Site icon ZycieStolicy.com.pl

„Lorneta z Meduzą” bez Lewandowskiego

Lewandowskiego

„Lorneta z Meduzą” bez Lewandowskiego

Reprezentacja Polski zrehabilitowała się za haniebną klęskę w środę w Brukseli w meczu z Belgią (1:6) i po niezłym meczu zremisowała w sobotę w Rotterdamie z liderem „naszej” grupy Ligi Narodów Holandią 2:2.

Trener Biało – Czerwonych Czesław Michniewicz jeszcze przed starciem z Holendrami zapowiadał, że ten mecz będzie testem dla zawodników dobijających się do podstawowego składu kadry, a najlepszy garnitur Polaków zobaczymy dopiero we wtorek na Narodowym w Warszawie podczas rewanżu z Belgami. Między innymi dlatego dał wolne naszemu asowi nad asy – Robertowi Lewandowskiemu, który w towarzystwie ochroniarza popisy kolegów oglądał z trybun.

A ci pokazali, że istnieje życie bez Lewego. Nasi zagrali bez strachu, wreszcie, szczególnie przed przerwą, rozważnie w obronie i nawet Jan Bednarek nie był, jak to zwykle bywa, zwrotny i szybki jak Batory w porcie, tylko zaprezentował się zupełnie przyzwoicie. Ale to nie on był bohaterem starcia w Rotterdamie. W meczu z Holandią na miano pierwszoplanowych postaci drużyny narodowej zapracowali trzej inni piłkarze Michniewicza. O dwóch z trzech naszych bohaterów lubujący się w barwnych określeniach Franciszek Smuda powiedziałby „farbowane lisy”, bo to gracze importowani do polskiej kadry z Włoch i Anglii, których rodzice lub dziadkowie za chlebem, albo z przyczyn politycznych, wyjechali za granicę i oni tam przyszli na świat.

Nicola Zalewski, którym zachwyca się jego klubowy trener w AS Romie, słynny Jose Mourinho urodził się we włoskim Tivoli. Ma 20 lat, całe swoje życie spędził w Italii, ale po polsku nie mówi gorzej niż ja czy ktoś z Państwa. Jego tata, już niestety nieżyjący pan Krzysztof, powiedział polskim dziennikarzom, że „nie przeżyję jeśli nie zobaczę Nicoli w reprezentacji Polski”. Doczekał się. Syn zadebiutował w Serravalle w meczu Polski z San Marino (7:1). A pan Krzysztof, choć walczył wtedy z zaawansowanym nowotworem na trybunach nie krył łez szczęścia, że doczekał chwili, kiedy jego Nicola wystąpił w koszulce z Orłem na piersi. Pod koniec września ubiegłego roku tata piłkarza przegrał jednak walkę z chorobą. Ale do końca swoich dni mógł być dumny, że choć na obczyźnie, to wychował dzieci w miłości do Polski.

Podobnie jak obrońca Aston Villi Matty Cash, który po podaniu Zalewskiego zdobył pierwszą bramkę dla Polski w meczu z Holandią. Matty urodził się w Slough. Jego ojciec Richard jest Anglikiem, a mama Barbara z domu Tomaszewska pochodzi z rodziny polskich emigrantów, którzy na Wyspy trafili w czasie II wojny światowej. Ktoś mógłby powiedzieć, że Cash – junior zapałał miłością do Polski, kiedy zdał sobie sprawę, że jest za słaby żeby liczyć na powołanie do reprezentacji Polski. Byłoby to jednak zbyt duże uproszczenie i zwyczajna nieprawda. Po pierwsze Matty to najlepszy prawy obrońca w Premier League i spokojnie miałby miejsce w drużynie „Synów Albionu”. A po drugie, jak sam podkreśla, od kiedy tylko postawił na piłkę marzył, żeby zagrać w polskich barwach. A że płynie w nim biało – czerwona krew pokazał po zwycięskim meczu barażowym ze Szwecją (2:0), który dał nam awans na mistrzostwa świata w Katarze. Ponoć na pomeczowym bankiecie był wiodącą postacią i nie odmawiał toastów polską wódką, czym podpił, przepraszam podbił, serca kolegów z kadry.

A skoro już o wódce mowa, to alkohol o mało nie zniszczył kariery trzeciego z naszych bohaterów spotkania z Holandią. I tu już na jej starcie. Chodzi o Łukasza Skorupskiego, który z krnąbrnego i lubiącego balety chłopaka z Zabrza, wyrósł na jednego z najlepszych bramkarzy włoskiej Serie A i to od niego trener Bologny Sinisa Mihajlović rozpoczyna kompletowanie składu na każdy kolejny mecz ligi włoskiej. A wcale nie musiało być tak kolorowo, bo w czerwcu 2012 roku wraz z dwoma kolegami z Górnika Zabrze, gdzie wówczas występował, Skorupski wszczął burdę w katowickim lokalu „Lorneta z Meduzą”. W ruch poszły pięści, kufle, pękła jakaś szyba, polała się krew z rozbitych nosów. Trzej sportowcy – agresorzy zostali zatrzymani przez policję. A jako, że trenerem Górnika był wtedy znany z trzymania w klubie żelaznej dyscypliny Adam Nawałka, to awanturnicy mocno oberwali po kieszeni i na pewien czas wylądowali w rezerwach. Skorupski miał wtedy zaledwie 21 lat. Kiedy wydawało się, że to koniec Skorupskiego, ten zacisnął zęby i zawziął się żeby pokazać, iż bójka w barze była jedynie incydentalnym przerywnikiem w przygodzie z piłką. Dopiął swego. Dziś jest szczęśliwym mężem pięknej włoskiej modelki i ojcem, ma na koncie ponad dwieście meczów w Serie A, zaś w reprezentacji bije się, ale wyłącznie na argumenty z Wojciechem Szczęsnym o miano pierwszego bramkarza kadry.

Piotr Radomski

Exit mobile version