan, Małorosjanami. Mówił o Ukrainie jako o państwie upadłym, a więc niezdolnym do obrony. Chyba uwierzył w to, co mówiła jego propaganda, że będzie ratować rosyjskojęzyczną ludność na Ukrainie przed grożącym jej „ludobójstwem”. Wkroczenie rosyjskich czołgów miało sparaliżować władze Ukrainy i zachęcić do działania zwolenników Rosji, którymi mieli być rosyjskojęzyczni obywatele Ukrainy. 

Demonstracja siły miała trwać krótko. Ambasador Ukrainy w Berlinie AndrijMelnyk w dniu rozpoczęcia rosyjskiej inwazji zwrócił się o pomoc w uzbrojeniu i sprzęcie wojskowym. Usłyszał od niemieckich ministrów: „w naszej ocenie, pozostaje wam, Ukraińcom, kilka godzin. Teraz nie ma w ogóle sensu, żeby wam pomagać”. Generał Erich Vad (był doradcą kanclerz Angeli Merkel) powiedział, że Putin wygra, gdyż ma „nowoczesną”, „dobrze wyposażoną” armię, a operacja na Ukrainie potrwa kilka dni – „nie więcej”.

Ukraińcy nie przestraszyli się i stawili opór. Armia i naród wykazują wysokie morale, siły zbrojne Ukrainy walczą. „Operacja” Putina przekształciła się tym samym z planowanej demonstracji w pełnoskalową wojnę.                                                                                                                                                                      

Rosjanie nie byli przygotowani na prowadzenie wojny. Spoglądając na ich poczynania można wskazać popełnione ciężkie błędy. Podzielono siły wkraczające na Ukrainę na parę zgrupowań wysyłając je na kilka rozbieżnych kierunków – miały zająć Kijów, wschodnią Ukrainę (Charków), wybrzeże nadmorskie (Mariupol, Odessa) w sytuacji, gdy nie było wystarczających sił, aby te cele osiągnąć. Jedna z zasad sztuki wojennej mówi, że atakując należy dysponować przewagą w miejscu decydującym. Nie wiadomo co było w operacji Putina miejscem decydującym, gdzie należałoby skupić siły. Putin nie wyznaczył jednego dowódcy dla swych wojsk – sam zaczął nimi dowodzić zza biurka w Moskwie. Rosyjscy generałowie byli zaskoczeni, gdy okazało się, że nie ma witających ich radośnie tłumów, a trzeba podjąć walkę z odważnym i twardym obrońcą, z armią ukraińską. 

Rosjanie popełnili zresztą zasadniczy błąd – nie rozpoznali jaka jest gotowość i zdolność obronna Ukraińców. Nie tylko nie udało się im opanować Kijowa, ale nawet nie potrafili w pełni okrążyć stolicy Ukrainy. Nie nastąpiło też zapowiadane opanowanie Odessy i Rosjanie nie przerwali linii fontu w Donbasie – Charków, drugie największe miasto Ukrainy po Kijowie, broniło się. Ukraińskie siły skoncentrowały się na opóźnianiu ruchów agresora i obronie miast, z Kijowem na czele. Jednostki ukraińskich wojsk operacyjnych zachowały swobodę działania. W obronie Ukraińcy wykorzystują otrzymaną z Zachodu broń, zwłaszcza przeciwpancerną i przeciwlotniczą. Istotną rolę odgrywa ogień artylerii, której cele wskazują drony. Obronie sprzyja wysoka mobilizacja społeczeństwa ukraińskiego, wypełnianie poleceń władz oraz przekazywanie przez ludność cywilną danych o ruchach kolumn wroga. Udaje się też Ukraińcom likwidować rosyjskie próby prowadzenia działań dywersyjnych w miastach ukraińskich. 

Wydawało się, że Rosjanie wyciągnęli wnioski z porażki. Putin wycofał wojska spod Kijowa przemieszczając je na południe. Wyglądało, że zmniejsza ilość kierunków operacyjnych, skupia siły na froncie południowo-wschodnim.Wyznaczył wreszcie jednego dowódcę. Został nim gen. Aleksandr Dwornikow, który wcześniej dowodził w Czeczenii i Syrii. Znany jako zwolennik uderzania w ludność cywilną. W Syrii nakazywał ostrzeliwanie i bombardowanie dzielnic mieszkalnych miast i prowadził tzw. zaczistki, czyli eliminowanie na danym terenie wszystkich zdolnych do noszenia broni mężczyzn. Pod jego dowództwem miała być przeprowadzona „wielka bitwa o Donbas”. Tam miało być zwycięstwo, którym Putin miał się pochwalić. Nic takiego nie nastąpiło! Ukraińcy bronią się i kontratakują. Gen. Dwornikow nie daje rady, jego ofensywa utknęła. 

PS. Najnowszym czołgiem rosyjskiej armii jest T-90M. Nowocześniejszego T-14 Armata nie udało się wyprodukować bowiem konstrukcję „trapi wiele problemów technicznych”. Do inwazji na Ukrainę było sześćdziesiąt T-90M. Pewnie nie będzie więcej, produkcja wstrzymana przez sankcje nałożone na Rosję – brakuje potrzebnych komponentów.      

                                                             

Czołg konstrukcyjnie jest zbliżony do czołgów zachodnich i być może dlatego na jednym z portali zajmujących się uzbrojeniem przeczytałem: „Smutne ale nie mamy czołgów które by, zatrzymały ten czołg.” Czyli nasz Leopard nie da rady. Dobrze, że o tej przewadze T-90 nie czytali Ukraińcy. Mamy bowiem wiadomość, że właśnie żołnierze ukraińscy za pomocą jednego wystrzału z broni przeciwpancernej zniszczyli czołg T-90 „Władimir”. Władimir Putin raczej nie będzie zadowolony. To zły znak przed zbliżającym się 9 maja, gdy chce świętować wielkie zwycięstwo Rosji.

 

                                                                                                                                                                                                                                                         

                                                                                                                                                                             

Exit mobile version