Site icon ZycieStolicy.com.pl

Liga nikomu nie potrzebna

Liga

Liga nikomu nie potrzebna

Jest takie mocne, przemawiające do wyobraźni, podkreślające wagę czegoś, określenie – TO jest potrzebne, jak tirówce majtki. Owo stwierdzenie, odnoszące się do zbędnych, ba wręcz przeszkadzających w pracy części garderoby panienki zarabiającej przy szosie, jak ulał pasuje do piłkarskiej Ligi Narodów. Jeśli ktoś znajdzie jakikolwiek inny niż finansowy, oczywiście dla organizatora czyli UEFA, walor tych rozgrywek, to mój głęboki szacunek. A już totalnie bez sensu jest rozgrywanie meczów LN w czerwcu, kiedy po zakończeniu meczących rozgrywek ligowych, zawodnicy marzą jedynie o ciepłym piasku, zimnym drinku i ognistej lasce przy boku. O tym, jak traktują rywalizację w Lidze Narodów ci najmocniejsi, czyli Francuzi, Anglicy czy Włosi, wystarczy spojrzeć na ich ostatnie wyniki. Anglia, która w innych okolicznościach przyrody, w ważnym dla siebie meczu pewnie zjadłaby Węgrów na śniadanie. Tymczasem w Lidze Narodów dostaje od Madziarów na własnym boisku 4:0. Włosi, przecież aktualni mistrzowie Europy zebrali bęcki od Niemców (2:5), a Francuzi od Chorwatów (0:1). Wobec powyższych rezultatów Liga Narodów kojarzy mi się z wiejskim weselem, na którym dokazują ci, którzy nie zostali zaproszeni na bardziej nobilitujące przyjęcia.

We wtorek na Stadionie Narodowym, w ramach Ligi Narodów oczywiście, Polacy zmierzyli się z Belgią. I moi zdaniem przegrali ten mecz zanim jeszcze wyszli na boisko. Przegrali go w głowach. Paraliżujący ich poczynania strach przed powtórką sprzed kilku dni, kiedy to Biało – Czerwoni przegrali w Brukseli 1:6 sprawił, że bali się zaryzykować, zaatakować, zmusić rywali do popełniania pomyłek. Ów lęk się jeszcze pogłębił, kiedy w 16. minucie Michi Batshuayi strzelił gola dla gości z Beneluksu. Nasi skupili się na tym, żeby nie popełnić błędów, które przekują się na kolejne bramki dla przeciwników. Pewnie dlatego prezentowali się schematycznie, przewidywalnie i mało efektownie. A wystarczyło żeby wcześniej nacisnęli na

grających na pięćdziesiąt procent Belgów, a z pewnością coś by ustrzelili. Najbliższy doprowadzenia do remisu był w końcówce Karol Świderski, który trafił w słupek. Ta sytuacja była efektem błysku geniuszu Roberta Lewandowskiego, który pięknie szarpnął na lewej stronie i zgubił dwóch obrońców rywali. Tyle, że był to jedyny b łysk naszego kapitana w tym meczu. W pozostałych sytuacjach „Lewy” człapał po murawie jak staruszek po parku. A jeśli już miał jakąś okazję, to koncertowo ją marnował. Domyślam się, że dlatego, iż myślami był bardziej na wakacjach z żoną i dziećmi, niż na boisku.

A jeśli nie za bardzo chciało się, albo zwyczajnie zabrakło sił naszemu liderowi, to tym bardziej podważa to sens rozgrywania Ligi Narodów w czerwcu, a dla mnie w ogóle. I w żaden sposób nie przemawia do mnie argument, że mecze w tych rozgrywkach były dla trenera Michniewicza okazją do przetestowania kandydatów do gry w mistrzostwach świata. No bo jaki jest sens sprawdzać piłkarza w czerwcu, skoro do listopadowego mundialu może on trzy razy złapać kontuzję?

Piotr Radomski

Exit mobile version